„Jeżeli ktoś bierze 30 milionów łapówki, no to jest oczywiste, że nie przychodzi do mnie i nie pyta, czy może wziąć” - Trzaskowski powinien skorzystać z patentu Gronkiewicz-Waltz.
Czy sam Rafał Trzaskowski domagał się takich informacji? A może ktoś nieformalnie uczestniczył w jego sztabie wyborczym i na bieżąco wiedział, czego „szef” potrzebuje, żeby potem mu to dostarczyć? A może ktoś z własnej inicjatywy postanowił u „szefa” zapunktować? Chodzi o przekazywanie niejawnych informacji z prokuratury żoliborskiej do szefa Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Warszawie na prośbę prokurator z prokuratury mokotowskiej, żeby prezydent Warszawy i kandydat na prezydenta Polski mógł się przygotować i obmyślić skuteczny plan, bo miał wielki problem.
Latem 2020 r. trwała ogólnopolska kampania prezydencka, a uczestniczący w niej prezydent stolicy miał problem z dwoma wypadkami z udziałem kierowców warszawskich autobusów. Pierwszy zdarzył się pod koniec czerwca 2020 r. przy moście Grota-Roweckiego i zginęła wtedy jedna osoba, a 18 zostało rannych. Sprawa była poważna, skoro kierowca autobusu, prowadzący pojazd po zażyciu narkotyków, został 22 listopada 2022 r. skazany na 7 lat pozbawienia wolności. Do drugiego wypadku doszło 7 lipca 2020 r. przy ulicy Klaudyny. Kierowca, również pod wpływem narkotyków, staranował 4 samochody, po czym uderzył w latarnię. Jedna osoba została ranna. I chodziło o to, żeby Rafał Trzaskowski wiedział, jak wielki ma kłopot, a w zależności od tego odpowiednio tę minę rozbroił.
Z ustaleń Prokuratury Regionalnej w Szczecinie wynika, że o interesy Rafała Trzaskowskiego, czyli jak najwcześniejsze zdobycie informacji, mieli zadbać szef Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w warszawskim ratuszu Michał Domaradzki, prokurator z Prokuratury Rejonowej Warszawa – Mokotów Ewa Wrzosek oraz prokurator z Prokuratury Rejonowej Warszawa Żoliborz. Małgorzata Mróz. Szczególnie Ewa Wrzosek jest tu ciekawą postacią, bo od wielu miesięcy jest wynoszona na sztandary walki o niezależność prokuratury i prokuratorów, o praworządność, kreując się na jedną z najgłośniejszych ofiar obecnej władzy. Najwyższe standardy nie schodzą jej z ust.
Jeśli było tak, jak opisuje to szczecińska prokuratura, dla uczestników tej historii nieważne były przepisy, tajemnice służbowe, dobro śledztwa. Ważne było, żeby kandydat na prezydenta Polski wybrnął z kryzysowej sytuacji. Jeśli tak było, łatwość, z jaką były komendant stołecznej policji oraz dwie prokuratorki zwolnili się z przestrzegania prawa, a włodarz stolicy i kandydat na prezydenta Polski to wszystko łyknął (pytając o źródła wiedzy lub tego nie robiąc, choć cennych informacji nikt nie zostawia anonimowo na wycieraczce), powinna budzić przerażenie. W najgorszym wariancie (i chyba najbardziej prawdopodobnym) wszyscy wiedzieliby, że łamane jest prawo, ale nikt by się tym nie przejmował. Jeśli wtajemniczony był także Rafał Trzaskowski i nic z tym nie zrobił, byłaby to co najmniej szokująca cecha kandydata na prezydenta Polski i bardzo specyficzna rekomendacja.
