Zatrzymanie wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskie Evy Kaili w związku ze śledztwem dotyczącym korupcji, to wydarzenie bezprecedensowe, wręcz szokujące. Ale nie dlatego, że instytucje unijne słyną z uczciwości i transparentności. Wręcz przeciwnie, są siedliskiem wielkiej korupcji, na skalę nawet dla PSL i niegdysiejszego SLD niewyobrażalną. Zaskoczenie polega na tym, że eurokracja jest całkowicie bezkarna, więc co się takiego stało, że aresztowano akurat grecką socjalistkę.
CZYTAJ TEŻ:
W komunikatach podano, że chodzi o możliwą korupcję na rzecz jednego z państw Zatoki Perskiej - prawdopodobnie Kataru. Rzecz dotyczy nielegalnego lobbingu, czyli inaczej mówiąc przekupstwa za załatwienie jakiejś sprawy, albo ustanowienie konkretnych przepisów. W tym się instytucje unijne specjalizują. Zapłatą były drogie prezenty i pieniądze. Policja miała odzyskać u Kaili 600 tysięcy euro wziątki.
Proszę Państwa, w Unii w Brukseli to takie pieniążki są na waciki. Nie o takie sumy się eurokracja modli i nikt nikogo za takie drobiazgi nie prześladuje. Dlaczego więc grecką socjalistkę spotkał tak okrutny los? Może się nie podzieliła z kimś czymś? Może coś obiecała i nie załatwiła, więc donosik poszedł? Może weszła komuś w drogę ze swoimi interesami? Może sprawa ma przykryć inną - coś jak podpalenie, by zlikwidować ślady zabójstwa? A może to pomyłka i Kaili jest niewinna jak sama komisarz Jourova, którą za korupcję przy eurofunduszach na miesiąc do lochu - aresztu trafiła, aż jeden świadek, który miał jej łapówkę wręczyć zmarł, więc się okazało, że to nieskazitelnie uczciwa kobieta jest. Być może się przekonamy.
Unijna rybia głowa i unijni panowie na zamku
Tak czy owak pani Kaili należy do wyjątkowego towarzystwa. Spośród 29 najważniejszych osób w Unii – (komisarze z przewodniczącą von der Leyen, szef Rady Europejskiej, szefostwo PE, prezes TSUE, prezes Europejskiego Banku Centralnego), więcej niż 1/3 jest/była bezpośrednio, lub pośrednio zamieszana w afery korupcyjne, machinacje finansowe, podejrzane, nielegalne występki. Za Gogolem można powtórzyć, iż „jeden tam tylko porządny człowiek jest - prokurator, ale i ten, prawdę mówiąc, świnia.”
Zróbmy więc przegląd unijnych kadr, zaczynając od góry, od której, jak twierdzi Ryszard Petru psuje się głowa, czyli Ursuli von der Leyen. To wyjątkowo pechowa kobieta jest. Ciągle jej się dane z telefonów i komputerów kasują. Pierwsze dwa razy gdy w 2019 roku komisja śledcza Bundestagu rozpoczęła dochodzenie w sprawie ogromnego marnotrawstwa w ministerstwie obrony w czasach, kiedy nim kierowała. Chodzi m.in. o warte setek milionów zlecenia dla firmy konsultingowej, w której pracowała jej przyjaciółka. Komisja śledcza zażądała dostępu do telefonów służbowych byłej minister, a tu cyk wszystko z nich zniknęło. Kolejny pech trafił jej się jak wszczęte zostało dochodzenia w sprawie zakontraktowania szczepionek dla całej Unii. Cyk i zniknęła jej cała jej korespondencja z prezesem Pfizera Albertem Bourlą. Przez zupełny przypadek znalazło się za to 320 milionów euro unijnych dotacji dla biotechnologicznej firmy Orgenesis, której dyrektorem medycznym jest jej mąż Heiko von der Leyen. To, że w 2015 roku była oskarżana o plagiat pracy doktorskiej to zupełny drobiazg. Póki co wszystkie dochodzenia łącznie z tymi w sprawie dziwnych zleceń w resorcie obrony kończą się pod dywanem.
