Zdaniem publicysty i autora kilku książek - Jerzego Surdykowskiego, piszącego dla dziennika „Rzeczpospolita” w rubryce „Advocatus diaboli”, każdą władzę „obsiadają żądni posad i kasy politycy drugiego szeregu”. Obsiadają ją „jak muchy ścierwo”. I takiż właśnie jest tytuł ostatniego felietonu wspomnianego autora – „Muchy ścierwojady”.
Zjawisko stare jak polityka, a Surdykowski żadnej kolejnej prawdy objawionej nam nie odkrył tylko raczej przypomniał, jakie reguły rządzą niekiedy tym światem. Sam zresztą konkluduje wstęp do swojego tekstu słowami: „Kto przypuszcza, że po przyszłorocznych wyborach będzie inaczej, powinien zająć się hodowlą róż, a nie polityką”. Trudno się i z tym nie zgodzić. Ale problem z jego felietonem leży gdzie indziej.
Otóż kreacja głębi myśli autora zawartych w tekście skupia się przy okazji udowadniania wyżej wspomnianej tezy na dwóch osobach: Danielu Obajtku i Jacku Kurskim. To oni, według Surdykowskiego, są porównywani z „muchami ścierwojadami”, które „obsiadły” partię rządzącą „żądni posad i kasy”.
Fraza „… katapultowanie wójta Pcimia do gabinetu największej i najbogatszej firmy w Polsce” ma pokazać czytelnikowi nowego Dyzmę, który tylko dlatego, że był lojalnym działaczem partii rządzącej, sięgnął po najwyższe stanowiska w państwowym biznesie. Skoro tak panie autor, to spójrzmy głębiej na tę postać.
„Mucha ścierwojad I” wg Surdykowskiego - Daniel Obajtek
Za czasów Platformy Obywatelskiej w przeciągu 8 lat Orlen miał zysku 2 miliardy 900 milionów. W przeciągu 4 lat prezesury Daniela Obajtka Orlen przyniósł państwu zysk 23 miliardy. Grupa ORLEN w 2021 roku osiągnęła najwyższy w swojej historii zysk netto w wysokości 11,2 mld zł. Natomiast w roku 2022 agencja ratingowa Moody’s Investors Service przyznała koncernowi najwyższą dotychczasową ocenę ratingu na poziomie A3 z perspektywą stabilną. Ale nie tylko ORLEN. Przypadki innych spółek Skarbu Państwa pokazały pewną prawidłowość. I tu dochodzimy do konkluzji, że rzekome „muchy ścierwojady” przyczyniły się do wypracowania trzykrotnie wyższych zysków niż „fachowcy” z czasów rządów Platformy Obywatelskiej, których zastąpili.
W pierwszych półroczach lat 2014-2015 (ostatnie dwa lata rządów PO) piętnastka największych spółek skarbu państwa zarobiła łącznie mniej niż przez ostatnie sześć miesięcy 2017 r. Tymczasem wybitny fachowiec (przewodniczył radom nadzorczym następujących firm: Huty Aluminium „Konin”, Metalexfrance Paryż, S and I SA Lozanna, ce-market.com oraz był członkiem rad nadzorczych następujących spółek: Impexmetal, Elektrim, Polska Telefonia Cyfrowa, Elektrim Telekomunikacja, Elektrim Magadex, Elektrim Volt oraz PTE AIG) z ramienia Platformy Obywatelskiej, powołany w 2008 r. na stanowisko prezesa zarządu i dyrektora generalnego PKN Orlen Jacek Krawiec (absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu) ostatni rok swoich rządów w ORLENIE jechał na stracie. W lutym 2019 został zatrzymany w związku z podejrzeniem dopuszczenia się przestępstwa niegospodarności w wielkich rozmiarach. 7 miesięcy później ponownie zatrzymuje go CBA, a Prokuratura Regionalna w Łodzi rozszerza podejrzanemu liczbę zarzutów. Jakby tego było mało, we wrześniu 2020, znowu trafia w ręce CBA, tym razem w związku ze sprawą przeciwko byłemu ministrowi Sławomirowi Nowakowi. Chodziło o podejrzenie wręczenia mu łapówek na łączną kwotę kilkuset tysięcy złotych w zamian za pomoc w kwestiach związanych z objęciem przez Dariusza Krawca intratnych stanowisk.
Pytanie do autora – Kto tu jest „muchą ścierwojadem żądną posad i kasy”? Daniel Obajtek, za którego prezesury ORLEN i zyski Skarbu Państwa mają się jak nigdy, czy Jacek Krawiec wsadzony na ten stołek „fachowiec” przez poprzednią ekipę?
