„Ważne jest to, żeby ludziom tłumaczyć, gdzie i do czego są powoływani” - mówi portalowi wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM. „Na przykładzie tego, co dzieje się na Ukrainie, widzimy, że społeczeństwo, obywatele, muszą być zdolni do obrony swojego kraju i muszą się do tego przygotować” - ocenia z kolei prof. Romuald Szeremietiew, były wiceszef MON i ekspert ds. obronności.
CZYTAJ TAKŻE:
Powołania na ćwiczenia wojskowe
200 tys. osób planuje powołać na ćwiczenia Ministerstwo Obrony Narodowej. Centralne Wojskowe Centrum Rekrutacji zapewnia, że samo wezwanie nie jest jednoznaczne z wydaniem decyzji o powołaniu na ćwiczenie.
Czy w związku z tymi informacjami są powody do paniki czy obaw? Skąd wynika pomysł MON? Na pytania te odpowiadają w rozmowie z portalem wPolityce.pl dwaj eksperci: gen. Roman Polko (były dowódca GROM) oraz prof. Romuald Szeremietiew (były wiceszef MON).
Gen. Polko: Ludziom trzeba wytłumaczyć, gdzie i do czego są powołani
Powołania realizowane są w taki sposób, że stają się powodem do paniki. Ważne jest to, żeby ludziom tłumaczyć, gdzie i do czego są powoływani. Mówimy bowiem o osobach, które mają swoje codzienne życie, obowiązki i zadania i przekazywanie im wezwania na zasadzie „bo możemy” jest takie co najmniej w stylu rosyjskiej akcji poborowej. Ludzie nie wiedzą, o co chodzi, gdzie i po co
— wskazuje gen. Roman Polko.
Wszystko inaczej wygląda, gdy każdemu przekazuje się: gdzie, po co, w jakim celu i jakim czasie chcielibyśmy skorzystać z pana zdolności
— dodaje.
Pojedyncze przypadki, które pojawiły się dotychczas pokazują przecież, że mamy do czynienia z wykształconym, świadomym społeczeństwem. Jeżeli mamy wartościowego człowieka, który na co dzień, np. jako inżynier świetnie funkcjonuje w jakiejś firmie, to co najmniej nie na miejscu jest wzywanie go na jakieś szkolenie, które kojarzy się wciąż jeszcze nawet z tym, z czym mieliśmy do czynienia chociażby za czasów ministrów Klicha i Siemoniaka – takie ściąganie ludzi po to, żeby zjedli grochówkę, strzelili na strzelnicy – albo i nie, bo nikomu nie będzie się chciało tego zorganizować, przymierzyli mundury i poszli sobie do domu
— podkreśla były dowódca GROM.
Mamy inny poziom funkcjonowania dzisiaj. Czasy feudalnej armii minęły, stąd też ludzie w Wojskowych Centrach Rekrutacji też powinni zmienić swoją mentalność, a nie traktować każdego jak takiego „Szwejka”, czyli krótko mówiąc idiotę
— wskazuje.
Nie wiem, z czego to wynika. Przede wszystkim z niekompetencji na niektórych szczeblach. Bo jeśli coś robisz, to albo rób dobrze, albo wcale
— ocenia gen. Roman Polko.
Prof. Szeremietiew: Obywatele muszą być zdolni do obrony kraju
Wszyscy zdziwieni, że mamy zamiar wreszcie przećwiczyć jakąś większą liczbę ludzi? Skąd to zdziwienie?
— pyta z kolei nasz drugi rozmówca, prof. Romuald Szeremietiew.
Trzeba przypomnieć, że w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej zapisany i nałożony na obywateli jest obowiązek obrony ojczyzny. Ludzie raczej nie lubią obowiązków, a politycy, chcąc się przypodobać wyborcom, próbują te obowiązki ograniczać. Pojawił się więc niemądry pomysł, że będziemy mieć tylko armię zawodową i wystarczy płacić podatki, żeby to gwarantowało, że ta obrona będzie na odpowiednim poziomie
— zauważa były wiceszef MON.
Okazało się jednak, że nie i dziś, na przykładzie tego, co dzieje się na Ukrainie, widzimy, że społeczeństwo, obywatele, muszą być zdolni do obrony swojego kraju i muszą się do tego przygotować
— podkreśla.
Nie da się przygotować do obrony kraju, nie wiedząc, jak posługiwać się bronią. Takie przeszkolenie to abecadło, bezwzględnie potrzebne. Dobrze, że pojawiła się taka kwestia, aby 200 tys. ludzi miało brać udział w szkoleniach
— wskazuje prof. Szeremietiew.
Sytuacja jest taka, że mamy prawo obawiać się różnych rzeczy, które mogą się wydarzyć. Przypomnę, że niedawno resztówka rakiety spadła na nasze terytorium i zabiła dwóch naszych obywateli. Trwa wojna i Ukraina cierpi na tym strasznie. Rosjanie na jej terytorium popełniają zbrodnie wojenne. A my graniczymy z Ukrainą, a z kolei nasza granica z Białorusią – choć zabezpieczona - wciąż szturmowana jest akcją hybrydową Łukaszenki i Putina pod tytułem „Wysłać jak najwięcej nachodźców, aby zdezorganizować państwo polskie”
— dodaje.
Oczywiście, że zagrożenia są i trzeba je widzieć. A rząd zdaje się, że widzi te zagrożenia, bo inaczej nie dokonywałby tak dużych zakupów ciężkiego uzbrojenia, których dokonujemy nawet w Korei Południowej, a na pewno w Stanach Zjednoczonych
— mówi b. wiceminister obrony narodowej.
Prof. Szeremietiewa zapytaliśmy również, jak ocenia obecny stan polskiej armii.
Największą gwarancją, jaką państwo ma, jest dobrze uzbrojona armia, której żołnierze prezentują wysokie morale. W przypadku Ukrainy widzimy, że jej armia to wysokie morale prezentuje, a to, czego brakuje, to odpowiednie uzbrojenie. I o to prezydent Zełenski oraz ukraińscy politycy cały czas prosza, błagają, domagają się. Zachód, poza wyjątkami, niekoniecznie odpowiada pozytywnie na te oczekiwania
— wskazuje.
My staramy się, robimy wszystko, co w naszej mocy, aby Ukrainę wesprzeć, ale widać wyraźnie, że znaczenie tego odpowiedniego uzbrojenia jest ogromne. Od jednego z byłych wiceministrów obrony słyszałem niedawno, że po co tego tyle itd. Myślę, że w Sztabie Generalnym, Dowództwie i w innych instytucjach zajmujących się kwestiami bezpieczeństwa narodowego ludzie doszli do wniosku, że właśnie takie uzbrojenie i w takich ilościach jest nam potrzebne, biorąc pod uwagę zagrożenia dla naszego bezpieczeństwa, które występują obecnie lub mogą pojawić się w przyszłości
— podkreśla rozmówca wPolityce.pl.
Not. Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/625426-tylko-u-nas-wezwania-na-cwiczenia-eksperci-komentuja