Kolejne dwie góry, od których psuje się głowa to przewodniczący Rady Europejskiej Belg Charles Michel i jego rodak szef TSUE sędzia, baron Koen Leanerts. Obydwaj byli bohaterami afery opisanej przez francuski dziennik „Liberation”. Chodzi o nielegalne finansowane z publicznych pieniędzy spotkań eurokratów z lobbystami, do których dochodziło w latach 2010-2018. Jaśnie Panowie Juncker, Michells, ale także baron Lenaerts mieli być urabiani przez biznes we francuskim zamku Chambord i w czasie słynnych, organizowanych w okolicy polowań.
Jedną z najważniejszych osób w Unii jest szefowa Europejskiego Banki Centralnego Christine Lagarde. Francuzka została w 2016 roku skazana za urzędowe niedbalstwo, niedopełnienie obowiązków. Sprawa dotyczyła sprzedaży przez przedsiębiorcę i parlamentarzystę Bernarda Tapie, który wcześniej siedział za korupcję, niemieckiej firmy Adidas i sporów sądowych z państwem francuskim. Ówczesna minister finansów Lagarde przed arbitrażem wygraną sprawę zamieniła na przegraną, a Tapie zainkasował 403 miliony euro. Były szef socjalistów i były premier Jean-Marc Ayrault twierdził, że arbitraż był ustawiony, a odszkodowanie dla Tapie było zapłatą za wsparcie w kampanii wyborczej dla późniejszego prezydenta Sarkozy’ego. Sąd uznał, że Lagarde winna jest stawianych jej zarzutów i skazał ją na pogrożenie paluszkiem.
O niezłomnej obrończyni polskiej praworządności Verze Jourovej już wspominaliśmy. Była działaczka komunistyczna została jako wiceminister aresztowana pod zarzutami korupcji. Chodziło także o sprzeniewierzenie funduszy unijnych. Uniewinniono ją, główny świadek zmarł, ale zajmujący się klika lat sprawą dziennikarz Janko Kroupa twierdzi, że Jourovej upiekło się dzięki prawniczym sztuczkom i wyjątkowej nieudolności policji.
Giełdowy spekulant, filozof i urodzona komisarz
Za unijną dyplomację odpowiada Hiszpan Josep Borrell. Gdy kierował European University Institute za 300 tysięcy euro rocznie sekretnie i nielegalnie doradzał koncernowi energetycznemu Abengoa. Z Instytutu go za to wyrzucono, a sam czujny Borrell sprzedał wszystkie akcje Abengoa tuż przed tym jak firma złożyła wniosek o upadłość i jej giełdowy kurs runął. Hiszpański komisarz został skazany na grzywnę w wysokości 30 tysięcy euro za inside trading, czyli wykorzystywania poufnych informacji giełdowych.
Komisarz równości jest maltańska socjalistka Helena Dalli. Sama niby czysta jak łza, ale mąż zamieszany jest w afery związane z nieruchomościami. Komisarzem był też jej szwagier John Dalli, ale w 2012 roku z posady z hukiem wyleciał. Okazało się maltański przedsiębiorca obiecał szwedzkiej firmie tytoniowej, że za drobne 30 milionów euro załatwi z komisarzem ds. zdrowia Dalli korzystne unijne regulacje. Skandal wybuchł wielki, ale po co o takich nieprzyjemnych sprawach rozmawiać, więc wszystko zamieciono pod kolejny dywan. Tak czy owak bycie unijnym komisarzem to rodzinny interes klanu Dalli.
Kolejny przypadek to austriacki komisarz od budżetu i administracji Johannes Hahn, który nie tylko był z Michelem, Junckerem i innymi, stałym bywalcem zabaw w zamku Chambord i polowań, ale też wielokrotnie oskarżany był o plagiat w swej pracy doktorskiej. Jak jego szefowa von der Leyen. Komisje uniwersytetów w Zurichu i w Wiedniu badały z lupą i jedni mówili, że może coś tam zerżnął, ale mało, inni wyliczyli, że dokładnie 17 procent doktorskiej pracy Hahna z filozofii zostało żywcem przepisane z cudzych dzieł, więc można go uznać za złodzieja własności intelektualnych. Oj tam oj tam, sprawa rozeszła się po kościach. Jedynie prorektor Uniwersytetu Wiedeńskiego oznajmił, że „dziś rozprawa nie zostałaby przyjęta”.