Jacek Kurski i „dziadek z Wehrmachtu
Drugą osobą, którą wziął na celownik Surdykowski jest były prezes telewizji publicznej Jacek Kurski. Swoją nominację na prestiżowe stanowisko w Banku Światowym, zdaniem autora’ szef TVP zawdzięcza głównie zasługom dla partii. Jako przykład podaje sprawę „dziadka z Wehrmachtu”, która zmieniła „na korzyść PiS-u wynik wyborów w 2005 r., ale propagandysta [Kurski – przyp. aut] zapomniał, że stary Józef Tusk nie wstąpił do Wehrmachtu ochotniczo tylko przymusowo , tak jak inni Kaszubi czy Ślązacy. Przy najbliższej okazji zmienił front i do domu wrócił w polskim mundurze”. Najprawdopodobniej byłem tym dziennikarzem, który pierwszy zadzwonił do Archiwum Federalnego, wydział Wehrmachtauskunftstelle Berlin-Reinickendorf i odkrył, że dziadek ówczesnego kandydata na prezydenta służył w niemieckiej armii. Potem dokładnie zbadałem losy Josefa Tuska. Przeczesaliśmy archiwa Polskich Sił Zbrojnych (PSZ)na Zachodzie, 3 Armii USA, a także brytyjczyków oraz dokumenty z obozów koncentracyjnych zebrane w archiwum zbiorczym Bad Arolsen oraz Neuengamme pod Hamburgiem. Udało się nam odtworzyć prawdziwy życiorys Józefa Tuska, a po opublikowaniu w tygodniku „Sieci” przestał być tajemnicą.
Dlatego dziwię się, że Jerzy Surdykowski powiela propagandowe bzdury, które wygłaszają politycy opozycji bez zadania sobie trudu i sprawdzenia jak było naprawdę. A prawda jest taka, że dziadek Donalda Tuska w żadnym polskim mundurze do domu nie wrócił ponieważ nigdy nie służył w Wojsku Polskim. Prawdziwy życiorys Józefa Tuska został sporządzony własną ręka, tuż po wojnie w 1948 roku (pominął w nim tylko ze zrozumiałych względów epizod w Wehrmachcie); fakty, które podał ankieterom do przygotowanego w 1975 roku przez historyka Wiktora Śledzika „Słownika biograficznego Gdańszczan” oraz jego osobista relacja zamieszczona w książce Brunona Zwarry - „Gdańsk 1939. Wspomnienia Polaków Gdańszczan”, spisana również w 1975 roku. Osobiście nie miał powodów by podawać w nich nieprawdziwe fakty ze swego życiorysu, ponieważ jeszcze wtedy żyli ludzie, którzy go dobrze znali sprzed wojny oraz sam nie miał wiedzy, że jego wnuk będzie kiedyś kandydował na urząd Prezydenta Rzeczpospolitej.
W dużym skrócie. Za Polskość przedwojenny telegrafista PKP Józef Tusk został aresztowany i wysłany do przymusowej pracy w gospodarstwie rolnym w Gross-Lesewitz na Żuławach oraz w stoczni Schichau’a w Elblągu (wtedy był to formalnie obóz jeniecki podległy obozowi koncentracyjnemu Stutthof). Przebywał w nim do sierpnia 1940 r. Po czym został zwolniony. Jednak zamiast do domu jako „fanatycznego Polaka, zagrażającego bezpieczeństwu państwa niemieckiego” przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Neuengamme pod Hamburgiem. Po roku dzięki staraniom żony udało się przez sopockiego fabrykanta Schatz’a, u którego była zatrudniona, uzyskać zwolnienie. 2 sierpnia 1944 „z automatu” jako uznany za etnicznego Niemca został wcielony do Stammkompanie/Grenadier-Erstatz-und Ausbildungsbatallion 328 (Kompania Kadrowa 328 Zapasowego Batalionu Szkolnego Grenadierów) 526 Dywizji Rezerwowej w Akwizgranie. Tego dnia otrzymał „nieśmiertelnik” z numerem 8241- blaszkę z danymi, którą nosi zawsze żołnierz na szyi. Jego jednostka szkoliła uzupełnienia dla 353 Dywizji Piechoty, która w tamtym czasie walczyła w rejonie Akwizgranu i Lasu Huertgen. 12 października 1944, czyli po ponad dwóch miesiącach zostaje skreślony z listy ewidencyjnej żołnierzy Wehrmachtu. Nie wiadomo jakim sposobem udało mu się uzyskać przeniesienie do niemieckiej „służby cywilnej”. Sam zresztą napisał w życiorysie w 1975, że pracował „od 26.8.1944 do 5.3.1945 przy kopaniu okopów”, a nie w żadnym wojsku polskim na Zachodzie.
