Ale jestem naiwny. Jaki łatwowierny. Przez długi czas nosiłem w pamięci obraz Szymona Hołowni jako człowieka wyjątkowo wrażliwego, skoro traktuje konstytucję jak sacrum. „Jeśli płacze z powodu jej nieprzestrzegania przez władze PiS, jakże subtelną tkankę psychiczną musi mieć ten pozornie prosty konferansjer programów telewizyjnych” - przekonywałem niedowiarków, doszukujących się drugiego i trzeciego dna w powstaniu partii Polska 2050. Nie jest on wszak twardym, gruboskórnym politykiem, który nawet szanując konstytucję, prędzej by kogoś kto ją łamie walnął w głowę jej egzemplarzem, najlepiej oprawionym w sztywną okładkę, niżeli ronił szczere łzy na samą myśl o możliwości jej pogwałcenia.
Od lat doskwierał mi brak elementu uczuciowości w polityce. Czystości etycznej, która by rozświetlała jej mroczne ścieżki i kręte labirynty, jakimi poruszają się uczestnicy tej ważnej sfery publicznej działalności. „Wreszcie, doczekałem się kogoś właściwego” – pomyślałem przepełniony szczęściem. W polityce pojawił się Szymon Hołownia. Kierując się szlachetnymi intencjami porzucił niezwykle dochodową rolę prestidigitatora tanich widowisk, wywołującego zbiorowy zachwyt nad przeciętnej jakości produkcjami telewizji prywatnej, na rzecz działalności publicznej, która wymaga poświęcenia wszystkich talentów dla powiększania dobra wspólnego. Pokłady liryzmu na fundamentach którego Szymon Hołownia podjął tak brzemienną dla całego społeczeństwa polskiego decyzję, by mu służyć, wprowadziła moje wyobrażenia o polityce na piedestał cnoty. Pod warunkiem jeśli trafi w tak godne ręce, jakie posiada Szymon Hołownia i jego bliskie zaplecze polityczne.
I nagle! Niespodziewanie! Co za bolesny cios! Jaki szok! Zamiast wzoru do naśladowania, kameleon jakich mało. Kręci filmik wideo, na którym płacze z powodu szargania konstytucji. Naiwny Jachowicz się wzrusza, a Hołownia sobie myśli: „Jaki stary, taki głupi. Tak się dać nabrać. Co on, dziś się urodził? Gdybym przestrzegał konstytucji, nie mógłbym prowadzić żadnej przyzwoitej działalności politycznej. Z należytą oprawą medialną, ikonograficzną. A wydatki na mój sztab doradców? A podróże? Subwencje przyznawane przez PKW starczyłyby na śniadania. Na pozostałe sprawy – choćby druki, broszury - skąd wziąć pieniądze? Cóż takiego wielkiego się stanie, że Państwowa Komisja Wyborcza nie przyjmie sprawozdania finansowego, bo jako partia nie notuję dochodów i rozchodów. Jedyne, co mnie może spotkać to brak subwencji na partię. Za to mam pełną swobodę. I moi sponsorzy, którzy wspomagają finansowo bliską mi fundację, mają spokój”.
Coś za coś!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/628296-jak-prowadzic-dzialalnosc-polityczna-na-duza-skale