Posługując się językiem autorskim sędziego Igora Tulei winienem zapytać: - Jak „taki ktoś” jak Igor Tuleya może być sędzią?
Chcę jednocześnie podkreślić, że nie mam żadnych uprzedzeń wobec sędziego Igora Tulei w związku z jego korzeniami rodzinnymi, wyrastającymi wprost z tajnych służb czasów PRL, zbrodniczego narzędzia komunistycznej partii, służącemu zniewoleniu polskiego społeczeństwa. Nie traktuję go więc jako trędowatego. Zarażonego w domu rodzinnym przez bakcyl komunizmu.
Nie można jednak pominąć w jego zawodowej biografii – bo tak naprawdę tylko ta jest dla mnie ważna – jego zaangażowania politycznego. Akurat tak się składa, że eksponuje negatywną część jego politycznych przekonań wycelowany jednoznacznie w polską prawicę. Ma do tego prawo. Nie wolno mu jednak – wbrew konstytucji o przestrzeganie której zasad przez innych, w tym przez państwo, gotowy jest walczyć do ostatniej kropli krwi - demonstrować ostentacyjnie swoich poglądów politycznych podczas publicznych spotkań. Już kilkakrotnie dawał dowody, że nie jest też stanie powstrzymać się od okazywania nieprzyjaznego stosunku politycznego do obozu prawicowego nawet na sali sądowej.
Już to tylko ta ostentacja w publicznym okazywaniu swoich poglądów politycznych winna go eliminować jako sędziego. Niestety, dożyliśmy czasów, w których splot wielu zaszłości powoduje, że państwo jest nieskuteczne – bo nie chcę mówić bezsilne – w twardym egzekwowaniu „reguły apolityczności sędziów”, co w praktyce miałoby by się przełożyć na pozbawianiu prawa wykonywania tak ważnego zawodu tych, którzy ten fundamentalny kanon bagatelizują lub wręcz ignorują. Jak robi to właśnie sędzia Igor Tuleya.
Moim zdaniem najbardziej obciąża to pogarda wobec ludzi, którzy mają inne poglądy na temat obowiązków wobec swojego zawodu. Powinności wobec własnego państwa. To również impertynencja wobec tych, którzy tworzą nowe ramy prawne funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości mimo, że to konstytucja nadała im takie kompetencje. Choćby uprawnienie prezydenta do mianowania na status sędziego.
Zastanawiam się, jak w ręce człowieka o tak niskim progu wrażliwości moralnej, jeśli idzie o oceny innych i tak przerośniętym ego, można oddawać los innych, w tym podsądnych. Sędziemu, który siebie uważa się za najwyższy autorytet w każdej kwestii prawnej, a innych – być może mądrzejszych, możliwie posiadających głębszą wiedzę, większe doświadczenie życiowe i wyróżniające pozytywne cechy osobowościowe – traktuje jak pozbawione tych wszystkich wartości odczłowieczone narzędzia reżimowego państwa. Powołane tylko po to, aby prześladować prawego, szlachetnego i miłującego swój zawód Igora Tuleyę. Nawet w obliczu korzystnego dla niego wyroku, przywracającego mu prawo do orzekania, czyli do pełnienia w pełni roli sędziego, uderza nadal w państwo, a przede wszystkim w ludzi, którzy w swoich najlepszych intencjach podjęli słuszną decyzję. Mówi o nich: „Przywróciło mnie do służby coś, co nie jest sądem”. Po chwili dodał: „Nie jest to sąd i tak naprawdę zasiadają tam osoby, co do których można mieć wątpliwość, czy powinni tam orzekać”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/624176-czy-naprawde-igor-tuleya-powinien-byc-sedzia