W alianckich archiwach nie ma jednak śladu po nim samym. Zarówno w amerykańskich - „The National Archives and Records Administration”, jak i w angielskich - Ministry of Defence APC Polish Enquiries w Northolt. Józef Tusk nie figuruje ani jako jeniec wzięty do niewoli przez amerykańską 3 DPanc lub 9 DPiech, ani jako osadzony w obozie jenieckim. Również próżno by go szukać w ewidencji Polskich Sił Zbrojnych (PSZ) na Zachodzie. Po kapitulacji III Rzeszy znajdujemy nazwisko tegoż Józefa Tuska na terenie byłych koszar w Neustadt gdzie mieścił się obóz dla tzw. dipisów (displaced persons) przebywał tam od 28 czerwca, aż do 24 listopada 1945 roku, czyli do czasu swojego powrotu do Sopotu (DP 2 – karta, 3.1.1.1 / 69544036 i DP 3 – karta, 0.1 / 47614872). I stamtąd wzięło się owe „duńskie masło” (Neustadt leży niedaleko duńskiej granicy), które Józef Tusk przywiózł ze sobą z wojennej tułaczki. Wspominała o nim córka Józefa – Eleonora, wtedy 12-letnia dziewczynka, która po latach opisywała powrót ojca z wojny do Sopotu. Natomiast gdyby trafił do polskiej armii na Zachodzie oczekiwałby na repatriację do kraju w koszarach koło Wilhelmshaven, a nie tułałby się po obozach dla dipisów. W tym wszystkim smutne jest to, że wnuk Józefa Tuska i niegdyś kandydat na Prezydenta RP, historyk, nie znał dokładnie skąd inąd przyzwoitej przeszłości wojennej swojego przodka „po mieczu”, a brutalnie nią manipulował wraz ze szefem swojego sztabu wyborczego Jackiem Protasiewiczem i tłumem usłużnych dziennikarzy z „Gazety Wyborczej”, „Dziennika Bałtyckiego” oraz TVN.
Kłamali dwukrotnie: raz, że nie był w Werhmachcie, dwa, że służył w PSZ. Podobnie postępuje dziś autor felietonu z Rzepy. Jerzy Surdykowski prawdopodobnie przepisując bzdury zawarte w Wikipedii i nie zadając sobie trudu by sprawdzić jak było naprawdę. Sprawy „dziadka z Wehrmachtu” też nie rozdmuchał Jacek Kurski. Przeszła ona już do historii wyborów organizowanych w III RP. Jej głównymi bohaterami byli: kandydujący na Urząd Prezydenta ówczesny szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk, jego nie żyjący od 1987 roku dziadek Józef oraz członek ówczesnego sztabu wyborczego kandydata Prawa i Sprawiedliwości Jacek Kurski. Emocje, które wtedy wzbudziła były tak silne, że do dzisiejszego dnia prawie nikt nie jest w stanie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: dlaczego jego wnuk – Donald Tusk, a wraz z nim sprzyjające mu media oszukiwali wyborców, co do przeszłości Józefa w siłach zbrojnych III Rzeszy.
Analizując sekwencje wydarzeń z tamtych lat, korzystając z materiałów leżących w archiwach oraz rozmawiając ze świadkami wydarzeń można dojść do dość nieoczekiwanego wniosku. Aferę „dziadka z Wehrmachtu” rozpętała sama Platforma Obywatelska. W zachowaniach przedstawicieli tej partii, retoryce ich akolitów i apologetów oraz w polityce przekazu mediów tzw. wówczas „głównego nurtu” powtarzają się te same schematy, które dziś dostrzegamy w tzw. „sprawie SKOKÓW”, czy innych pseudosferach podobnie „rozkręconych” przez usłużnych dla PO dziennikarzy i publicystów na użytek wyborów parlamentarnych, jak „afera dziadka z Wehrmachtu”.
Powstaje zasadnicze pytanie. Skoro wg autora felietonu „politycy drugiego szeregu” - „żądni posad i kasy” obsiadają władzę „jak muchy ścierwo”, to jak można nazwać publicystę, który w imię dokopania politycznym przeciwnikom fałszuje rzeczywistość, przytaczając przeinaczone fakty historyczne? Odpowiedź pozostawiam naszym Czytelnikom.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/626354-muchy-scierwojady-fachowcy-i-dziadek-z-wehrmachtu