Stawką przyszłorocznych wyborów jest polska suwerenność - mówił w niedzielę w Kędzierzynie-Koźlu prezes PiS Jarosław Kaczyński. Podkreślał, że konieczne są dodatkowe zbrojenia, „aby ewentualny przeciwnik wiedział, że nie ma sensu na Polskę napadać”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Jarosław Kaczyński w niedzielę w Kędzierzynie-Koźlu podkreślał, że „stawką przyszłorocznych, które odbędą się za 11 miesięcy, jest Polska suwerenność, Polska niepodległość, prawo decydowania Polaków o własnych sprawach, prawo decydowania Polaków także o sprawach Unii Europejskiej”.
Znaczenie zasady równości państw
Dodawał, że „tylko równość państw w UE zapewni właśnie taką sytuację”. Odniósł się tym samym do wystąpienia kanclerza Niemiec Olafa Scholza, który przed kilkoma miesiącami mówił o przyjęciu w przyszłości Ukrainy, Mołdawii i Gruzji do Unii Europejskiej. Miałoby się jednocześnie wiązać z odejściem od zasady jednomyślności w sprawach polityki fiskalnej i zagranicznej UE.
Gdyby przeprowadzić ten plan, o którym mówi pan Scholz, to Polak swoim głosem miałby, powiedzmy sobie, ograniczony wpływ na losy własnego narodu, a już żaden na los Europy. A Niemiec miałby pełen wpływ na los własnego narodu i jeszcze do tego bardzo duży wpływ na los Europy. Czyli byłaby taka radykalna nierówność, ja sobie czegoś takiego nie życzę
— powiedział prezes PiS.
Kaczyński mówił również o konieczności dalszego rozwijania polskich sił zbrojnych.
Na Ukrainie trwa wojna, która już czasem wręcz dotyczy naszego terytorium. Ostatnio mieliśmy do czynienia z taką sytuacją, wszystko wskazuje, że to była sytuacja niezamierzona, przypadkowa, ale jednak miała miejsce
— powiedział, odnosząc się do ostatniej tragedii z Przewodowa na Lubelszczyźnie, gdzie w wyniku eksplozji rakiety zginęło dwóch obywateli Polski.
Dodał, że ta sytuacja pokazała, „jak istotne są kwestie bezpieczeństwa”. Zaznaczył, że rząd PO-PSL „rozwiązywał całe dywizje na wschodzie, rozwiązywał garnizony”.
W zasadzie przyjmowano, że ewentualna obrona i tak nie będzie potrzebna, bo przecież wojny miało nie być. Nasi poprzednicy uważali, że ewentualna obrona kraju ma być na Wiśle, a to oznacza, że wielka część terytorium Polski, a więc i ludności - bo pewnie nie byłoby czasu na ewakuację - zostałaby wydana w ręce tych, którzy dzisiaj działają na Ukrainie. Jak to wygląda, to państwo wiedzą, co było w Buczy
— mówił.
Dobra zmiana w obszarze bezpieczeństwa
Podkreślał, że rząd PiS „radykalnie zmienił podejście do obronności kraju”.
Poprzez rozbudowę armii, wielkie zakupy, by nasz przeciwnik, czyli Rosja (…) wiedział, że nie ma sensu na Polskę napadać, bo to się skończy po prostu klęską. Ukraińcy pokazali, że można skutecznie się bronić wobec armii rosyjskiej
— dodał.
Dlatego – jak podkreślił Jarosław Kaczyński – „stawką wyborów jest polska suwerenność i niepodległość”.
My nie chcemy wojny, ale musimy odstraszać militarnie przeciwnika. Jeżeli druga strona wygra, to nastąpi diametralna zmiana w polityce bezpieczeństwa
— ocenił.
Niemcy i mniejszość niemiecka
Podczas wystąpienia prezes PiS odniósł się do kwestii relacji z Niemcami i mniejszości niemieckiej.
Chcę mocno podkreślić, że kiedy tworzyliśmy to nowe niepodległe państwo polskie (…) to zawsze byliśmy głęboko przekonani, że potrzebne jest uznanie praw mniejszości narodowych. One nie są wielką częścią obywateli naszego kraju, ale są częścią na tyle znaczącą, by brać je pod uwagę i zapewniać im prawa. Oczywiście liczyliśmy na wzajemność
— mówił.
Jak ocenił, „tutaj nastąpił zawód, można powiedzieć - zawód podwójny”.
Pierwszy element tego zawodu to porozumienie polsko-niemieckie, gdzie Niemcy w Polsce otrzymali prawa mniejszości narodowej, a liczni tam Polacy w Niemczech tego prawa nie otrzymali. Drugi zawód, można powiedzieć, że jeszcze ostrzejszy, to to, że mimo że w tym porozumieniu jednak Polakom, pewne prawa zostały przyznane, to te przepisy w niewielkim tylko stopniu, albo po prostu w ogóle nie były przestrzegane
— stwierdził prezes PiS.
