Był dobrobyt, chcieli więcej władzy.
Państwo miało być do kitu, a samorządowcy ze złota.
Z tej okazji ogłosili 21 postulatów.
Żeby Polska była wreszcie Polską… samorządną, solidarną, „w której mieszkańcy sami decydują o losach swoich lokalnych wspólnot”.
Chcieli więcej władzy, nowych jej narzędzi, więcej wspólnego majątku i europejskich pieniędzy, a mniejszej wobec państwa podległości.
Rosły w tych latach znacząco dochody z tytułu podatków, bo pod rządami nieliberalnej polityki społeczno-gospodarczej rosły pensje, świadczenia, przychody firm. Budżet gminy Gdańsk spęczniał do ponad 4 mld złotych…
Chciało się żyć, a nie wyć… przy własnych wypłatach.
Z tej okazji kupili sobie za pieniądze podatników tort za 6 tys. zł, który zjedli w imieniu „drogich ” miejscowych mieszczan. Jak to powiedział przy toaście Wałęsa „Zdrowie wasze w gardła nasze”.
Dziś z okazji prezentacji projektu budżetu Gdańska na rok 2023, lamentują lament fałszując.
Chce się im wyć, a nie rządzić?
Wskazują winnych swojego stresu: inflację, drożyznę, koszty energii, złą politykę fiskalną rządu, która księstwa gminne zubaża a obywateli w gotówkę doposaża. Ani słowa o wojnie, kosztach wsparcia obywateli Ukrainy, zmianach gospodarczej geopolityki dotykającej kraje Europy.
Sprytne ale płytkie.
20 lat temu budżet Gdańska wynosił 700 mln złotych. Miasto funkcjonowało, władza się wyżywiła, ludność przeżyła. Dziś budżet to 4 mld zł, wciąż 6 razy więcej niż w 2002.
Nie podołać sprawom gdańskim za tyle miliardów złotówek?
Różne można przy tym stosować wyrzeczenia, poczynając od siebie. Przestać jeździć po próżnicy w te i nazad, stroić pielgrzyma w Watykanie, wydawać setki tysięcy złotych na usługi gastronomiczne, udawać szczodrość rozdając kupowane za środki z budżetu pączki, cebulki kwiatów, fundując różne fasady władzy. Zacząć chodzić pieszo i jeździć tramwajem do urzędu, dzieci swoje do szkół publicznych posyłać, zrezygnować z rad nadzorczych i finansowego tuczenia swojej okolicy politycznej. Nie brać też pieniędzy na kampanię od swoich podwładnych. Reprezentować interes obywateli w relacjach z silnymi firmami budowlanymi i ekspansją przemysłu, w tym przemysłu rozrywki, w substancję społeczną dzielnic. Przestać też mamić ludność swoją znaczeniem okruchów z budżetu obywatelskiego, bo budżet obywatelski to właśnie cały budżet miasta.
I nie tumanić „drogich gdańszczanek i gdańszczan”, że „sami decydują”, bo mamy system przedstawicielski a nie demokrację bezpośrednią.
Stojąc tak razem na zdjęciu,między pełnymi koszami na śmieci, brudnymi ulicami, zarośniętymi trawnikami, ciemnymi ulicami, wyglądają jak polscy piłkarze w meczu z Holandia. Kupa nieszczęścia, choć indywidualnie każdy na grubym plusie. Albowiem w tym przypadku inflacja podwyżki pensji ładnie tłumaczy.
Czy Gdańska nie stać na lepsza drużynę w 2024?
PS. Gdańskiem, wbrew obawom strapionych projektem budżetu, nie rządzą niedorajdki. Szacować można, że sezon 2022 A. Dulkiewicz pokwituje na poziomie 250 tys. zł, skarbnik Izabela Kuś przekroczy 350 tys. zł, poziom 300 tys. zł przekroczą Piotr Grzelak, Piotr Borawski i Danuta Janczarek, z biedą na poziomie 240-250 tys. zł będą borykać się Monika Chabior i Piotr Kryszewski.
Tekst ukazał się także na portalu Wybrzeże24.pl i w Gazecie Gdańskiej
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/624186-gdanskie-niedorajdki
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.