Propaganda stanu wojennego atakowała go jako zdrajcę, a sąd zaocznie skazał na karę śmierci. Dzisiaj Paweł Smoleński z „Gazety Wyborczej” określa Romualda Spasowskiego, byłego ambasadora PRL w Waszyngtonie, który po 13 grudnia 1981 r. poprosił o azyl polityczny w USA mianem, szemranej postaci, miałkiego pieczeniarza i konformisty bez charakteru. Dla jego służby dla PRL nie ma usprawiedliwienia, ale już dla Kiszczaka, Urbana, Jaruzelskiego zawsze się znajdzie! Dla nich również Spasowski był zwykłym sprzedawczykiem. Porozumienia z Magdalenki ciągle obowiązują
Minęła kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. 41 lat temu świat obiegły dwie wiadomości 22 grudnia 1981 r. do Departamentu Stanu USA z prośbą o azyl polityczny zwrócił się ambasador Romuald Spasowski, a ambasadę PRL w Japonii opuścił Zdzisław Rurarz. W tym samym czasie Polskę w potajemny sposób opuszcza Ryszard Kukliński. Wszyscy trzej zostali skazani zaocznie na karę śmierci przez wymiar sprawiedliwości w PRL. Propaganda atakowała ich jako zdrajców.
Ukazała się właśnie książka „Romuald Spasowski. Spowiedź ambasadora” pod redakcją Mariusza Brymory – dyplomaty, anglisty, tłumacza. Niby nic nadzwyczajnego, kolejna wspomnieniowa publikacja o odchodzącej coraz dalej przeszłości. W wywiadzie nt. książki pod znamiennym tytułem „Bohater czy komunistyczny cwaniak?” Paweł Smoleński zadając pytania rysuje Spasowskiego jako postać bez charakteru, przetrzepuje sumienie nieżyjącego człowieka i dezawuuje jego świadectwo.
„Jawi mi się on jako postać raczej szemrana”, „ambasadorowie byli postaciami miałkimi, pieczeniarzami, którzy postanowili nie przegrać na stanie wojennym”
– mówi redaktor „Gazety Wyborczej”.
Czy tylko świadectwa Jaruzelskiego, Urbana, Kiszczaka poświadczone pieczątką cenzury z ulicy Czerskiej mają prawomocność? Wywiad PRL – jak pokazał to w swoim filmie dokumentalnym sprzed kilkunastu lat Robert Kaczmarek - do 1989 r. dawał do zrozumienia ambasadorowi i jego rodzinie, że „pamięta o sprawie” (słowa Gromosława Czempińskiego). W przeszłości Spasowski pracował również dla Zarządu II SG LWP. Jak widać z jakiś powodów „pamięta o sprawie” także „Gazeta Wyborcza”. Po okrągłym stole w kwietniu 1990 r. Sąd Wojskowy złagodził wyrok kary śmierci na 25 lat pozbawienia wolności. Dopiero w listopadzie Spasowski został uniewinniony.
Znamienny jego fragment wspomnianego wywiadu, role się odwracają, pytanie zadaje redaktor książki, a odpowiada wywiadujący:
„Pyta pan, czy był nieuczciwy?
– mówi zakłopotany Mariusz Brymora
„Był. Człowiek, który w 1938 r. dowiaduje się od swoich przyjaciół i współtowarzyszy o stalinowskich procesach moskiewskich, a dopiero w 1981 r. odchodzi od komunizmu, oznajmiając, że to jednak nieprzyzwoity system, dowodzi swojej nieuczciwości
– odpowiada przeprowadzający wywiad Smoleński.
– Nie on jeden namyślał się tak długo
– ripostuje Brymora.
To żadne usprawiedliwienie
– ucina Smoleński.
Autor książki podkreśla, że był postacią ciekawą, niejednoznaczną i trudną do takiej oceny. Naocznym świadkiem procesu norymberskiego i koronacji Elżbiety II w Westminster Abbey. Słuchał w parlamencie brytyjskim wystąpień Winstona Churchilla. Oglądał parady motocyklowe Juana Perona w Buenos Aires. Jadał kolacje z Indirą Gandhi. W gabinecie owalnym rozmawiał osobiście z prezydentami Dwightem Eisenhowerem, Johnem Kennedym, Jimmym Carterem i Ronaldem Reaganem.
Dzisiaj „Gazeta Wyborcza” głosem Smoleńskiego obcesowo dezawuuje Romualda Spasowskiego jako postać szemraną, „miałkiego pieczeniarza”, „konformistę o miałkim charakterze”, dla którego nie ma usprawiedliwienia za służbę dla komunistycznego państwa. Bardzo przypomina to ton oświadczeń wygłaszanych w Dzienniku Telewizyjnym w którym spikerzy w mundurach tłumaczyli, że „czynił to dla własnych egoistycznych i małostkowych interesów” i „Wyrzekł się jej [PRL – przyp. Red.] za judaszowe srebrniki”.
„Postanowił nie przegrać na stanie wojennym. Prawda, że Spasowski musiał się ukrywać, miał opiekę ze strony CIA, ale USA to kraj ładny, zamożny, niezły do życia.”
— mówi Paweł Smoleński.
Jego ucieczka przecież była na rękę walczącym z reżimem Jaruzelskiego administracji Ronalda Reagana. Wystąpił w słynnym programie telewizyjnym „Żeby Polska była Polską”. Jego życie na obczyźnie trwało kilkanaście lat, nie opływał w luksusy, choroba nowotworowa na którą zapadł w latach 90. była przez niego odbierana jako ekspiacja za służbę komunizmowi.
Spasowski był synem komunizującego filozofa marksistowskiego Władysława Spasowskiego. Po śmierci ojca zaprzysiągł kontynuowanie jego dzieła i wierność komunistycznej Polsce. Tak go wychował. Przez kilkadziesiąt lat w błyskotliwy sposób piął się po szczeblach kariery dyplomatycznej w PRL. Zdaniem dr. hab. Patryka Pleskota z IPN, który badał historię Spasowskiego, którego związki z MSZ sięgają końca lat 40, był uważany za wytrawnego dyplomatę. Był jednym z architektów wizyty Richarda Nixona w czasach Edwarda Gierka, pierwszej wizyty urzędującego amerykańskiego prezydenta w Polsce. Ówczesny I Sekretarz – jak wspominała jego żona – był Spasowskim zafascynowany. Ułatwiał otrzymanie kredytów. Miał doświadczenie, bo latach 1955-1961 po raz pierwszy pełnił funkcję ambasadora w USA. W roku 1977 wrócił do Waszyngtonu i pełnił swoją misję do 19 grudnia 1981, kiedy zdecydował się poprosić Amerykanów o azyl polityczny.
Spasowski przeżył mocno śmierć syna, powstanie się „Solidarności”, a także audiencję u papieża Jana Pawła II w 1980 r. Jego ucieczka była do końca niezrozumiałą dla PRL-owskich dygnitarzy. Żona będąca gorliwą katoliczką i osobiście niechętna PRL-owi wywarła wpływ na jego nawrócenie się na katolicyzm. W 1985 roku Spasopwski przyjął chrzest. Zmarł 10 lat później na nowotwór.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/626267-nie-dopadl-go-jaruzelski-dosiega-dintojra-wyborczej