Na imprezę w egipskim, nadmorskim kurorcie Szarm el Szejk zleciało się ponad 30 tysięcy wczasowiczów-klimatystów, by jak zwykle radzić jak planetę Ziemię, którą ludzkość zamieszkuje, ratować. Tysiące urzędników, naukowców, sekciarzy i klimatycznych przedsiębiorców po raz kolejny duma o tym, jaka w 2067 roku powinna być prawidłowa temperatura na Ziemi, w tym w Radomiu i w Klewkach i jak do niej doprowadzić.
O imprezie jest głośno, ale głównie z zupełnie innych powodów. M.in za sprawą menu, z którego dostojni klimatyczni goście potrawy wybierać sobie mogą. Firma COP Gourmet za pieniądze ONZ, czyli nasze, zaoferowała posiłki wystawne jak na magnackich ucztach XVIII-wiecznej Rzeczpospolitej. Góry mięs i ryb w sosie takim, albo siakim. Dwa tygodnie wyżerki, a za dodatkową drobną opłata można się upijać ile wątroba zdzierży.
Likullusowa wystawność wzbudziła protesty wielu eko organizacji na całym świecie i chyba to pierwszy przypadek, gdy normalny człowiek powinien się z nimi zgodzić. ONZ bowiem już ma przygotowany w 2018 roku przez Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) jadłospis dla całej ludzkości. W dokumencie „Big Issue” obwieszczono, że : „emisje z globalnej produkcji zwierzęcej na mięso i nabiał stanowią 14,5 procent wszystkich emisji powodowanych przez człowieka”.
Ludzkość powinna więc zmienić swą dietę:
Analogi mięsa, takie jak imitacja mięsa (z produktów roślinnych),i owady, mogą pomóc w przejściu na zdrowszą i zrównoważoną dietę”.
Oto eko elity się obżerają ale my na robactwo i śrutę rzepakową powinniśmy się przestawić. W Egipcie trwa kolejna impreza z cyklu: „zdrowie wasze w gardła nasze”.
Nathan McGovern z Animal Rebellion skomentował dla „Daily Mail”:
Afryka Północna ma genialne produkty roślinne, takie jak falafel i kuskus, dlaczego więc muszą wyjadać łososia z Atlantyku?
Zaś szkocki pisarz i publicysta Neil Oliver skomentował tak:
Przylecieli aby pouczać nas o jedzeniu mniejszej ilości mięsa, podczas gdy sami zasiadają do menu z wołowiną, kurczakiem, łososiem, labraksem i sosami śmietanowymi. To nie jest przywództwo, to dno, to na galaktyczną skalę szydzenie z nas roboli.
Na szczycie w Egipcie był też prezydent Andrzej Duda, któremu mogliśmy jednak życzyć smacznego, bo on przynajmniej nikogo do zmiany diety i tego, by zamiast mięsnego mięsa robaki jeść, nie namawia. Do testowania takiego menu najlepiej nadają się dzieci, bo można im wmówić, że jak będą jadły mięso pochodzące od bydła, które swoimi otworami wydziela gaz cieplarniany - metan, to szybko razem z całą planetą umrą. Zresztą w naturze dzieci jest to, że one łacniej niż dorośli wszelkie świństwa zjedzą. Kto był dzieckiem ten wie. Tak więc programy pilotażowe jedzenia robactwa już przeprowadza się w szkolnych stołówkach Holandii i Niemiec.
We Francji objawił nawet poseł i znany dziennikarz, czyli taki co to swoje programy w telewizorze miał, Aymeric Caron, który wielkim obrońcą praw zwierząt jest i wzywa, by krew honorowo komarom oddawać. W skrócie chodzi o to, by ich nie tłuc jak gryzą, bo to są matki. Otóż taka samica poszukuje żarcia, żeby wyżywić noszone w sobie jajeczka, czy coś takiego. Mamy więc do czynienia z matką, która naraża dla dzieci swe życie. I to jest prawdziwa miłość. Nie wiem oczywiście jak aktywiści pogodzą jedzenie owadów z powstrzymywaniem się od rzezi komarów. Póki co, to jeszcze nie moja sprawa, ale jedno jest pewne - wariaci się z postępem nie zatrzymają
Polska wersja Grety Thunberg
Przy okazji klimatycznego szczytowania w Egipcie poznaliśmy polską wersję Grety Thunberg, która ucieleśnia te wszystkie młodziutkie osoby bez wykształcenia, ale za to z wiedzą jak życie na Ziemi urządzić i ludzkość zbawić. Tak więc jakaś tam niewykształcona polska aktywistka zaczepiła w kuluarach prezydenta Dudę, zaczęła o różne rzeczy wypytywać i to jak powinien Polskę urządzić mu wykładać. To co mówiła jest kompletnie bez znaczenia, bo żadnej wartości merytorycznej nie miało. Interesujące było tylko, to, że poskarżyła się, że jej babcia nie mogła kupić węgla. Być może więc owa aktywistka z tej rozpaczy, że jej babcia zamarznie do egipskiego kurortu na półwysep Synaj u wybrzeży Morza Czerwonego poleciała.
