Powrót Donalda Tuska to dobrze zgrana w czasie akcja przygotowania Polski do roli Księstwa Warszawskiego lub Królestwa Polskiego.
„Pana pytania, „czyja będzie Polska?” nigdy nie zapomnimy. Nigdy nie zlekceważymy ryzyk, przed którymi ono ostrzega”. Tak stwierdził premier Mateusz Morawiecki 7 lutego 2020 r., w pierwszą rocznicę śmierci premiera Jana Olszewskiego. Pytanie jest nadal aktualne. Czyja będzie Polska, jeśli wybory wygrają ci, którym – wbrew gołosłownym deklaracjom – jest to obojętne. Nie chodzi nawet o to, że Polska będzie „ich”. To byłoby pół biedy. Chodzi o to, że niesuwerenność Polski nie jest uznawana za problem. Z niewielkimi przerwami tak jest od początku XVIII wieku.
Przez ponad 300 lat nie zniknęło stronnictwo uważające, że brak suwerenności nie jest żadną przeszkodą w rządzeniu Polską. Obecna wersja tego stronnictwa ma „najlepsze” od 300 lat argumenty, żeby traktować suwerenność jako przeszkodę w rozwoju Polski. Nie musi się wprost odwoływać do Moskwy czy Berlina. Odwołuje się do Europy. Tylko to wcale nie jest Europa opisana w ustępie 2. artykułu 4. Traktatu o Unii Europejskiej:
„Unia szanuje równość Państw Członkowskich wobec Traktatów, jak również ich tożsamość narodową, nierozerwalnie związaną z ich podstawowymi strukturami politycznymi i konstytucyjnymi, w tym w odniesieniu do samorządu regionalnego i lokalnego. Szanuje podstawowe funkcje państwa, zwłaszcza funkcje mające na celu zapewnienie jego integralności terytorialnej, utrzymanie porządku publicznego oraz ochronę bezpieczeństwa narodowego”.
Tego wszystkiego „Europa” mająca wzmocnić, wzbogacić i unowocześnić Polskę akurat nie szanuje. Bo gdyby szanowała, przez kilka już lat Polski by nie czołgała.
Ci, którzy chcą rządzić Polską po wyborach parlamentarnych w 2023 r., uważają to czołganie Polski za uzasadnione, a nawet traktują je jako podstawowy warunek odzyskania władzy. Ale jeśli nie tylko akceptują czołganie Polski, ale wręcz je inspirują, to ustawiają się na pozycji wobec Polski zewnętrznej. Od ponad 300 lat ktoś w Polsce zajmuje wobec niej pozycję zewnętrzną, a wręcz traktuje Polskę i Polaków niepoddających się zewnętrznemu sterowaniu jako coś obcego. I tu właśnie trzeba postawić pytanie Jana Olszewskiego: „czyja będzie Polska?
Powrót Donalda Tuska do polskiej polityki to dobrze zgrana w czasie akcja przygotowania Polski do roli Księstwa Warszawskiego lub Królestwa Polskiego. To pierwsze było terytorium zależnym Cesarstwa Francuskiego, to drugie – Cesarstwa Rosyjskiego. Oba były zależne, choć miały pewną autonomię, a nawet własne konstytucje. Z tym, że mogły być one w dowolnej chwili podporządkowane prawu zewnętrznemu i woli któregoś cesarstwa. Obecnie można znowu mówić o sprowadzaniu Polski do współczesnej wersji Księstwa Warszawskiego lub Królestwa Polskiego.
Od 2015 r. można mówić o współczesnej polskiej insurekcji. Jej celem jest pełna niepodległość, suwerenność i stworzenie takich podstaw materialnych oraz instytucjonalnych, żeby albo uchronić się od losu tylko Księstwa Warszawskiego bądź Królestwa Polskiego, bądź maksymalnie utrudnić sprowadzenie do takiej roli. Przez wielu (podobnie jak to było z przerwami od początku XVIII wieku) cel i insurekcja były i są uważane za nierealne czy niemożliwe do zrealizowania. Za niepotrzebne marnowanie sił i środków, gdyż tego nadrzędnego celu nie da się osiągnąć. A nawet nie trzeba tego osiągać, gdyż wersja suwerennościowa jest gorsza od tej przeciwnej. Obecnie mamy taki stan rzeczy, jak w czasie Kongresu Wiedeńskiego (wrzesień 1814 – czerwiec 1815). To czas na przygotowanie Polski na współczesną wersję Kongresu Wiedeńskiego, nawet gdy formalnie taki szczyt państw się nie odbędzie, choć w najważniejszych stolicach mogą zapaść podobne w skutkach decyzje. Gdyby to się udało, taki na przykład Donald Tusk bardzo zadowoliłby się statusem księcia Franciszka Ksawerego Druckiego- Lubeckiego z czasów Królestwa Polskiego. Wprawdzie Tusk nie ma nawet promila umiejętności i kompetencji księcia, ale czy to mu przeszkodziło w byciu „prezydentem” Europy.
