Przyzwyczailiśmy się już, że jak Donald Tusk coś mówi, to tylko mówi. Okazuje się, że dotyczy to nie tylko obietnic, ale także gróźb. Choćby tych pod adresem opozycji.
Przypominanie sobie różnych archiwalnych wypowiedzi Donalda Tuska często bywa zabawne, bo w przypadku większości z nich lider opozycji albo zmienił zdanie, albo miał na myśli co innego, albo kontekst był nie taki.
Wszyscy pamiętamy zapowiedź zdejmowania krzyży w szkołach, by potem usłyszeć na konwencji wspomnienie o znaku krzyża, jaki na chlebie robiła mama byłego premiera. Wszyscy oczywiście pamiętamy jego reakcję na zapowiedź programu 500 plus, jaką w kampanii 2014 roku złożyło Prawo i Sprawiedliwość.
Jeżeli ktoś wie, gdzie leżą zakopane w Polsce miliardy, które można porozdawać ludziom to nie powinien z tym zwlekać, bo szkoda każdego dnia
— mówił Tusk.
Jednak gdy półtora roku temu wrócił z Brukseli, by wyciągnąć PO z sondażowej zapaści, już twierdził, że podobny projekt miała gotowy Ewa Kopacz, ale niestety nie zdążyła go wprowadzić w życie. Oczywiście przykłady można mnożyć w nieskończoność.
Nie zawsze przypominanie archiwalnych wypowiedzi Donalda Tuska liderowi PO się podoba. Czasem nie podoba mu się bardzo. Tak było np. w przypadku filmu „Nasz człowiek w Warszawie”. Donald Tusk pozwał TVP, dyrektora TAI Jarosława Olechowskiego i red. Marcina Tulickiego właśnie z powodu tego filmu. A dokument przedstawia głównie archiwalne wypowiedzi Tuska z czasu, gdy jako premier odpowiadał za politykę zagraniczną. Dziś lider PO uważa, że wcale nie prowadził prorosyjskiej polityki i chce przekonać do tego wyborców, a film powinien zostać, jego zdaniem, decyzją sądu usunięty z internetu.
Okazuje się, że nawet całkiem świeże wypowiedzi, jeśli ich autorem jest Donald Tusk, szybko się dezaktualizują. Na przykład w listopadzie lider PO postawił partiom opozycyjnym coś na kształt ultimatum.
Jestem gotów jutro podpisać z partiami opozycyjnymi, demokratycznymi umowę o jednej liście. Mogę jeszcze miesiąc czekać. Ale za moment muszę wyznaczyć liderów list, nazwę komitetu, muszę zacząć zbierać środki na kampanię. Ludzie muszą wiedzieć, na kogo te środki się zbiera. Musi być nazwa, szyld, barwa. Więc ja nie mogę czekać do wakacji. My musimy ruszyć z kampanią taką w pełni zorganizowaną na początku roku najpóźniej, bo oni ją toczą cały czas. Nie chcę, żeby to zabrzmiało butnie, ale ja nie mam innego wyjścia. Albo pójdą po rozum do głowy i zdecydują się do końca roku zbudować z nami tę jedną listę, albo nie będę miał innego wyjścia. Zrobię wszystko i, uwierzcie mi, będę w tym bardzo zdeterminowany i wierzę, że będę w tym skuteczny, żeby w takim razie bez nich pokonać PiS. Jeśli nie będzie innego wyjścia, bez nich pokonam PiS
— mówił Donald Tusk na spotkaniu z mieszkańcami Sępólna Krajeńskiego.
Dziś w PO wolą tych słów nie pamiętać, kolejni politycy Platformy rozmywają to ultimatum, tłumacząc, że szef miał co innego na myśli, bo to znaczyłoby, że już dziś Tusk o jednej liście powinien przestać myśleć. A wydaje się, że wciąż śni o niej po nocach. Choć już nikt rozsądny raczej nie wierzy, że do takiej listy dojdzie.
Coraz bardziej wątpliwa jest też zapowiedziana skuteczność Tuska, bo nagle okazało się, że większość Polaków nie chce premiera Donalda Tuska, w tym wielu wyborców PO. Co więcej z innego badania wynika, że zdaniem badanych lepszym premierem byłby Rafał Trzaskowski. Lider PO powinien wreszcie przekuć balon z przekonaniem o własnej wszechmocy, przestać gwiazdorzyć, przestać grozić partnerom z opozycji i wziąć się za robotę, czyli wreszcie pokazać program.
I wreszcie czy można dziwić się politykom opozycji, że po prostu nie ufają Tuskowi? Przecież nawet gdyby podpisano konkretne porozumienie dotyczące jednej listy, na temat podziału środków z subwencji, miejsc biorących, itd., kto miałby gwarancję, że Tusk i tak nie wykiwa partnerów. Przecież on cały czas zmienia zdanie, wycofuje się, doprecyzowuje. Jest po prostu niewiarygodny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/628719-ultimatum-tuska-warte-tyle-co-jego-obietnice-czyli-nic