To ważna wskazówka dla nastolatków. Otóż Droga Młodzieży: nie musicie nic wiedzieć, naukę porzucić możecie, ale jak jak zostaniecie aktywistami, to kochane pieniążki się pojawią i nawet po świecie sobie latać będziecie. Babcia zaś, umówmy się stara baba, niech siedzi w domu i marznie. Uczciwie jednak należy też kochaną młodzież ostrzec: nie wszyscy się na sponsorowane wycieczki załapią. Życie niewykształconego i dość głupiego aktywisty wydaje się atrakcyjne, ale dla większości szczytem osiągnięć będzie jeżdżenie np. za prezesem Kaczyńskim i wydzieranie się. Albo pod jego domem. Ewentualnie przyklejanie się do jakiejś jezdni, albo ściany.
Sam wybór egipskiego kurortu świadczy o tym, że ONZ się uczy. Bądźmy szczerzy: zorganizowanie klimatycznego szczytowania na początku grudnia 2018 w Katowicach, zbyt mądre nie było. Rzekłbym nawet bezduszne. Ja rozumiem ówczesnego polskiego ministra klimatu, który chciał sobie jakąś międzynarodową posadę załatwić, ale takie okrucieństwo jest nie do przyjęcia. Jak można było dopuścić do tego, by Jego Klimatyczna Ekscelencja Al Gore, czy kto inny równie oświecony, w grudniu na ogarniętym ciemnościami, zimnym i wilgotnym Śląsku przebywać musiał. Wyglądało jakby nawet termin i miejsce dobrano tak, by nawet samo otoczenie sprzyjało opowieściom o zbliżającej się zagładzie. Wszystko spowite w mroku i w błocie. Co mniej odporni goście mogli w depresję wpaść, prześcieradłami się nakryć, tępe nożyczki w dłonie wziąć i w kierunku najbliższego cmentarza zacząć czołgać. Na takie imprezy to się ani Leonardo di Caprio, ani George’a Clooney’a nie ściągnie. Co innego pod palmy i nad Morza Czerwonego modrą toń.
Wróćmy jednak na chwilę do obecności naszego prezydenta. Z rozmowy z aktywistką wnioskować można, że przebywał tam, by normalności bronić, ewentualnie dowiedzieć się co nam grozi i jakie jeszcze nieszczęścia fanatycy, celebryci urzędnicy i biznesmeni od klimatu chcą na nas ściągnąć. Łącznie pojawiło się się ich tam ponad 30 tysięcy. Niektórzy zlecieli w ponad 400 prywatnych odrzutowcach. Wszystko po to, by móc pić, jeść, opalać się, o tym by nie zostawiać śladu węglowego gadać i knuć byśmy to my, pospólstwo samolotami nie latali.
W ubiegłym roku, po klimatycznym zlocie w Glasgow obliczono, że prywatne samoloty, którymi władcy i właściciele świata się zlecieli (wtedy było ich 300, czyli 100 mniej niż w Egipcie) wyemitowały ok 20 tysięcy ton CO2. Oj tam oj tam, pisał wtedy pewien polski ekspert od globalnego ocieplenia, który podobnie jak Greta, czy król Karol, żadnego wykształcenia w tej materii nie ma. To zaledwie 1/3 tego, co dziennie emituje Elektrownia Bełchatów. Ta jednak przynajmniej robi coś pożytecznego - dostarcza energię milionom ludzi. Oczywiście w tym wszystkim nie chodzi o konkretne liczby, tylko o hipokryzję jak z tym mięsami i rybami objadanie się.
Cenzorska organizacja Climate Action Against Disinformation, która śledzi domniemaną dezinformację w mediach społecznościowych, podsumowała, że opinia publiczna postrzega egipską imprezę jako popis „hipokryzji i elitaryzmu”. I cóż, trzeba się z cenzorami zgodzić.
W świecie urządzanym przez jego władców i właścicieli pospólstwo ma siedzieć w domach i jeść byle co. Rentierom wynajmującym plebsowi świat jest obojętne czy stek kosztuje 10, czy 150 dolarów, a litr benzyny 1,5 euro, czy 8. Tak pięknie i zacisznie było w marinie w Monaco za czasów Grace Kelly Grimaldi, a teraz tłok jak na parkingu Tesco. Bydło rozbija się na stokach w Ischgl, czy St. Moritz, więc sobie nawet spokojnie poszusować nie można. Albo w Jastarni parawany rozstawia. Byle turecki właściciel hurtowni z chałwą może pojechać na safari i strzelać, więc limity się wyczerpują i nie można sobie nawet spokojnie zabić. I jak tu żyć?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/621817-klimatyczny-szczyt-hipokryzji-w-egipcie