Z informacji szczecińskiej prokuratury wynika, że były komendant stołecznej policji, Michał Domaradzki, korespondował z prokurator Ewą Wrzosek, aby się dowiedzieć o szczegółach dotyczących wypadków i ich sprawców. Ewa Wrzosek tych spraw nie prowadziła, ale miała nakłonić prokuratorkę Małgorzatę Mróz, zastępcę prokuratora rejonowego na Żoliborzu, do przekazania informacji z toczącego się postępowania. Informacje trafiły do Michała Domaradzkiego, a zanim to się stało, miał on poinformować prezydenta Rafała Trzaskowskiego, że „jutro ok 9.00 ma być wynik z krwi. Jak będzie dodatni idzie Prokuratura z kierowcą na areszt. (…) Mocz czysty jak Pan wie. Decyzja prokuratora kierowca jednak został zatrzymany. Czekają na wynik krwi. Będę go miał pierwszy. Dam znać”.
Michałowi Domaradzkiemu zarzucono, iż „wspólnie i w porozumieniu” z Ewą Wrzosek w celu „osiągnięcia korzyści osobistej wyrażającej się w uzyskaniu przychylności przełożonego”, nakłonił Małgorzatę Mróz, zastępcę prokuratora rejonowego Warszawa-Żoliborz do „ujawnienia informacji z prowadzonego postępowania, które następnie przekazał Prezydentowi m.st. Warszawy”. Prokuratura poinformowała, że korespondencję między dyrektorem Domaradzkim a prokuratorką Wrzosek uzyskała w ramach innego śledztwa, dotyczącego m.in. korupcji wiążącej się z obietnicą zatrudnienia w urzędzie miasta stołecznego. W ramach tego śledztwa prokuratura przejęła telefon komórkowy dyrektora Domaradzkiego. Wyjaśnienie, skąd prokuratura wzięła korespondencję Ewy Wrzosek z Michałem Domaradzkim byłoby więc wyjątkowo łatwe i proste.
Nic nie jest proste dla Ewy Wrzosek, bo o takiej sztandarowej postaci praworządnościowców nie można przecież czerpać wiedzy z tak banalnego źródła, jak zbadanie zawartości telefonu dyrektora Domaradzkiego.
„Czy w okresie lata 2020 r. była formalnie zarządzona kontrola operacyjna wobec mnie?
— pytała dramatycznie Ewa Wrzosek.
„Jeśli tak było, niech prokuratura to wprost potwierdzi. To oznaczałoby, że sąd, który musiał wydać zgodę na takie metody, wiedział, że ktoś chce podsłuchiwać czynnego prokuratora. Może to też jednak oznaczać, że prokuratura, występując o zgodę na kontrolę operacyjną zataiła, że ten numer telefonu należy do czynnego prokuratora”
— żaliła się prokurator Wrzosek. A co, jeśli sąd uznał, że „czynny prokurator” mógł złamać prawo i przyłapano go na tym niejako in flagranti?
W końcu Ewa Wrzosek odkryła, że „rok później, czyli latem 2021 r. mój telefon został zhakowany przez cyberbroń, czyli system Pegasus”. W takim wypadku wszystko by się posypało, bowiem „uzyskano dostęp do wszystkich treści znajdujących się w moim telefonie, także za okres z czerwca i lipca 2020 r.”. Może i uzyskano, ale wtedy nie chodziłoby o niewinną lilię, lecz o osobę podejrzaną, więc zastosowanie techniki operacyjnej mogło być uzasadnione. Jeśli nawet tak było, Ewa Wrzosek jest przekonana, że „te cytowane przez prokuraturę SMS-y zostały zmanipulowane przy użyciu Pegasusa”. Zapewne ów mityczny Pegaz sam je napisał – kopytem.
Chodzi o takie np. SMS-y: „A tak serio Małgoś zależy mi na inf o wynikach krwi. Top secret oczywiście. Da się?” - miała pisać Ewa Wrzosek do Małgorzaty Mróz, swojej koleżanki. „Ewa muszę wiedzieć o krwi pierwszy. Znaczy po Tobie” – miał pisać Domaradzki do Wrzosek. „Dawaj do RT zanim dotrze z innego źródła” - to z kolei domniemana treść SMS-a Ewy Wrzosek do Michała Domaradzkiego. „Gosieńka RT jest Twoim dłużnikiem - a ja trzy razy bardziej” - miała napisać Ewa Wrzosek do Małgorzaty Mróz. Teraz Ewa Wrzosek twierdzi: „W żadnym wypadku ja takich SMS-ów nie napisałam i nie wysyłałam, kategorycznie zaprzeczam. (…) Potwierdzam, że pozostawałam w kontakcie z prokurator Małgorzatą M. oraz z Michałem Domaradzkim. Jednak w tym okresie pozostawałam w kontakcie także z setkami innych osób”. Jak każdy z nas - też „pozostajemy w kontakcie z setkami innych osób”.