Mieliśmy do czynienia z sytuacją, której nie można zaakceptować. (…) Teraz znów została podniesiona kwestia - ograniczono wydatki na naukę języka niemieckiego jako narodowego w Polsce. To przyniosło pewne efekty, ale znów bardzo ograniczone, bo ten przydział pieniędzy w budżecie federalnym (na naukę polskiego w Niemczech - PAP) jest minimalny - milion euro, a na naukę języka niemieckiego przez dzieci i młodzież niemiecką w Polsce jest 5 mln. To sytuacja, która niestety charakteryzuje w wielkiej mierze relacje polsko-niemieckie” - ocenił Kaczyński.
„Pod butem”
Jak mówił w niedzielę Kaczyński, obecnie Niemcy to najsilniejsze gospodarczo i politycznie państwo w Unii Europejskiej. Zwrócił uwagę na „tendencje Niemców do stworzenia tu jakiegoś tworu, który będzie znacznie szerszy niż państwo niemieckie i który będzie przez Niemców zdominowany”.
To sytuacja, z którą musimy sobie dawać radę; mówiąc najkrócej - nie może być tak - ja tak sądzę i jak myślę wszyscy polscy patrioci - żeby nasza droga historii przełomu XX i XXI wieku wyglądała tak, że spod jednego buta wyrwaliśmy się po to, by po 35 czy 40 latach znaleźć się pod kolejnym
— oświadczył.
To jest droga od jednego zła do drugiego; nie twierdzę, że one są takie same, ale to jest zło - życie pod butem to jest życie niegodne, niegodne takiego narodu jak Polacy, zresztą każdego narodu z prawdziwego zdarzenia, a po drugie to jest życie, które szkodzi, w wymiarze ekonomicznym, politycznym, kulturalnym, jest po prostu złe, jest złem samym przez się. Nie możemy się na to godzić
— mówił Kaczyński. Jak ocenił, „Niemcy do tego stopnia zdominowały już Unię Europejską, że mogą traktować ją jako narzędzie do realizacji swojego planu”.
PO spolegliwa wobec Niemiec
Wcześniej Jarosław Kaczyński podczas niedzielnego spotkania z mieszkańcami Gliwic zaznaczył, że poprzednicy PiS postawili w polityce na Niemcy. Jak mówił, dochodziło do sytuacji, w której „w oczywisty sposób” interes niemiecki był przez polskie władze stawiany przed polskim.
Choćby sprawa stoczni była tutaj bardzo dobrym tego przykładem. Stocznie niemieckie ocalały tylko dlatego, że polskie nie otrzymały odpowiedniej pomocy
— ocenił.
Ta władza, która była, i mam nadzieję nie wróci, była też niezwykle spolegliwa wobec Niemiec, jeżeli chodzi o politykę historyczną, jeżeli chodzi o politykę odnosząca się do tragicznej historii polsko-niemieckiej
— powiedział Kaczyński.
Dodał, że „tych fatalnych momentów” w przeszłości było bardzo dużo, jednak „żaden z nich nie miał aż takiego rozmiaru, jak to, co działo się podczas II wojny światowej”.
Otóż tutaj ta polityka zapomnienia, amnezji, niechęci do przypominania tego - w związku z tym niechęci do tego, co robił, póki jeszcze żył mój św. pamięci brat - była wręcz demonstracyjna. Jednocześnie demonstracyjnie przyjmowano niemieckie odznaczenia
— zaznaczył.
Jak powiedział, wśród przyjmowanych odznaczeń były nie tylko te, które nie budziły większych zastrzeżeń, „ale także te, które są ochrzczone imionami polakożerców, śmiertelnych wrogów Polski, twórców układu w Rapallo, który zaczął drogę do rewizji traktatu wersalskiego i w gruncie rzeczy do II wojny światowej” - mówił.
Order Rathenaua też został przez Tuska przyjęty. To była taka próba - którą Niemcy zastosowali - czy Tusk jest gotów zgodzić się na wszystko, bo przecież to historyk, człowiek, który z całą pewnością wiedział, jaki order przyjmuje
— powiedział prezes PiS.
Odnosząc się do przyjmowania przez przedstawicieli poprzedniej władzy odznaczeń zaznaczył, że „niekiedy było to tylko takie poklepywanie po plecach przy pomocy orderów.
Ale sam główny zainteresowany, czyli Tusk, otrzymał nagrodę większą. Stał się tym dużym misiem, jak to można było na tych taśmach usłyszeć i mógł stąd odejść
— mówił Kaczyński.
Dodał, że polityka daleko idącego zbliżenia „i w istocie podporządkowania się Niemcom oznaczała także jeszcze coś innego”, a mianowicie „oznaczała także konieczność prowadzenia bardzo spolegliwej polityki wobec Rosji”.
Podkreślił, że obejmowało to nie tylko porozumienia gazowe, ale także inne elementy.
Oni w pewnym momencie uznali, że o Katyniu nie można mówić, że to ludobójstwo, bo Putinowi i jego kamratom to się bardzo nie podobało
— powiedział.
Niejaki (Stefan) Niesiołowski twierdził broniąc Rosjan, że to jednak ludobójstwo nie było. Czyli wymordowanie 22 tys. Polaków to nie jest ludobójstwo. To co w takim razie jest ludobójstwem? Takie pytanie chciał postawić mój brat w Smoleńsku. Już nie zdołał
— mówił
gah/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/622883-prezes-pis-stawka-przyszlorocznych-wyborow-jest-suwerennosc