Mistrz afer, komisarz sprawiedliwości
Prawdziwym unijnym czempionem od afer jest komisarz sprawiedliwości Belg Didier Reynerds. Ten sam, który oznajmił, że Polska „nie dostanie rabatu wojennego”. W 2019 r. w Belgii wszczęto śledztwo dotyczące gigantycznej, międzynarodowej afery korupcyjnej i prania brudnych pieniędzy, w którą zamieszani byli Reynerds jako ówczesny minister obrony i spraw zagranicznych i jego najbliższy współpracownik, szef belgijskich kolei. Wątków było mnóstwo i dotyczyły m. in. nielegalnej sprzedaży broni do Libii, łapówek od polityków Demokratycznej Republiki Konga, korupcji przy budowie ambasady w Kinszasie, a także kwatery głównej Belgijskiej Policji Federalnej. Podstawionym słupem przy interesach miała być firma z Luksemburga. Na szczególne uznanie zasługuje schemat prania i wypłacania pieniędzy. Robiono to m.in. przy okazji aukcji dzieł sztuki. Jednym z takich dzieł była stara, zepsuta, ale za to pochlapana farbą lodówka, którą za ogromne pieniądze wylicytował i kupił jeden z kontrahentów.
Od 2010 roku wloką się za Reyndersem różne afery począwszy od skandalu związanego z kontraktem na ochronę siedziby NATO w Brukseli, ale Belg jest jak karaluchy - z gatunku, wiecznie żywych. Od 1999 roku był wiecznym ministrem w niezliczonych belgijskich rządach, a teraz jest szafarzem unijnej sprawiedliwości. Śledztwa w jego sprawach kończyły się niczym.
Jak więc widać to wyjątkowe towarzystwo - na swój sposób niepowtarzalne. Nadzwyczaj misterne muszą być unijne układanki skoro da się taką grupę władców Unii sklecić, że aż 1/3 z nich jest w czymś ubabrana.
Unijni strażnicy praworządności
Na tym tle pani Kaili, choć razem z konkubentem ją zatrzymano, jawi się niemal cnotliwie. Ale nie powinno być nam jej żal. Należąca w Parlamencie Europejskim do frakcji Socjalistów i Demokratów grecka polityk szczególnie się Polsce zasłużyła. Już w 2016 roku domagała się wprowadzenia wobec nas mechanizmu warunkowości, czyli uzależnienia funduszy od tego czy działania polskiego rządu podobają się unijnym urzędnikom, czy też nie. Ona też inicjowała i prowadziła debaty w PE dotyczące praworządności w Polsce. Teraz to polscy dyplomaci i eurodeputowani mają kolejną okazję do rozpoczęcia debaty na temat uczciwości eurokratów. Trudno zrozumieć dlaczego takie osoby jak Jourova, Reynders, Kaili, czy hiszpański europoseł Juan Fernando López Aguilar oskarżany o znęcanie się nad byłą już żoną i dziećmi mogli całkowicie bezkarnie szerzyć brednie na temat Polski, szantażować nas i próbować zmieniać nam rząd. Za każdym razem kiedy sie odzywali powinni byli nadziewać się na wyprowadzany w kontrataku cios piwniczny. Ugrzeczniona postawa wobec eurokracji jest przeciwskuteczna. Ani o centymetr nie przybliża nas do KPO. Co więcej: pokazuje, że mogą istnieć dwa porządki prawne - jeden dla eurokracji i państw wyższego gatunku jak Niemcy, Belgia etc i drugi dla maluczkich i zacofanych nie dość europejskich krain Europy Środkowej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/625811-nie-tylko-wiceszefowa-pe-eurokracja-uczciwa-inaczej