„Moment opublikowania tego listu pokazuje, że zbliżają się decydujące tygodnie dla rozstrzygnięć. Myślę, że struktura możliwości politycznych zmienia się właśnie teraz. Tak naprawdę wiosną trudno będzie wszystko zmienić, zaczynać od nowa, zawiązywać koalicje ad hoc, zwłaszcza, że byłaby to układanka bardzo skomplikowana” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Rafał Chwedoruk.
CZYTAJ TAKŻE: Apel o wspólną listę opozycji. Politycy punktują: Płytki, bełkotliwy dokument. Nie ma żadnej propozycji dla Polaków
wPolityce.pl: Czy list lewicowo-liberalnych intelektualistów, opublikowany na łamach „Gazety Wyborczej”, w którym apelują o jedną listę opozycji w wyborach, padnie na podatny grunt i wpłynie na decyzję mniejszych partii, tj. Lewica, Polska 2050 i PSL?
Prof. Rafał Chwedoruk: Oczywiście jest to czynnik bardziej ilościowy niż jakościowy. W Polsce przywykliśmy w ostatnich latach do różnych listów, pisanych z reguły przez intelektualistów częściej liberalnych, ale były też takie przypadki po prawej stronie. One same w sobie nie miały strategicznego znaczenia, natomiast nabierały go, jeśli były fragmentem szerszej całości. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że rozpoczyna się ofensywa tej części środowisk opozycyjnych i bliskich opozycji, które oczekują jednej listy. Wynika to, po pierwsze oczywiście z sondaży, które dają opozycji zwycięstwo, choć musiałoby być wywalczone, jeszcze nie przesądzone w 100 proc., jednakże jest do takiego momentu coraz bliżej. To jest główny czynnik. Po drugie Platforma Obywatelska ma względny komfort sondażowy. Jest w momencie, w którym dysponuje atutami wobec reszty opozycji, natomiast mimo tej przewagi czy wręcz hegemonii, nie jest na tyle silna, by móc zobligować inne partie opozycyjne do wspólnego startu, czy co najmniej przyjęcia warunków takiego startu. Można też przy okazji dostrzec ślad Unii Demokratycznej i Unii Wolności, gdyż osoby bliskie temu środowisku są wśród sygnatariuszy tego listu. Jeśli jest coś krótkoterminowo politycznie ważne w tym liście, na co należy zwrócić uwagę, to obecność dwóch niegdyś bardzo ważnych polityków na lewicy, tzn. Krzysztofa Janika i Ryszarda Kalisza. To w oczywisty sposób rodzi pytania, co politycznie jest najgorętszym miejscem wśród opozycji. A nie jest to korelacja pomiędzy Platformą a ruchem Szymona Hołowni lub Polskim Stronnictwem Ludowym, tylko właśnie pomiędzy PO a Lewicą.
Dlaczego ewentualna koalicja PO z Lewicą jest tak ważna?
Od tej rywalizacji o wyborcę często w Polsce po 2005 roku zależał wynik wyborów. W tym wypadku można mówić także o dość dużych różnicach programowych, także pewnych różnicach w warstwie symbolicznej – Platforma przynależy do międzynarodówki deklarującej się jako prawicowa, a Lewica należy do Partii Europejskich Socjalistów. Myślę, że to w perspektywie taktycznej jest w tym liście najciekawsze. Janik i Kalisz to jedyni sygnatariusze, których niekoniecznie można było się spodziewać w oczywisty sposób spodziewać wśród osób podpisanych pod listem.
A według Pana, jak będą wyglądać listy w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych? Możemy spodziewać się powtórki z 2019 roku, gdy w Senacie opozycja wskazywała wspólnych kandydatów, ale do Sejmu poszła oddzielnie?