W niesuwerennościowej wersji Polski chodzi o to, żeby się jak najlepiej urządzić jako państwo wasalne. Państwo pogodzone z losem i nastawione na to, że możni nie zostawią go poza głównym nurtem, także poza nurtem modernizacji. To oznacza nie tylko bezwzględne uznanie prymatu tzw. prawa europejskiego i funkcjonowanie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w roli sądu boskiego, ale też zgodę na przemiany kulturowe oraz obyczajowe, ze specjalną rolą LGBT (i dowolnych kolejnych liter alfabetu), zlikwidowaniem podziału wedle kryteriów płciowych (biologicznych), zniszczeniem tradycyjnej rodziny oraz rewolucją w edukacji.
Obecnie rządzący zdają się być przekonani, że współczesna wersja insurekcji może ochronić Polskę przed losem Księstwa Warszawskiego bądź Królestwa Polskiego. Jeśli wraz z zachowaniem kanonu wartości i tradycji uda się Polskę na tyle zmodernizować i uczynić państwem względnie bogatym, nie uda się nowy Kongres Wiedeński, a Polska stanie się przynajmniej regionalnym graczem pierwszorzędnym.
Polityka obecnie rządzących jest w najlepszym razie uznawana za bezsensowny romantyzm, gdyż Polska, szczególnie na przełomie 2022 i 2023 r., nie ma ponoć żadnych szans na suwerenne i podmiotowe funkcjonowanie. A uprawianie takiej polityki tylko nas skłóca z wszystkimi, bo przecież w Unii Europejskiej nie ma na to miejsca. Trzeba pójść z duchem czasu i z większością, czyli uznać, że status Księstwa Warszawskiego czy Królestwa Polskiego jest dla nas optymalny. Dlatego PiS należy odsunąć od władzy, a potem zniszczyć, żeby nurt insurekcyjny, romantyczny czy niepodległościowy na zawsze wyplenić z polskiej polityki i myślenia o państwie.
Donald Tusk wrócił do Polski czy też został tu przysłany, żeby mieć wpływ na to, co się w kraju będzie działo w kilku kontekstach, które akurat teraz się zbiegają. Pierwszy kontekst to próba rzucenia Polski na kolana poprzez zastosowanie sankcji i kar finansowych związanych z kwestiami sądownictwa czy szerzej „praworządności”. To doprowadziło do zablokowania środków z Funduszu Odbudowy, a w przyszłości miałoby doprowadzić do blokowania środków z budżetu UE na lata 2021-2027. To ma zaszkodzić Polsce i wywołać rewoltę. Opozycja (w dużej części) obstaje za takim sposobem rzucenia Polski na kolana.
Tusk został do Polski przysłany po to, żeby podburzać ludzi do buntu po kolejnych orzeczeniach TSUE oraz kolejnych decyzjach Komisji Europejskiej. Przysłano go do Polski również dlatego, żeby podsycać zagrożenie zewnętrzne i umacniać przekonanie, że nasz kraj jest osamotniony i bezbronny wobec zewnętrznej agresji. To się akurat nie udało, ale nie zmieniło się przekonanie, że Polska powinna jak najszybciej zgodzić się na status Księstwa Warszawskiego bądź Królestwa Polskiego. I tylko wtedy inni rozwiną nad nami parasol bezpieczeństwa.
Trudno powiedzieć, ilu Polaków uważa, że powinniśmy się zadowolić statusem Księstwa Warszawskiego czy Królestwa Polskiego. Rządzący uważają, że mimo zewnętrznych trudności istnieje wielka szansa przekroczenia granicy, za którą sprowadzenie Polski do roli Księstwa Warszawskiego czy Królestwa Polskiego będzie już niemożliwe albo bardzo trudne. Dlatego jest taka presja na obalenie rządu, a jeśli to się nie uda - na wygranie wyborów wszelkimi metodami.
Polska po raz kolejny w swojej historii znalazła się w momencie przełomu. Albo wygra wersja suwerennościowa, albo zrealizowany zostanie wasalny scenariusz, którego Donald Tusk miałby dopilnować.I po to wrócił do Polski (bądź został tu przysłany). Zwolennikom planu niesuwerennościowego warto przypomnieć, że od likwidacji Księstwa Warszawskiego do odzyskania niepodległości minęły 103 lata, zaś od likwidacji Królestwa Polskiego na niepodległość trzeba było czekać 86 lat. Te niesuwerenne i pod wieloma względami pokraczne twory istniały zaś odpowiednio tylko 8 i 17 lat. Były zatem tylko nietrwałym kaprysem zewnętrznych sił. Takim, jakim byłaby każda ich współczesna wersja.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/626856-aktualne-jest-pytanie-olszewskiego-czyja-bedzie-polska