Michał Domaradzki został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Sam tak o tym pisał:
„Przesłuchano mnie i postawiono mi zarzuty w sprawie urzędowej związanej z moim funkcjonowaniem jako dyrektora pionu bezpieczeństwa w stołecznym ratuszu. (…) Stawiane zarzuty oraz sposób zatrzymania oceniam jako krok czysto polityczny. Jako wieloletni funkcjonariusz policji nie zgadzam się na takie funkcjonowanie państwa. Będę bronił swojego dobrego imienia”.
Prokuratura Regionalna w Szczecinie wnioskowała do Sądu Najwyższego o uchylenie immunitetów Ewie Wrzosek i Małgorzacie Mróz. Zostały też one zawieszone na pół roku w obowiązkach.
Rafał Trzaskowski stwierdził na to wszystko, że „sytuacja jest bardzo poważna”, a wręcz „skandaliczna”. A to dlatego, że „są pytania, czy moi ludzie, czy ja byliśmy podsłuchiwani w trakcie kampanii wyborczej 2020 roku”. O złamaniu wszelkich standardów i prawa nie powiedział nic. Ewa Wrzosek poszła jeszcze bardziej po bandzie: „To jest Białoruś”. Pewnie jest to Białoruś, gdy prokuratorzy ujawniają politykowi informacje potrzebne mu w kampanii, a uczestniczy w tym były komendant warszawskiej policji. A sam Rafał Trzaskowski o nic nie pyta. A może pytał, tylko nic o tym nie mówi, bo wszystko wie.
Gdyby było tak dobrze, jak wynikałoby ze słów Ewy Wrzosek, zarząd Stowarzyszenia Prokuratorów Lex Super Omnia, którego członkiem jest pani prokurator, a wcześniej była nawet w komisji rewizyjnej, nie wydałby zastanawiającego oświadczenia. Napisano w nim m.in.:
„Stowarzyszenie przypomina, iż jego celem jest ‘kształtowanie postaw etycznych prokuratorów ze szczególnym uwzględnieniem dbałości o honor i godność zawodu, ochronę autorytetu prokuratury oraz promowanie praworządności i propagowanie na forum publicznym znaczenia niezależności prokuratora. (…) Za niedopuszczalne uznajemy zachowania, które mogłyby stanowić nieuprawnione udostępnianie jakimkolwiek osobom trzecim informacji z toczących się postępowań przygotowawczych. (…) Oczekujemy od Pani prokurator, jako członka naszego Stowarzyszenia, zajęcia i przekazania Zarządowi stanowiska w kwestii zarzucanych jej działań”.
Mocno zastanawiające jest stanowisko zarządu Stowarzyszenia Prokuratorów Lex Super Omnia. Zastanowić też powinno Rafała Trzaskowskiego (o szefie jego biura bezpieczeństwa nie wspominając). W razie czego może skorzystać ze strategii Hanny Gronkiewicz-Waltz. Po ujawnieniu mafii reprywatyzacyjnej w „jej” ratuszu stwierdziła: „Działała grupa przestępcza, która wychodziła poza kilku urzędników, których dyscyplinarnie zwolniłam. Mam tu na myśli sądy i, niestety, adwokatów”. Dlaczego nic z tym nie zrobiła? Bo o niczym nie widziała: „Jeżeli ktoś bierze 30 milionów łapówki, no to jest oczywiste, że nie przychodzi do mnie i nie pyta, czy może wziąć”. Rafał Trzaskowski ma wzorcowe wyjaśnienie. Prosto od profesor prawa. I swojej poprzedniczki w ratuszu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/624749-trzaskowski-nic-nie-widzial-jak-gronkiewicz-waltz