Tak naprawdę wszystko będzie zależało od sondaży. Politycy wszystkich partii, korzystając z sondaży i wyników pogłębionych badań, będą mieli przed sobą mniej więcej prawdopodobny rachunek zysków i strat wynikający z obu wariantów. Choćby dlatego, że polski system partyjny jest w miarę stabilny i łatwiej jest mimo wszystko cokolwiek obliczyć a propos przyszłości, aniżeli to bywało w wielu wcześniejszych elekcjach. Nawet gdyby wśród części polityków i działaczy Lewicy, Polski 2050 czy innych podmiotów, tendencja samodzielności byłaby silna, to nacisk wyborców plus rachunek zdobytych mandatów, plus nacisk liberalnej części opinii publicznej, raczej postawi kierownictwa przed bezalternatywną decyzją o takiej liście. Powiedziałbym, że paradoksalnie, ale stabilne notowania PiS-u (one oczywiście są na dużo niższym poziomie niż w ostatnich wyborach) nie mają tendencji do gwałtownego załamania się. To niekoniecznie sprzyja decyzji o samodzielnym starcie.
Co w przypadku spadku poparcia dla rządzących?
Mogę sobie wyobrazić scenariusz, w którym notowania PiS-u załamałyby się do poziomu 30-33 proc. Nie jest to przesadnie realne, ale można sobie teoretycznie to wyobrazić. Wówczas w mniejszych partiach może pojawić się naturalna tendencja: skoro wiadomo, jak te wybory się zakończą, to wystartujmy sami, będziemy mieli potem mocniejszą pozycję wobec PO przy ewentualnych negocjacjach. Natomiast sytuacja, w której notowania PiS-u są stabilne, notowania Platformy wahają się – czasami zbliżają się do 30 proc., co jest taką symboliczną barierą – zwiększa siłą rzeczy potencjał do nacisku na mniejsze podmioty wśród opozycji. Dokonuje się to poprzez prostą retorykę – możliwości zwycięstwa nad PiS-em, tylko poprzez stworzenie wspólnej listy. A dwie kadencje w opozycji, w polskiej polityce, to jest niemal wieczność, więc wielu polityków może być na to chętnych. Wreszcie argument, który uważam za jeden z najważniejszych - zwłaszcza w przypadku Lewicy i PSL-u - to samorządowcy. Działacze tych partii w samorządach, jeśli rządzą, to jest z reguły współrządzenie z Platformą. Tak jak interes wielu posłów i posłanek mniejszych partii opozycyjnych może tkwić w tym, żeby startować samodzielnie, ponieważ w starciu z potężną machiną PO, często debiutanci w polityce (którzy dostali się do Sejmu w ostatniej kadencji) mogą mieć małe szanse. Z kolei działacze samorządowi i posłowie, którzy byli w samorządowych koalicjach, mogą w naturalny sposób być głosem lobbystycznym za koalicją z Platformą.
Dlaczego akurat teraz zdecydowano się na tego typu apel? I jak do całej dyskusji o jednej liście ma się „Pakt Senacki”? Z zapowiedzi wynika, że również w zbliżających się wyborach opozycja zdecyduje się na takie rozwiązanie.
Moment opublikowania tego listu pokazuje, że zbliżają się decydujące tygodnie dla rozstrzygnięć. Myślę, że struktura możliwości politycznych zmienia się właśnie teraz. Tak naprawdę wiosną trudno będzie wszystko zmienić, zaczynać od nowa, zawiązywać koalicje ad hoc, zwłaszcza, że byłaby to układanka bardzo skomplikowana. W przypadku samego Senatu sytuacja jest zupełnie inna. Po co w ogóle istnieje w Polsce ta izba, to można dyskutować. Natomiast ordynacja wyborcza w wyborach do Senatu jest absurdalna. Jest niereprezentatywna, wymusza tego typu działania (wchodzenie w koalicje - red.), wyniki wyborów są raczej niezbyt niereprezentatywne pod wieloma względami. To po prostu pokazuje, jak bardzo jednomandatowe okręgi wyborcze - niezależnie jak małe czy duże by były – potrafią zdeformować rezultaty elekcji.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Mateusz Majewski
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/622768-wywiad-zjednoczona-opozycja-ciekawa-analiza-chwedoruka