Nie myślcie, że to tylko Ochojska, Frasyniuk i aktoreczki. I nie sądźcie, że to już było. Ataki na obronę polskiej granicy wschodniej to jeden z głównych nurtów działalności mediów opozycji. Nie ma dnia, by nie ukazał się artykuł - a to powątpiewający w skuteczność podejmowanych przez rząd działań, a to zarzucający zbyt dużą ich efektywność. Jak nie z lewa, to z prawa, kij się zawsze znajdzie. Wspólny mianownik próba wymuszenia zaniechania tej obrony.
Dzisiaj jedna z gazet szczuje funkcjonariuszy Straży Granicznej na dowódców, suflując im, by nie ufali swoim dowódcom. Tekst na dwie strony, rozdęty, treści żadnej. Dużo za to łzawego sosu w którym współczucie czytelnika mają budzić nie ci, którzy strzegą polskiej granicy, nie funkcjonariusze stawiający czoła atakowi hybrydowemu ze strony brutalnych wschodnich reżimów, ale ci, którzy ten atak przeprowadzają.
Przypomnę, że całkiem niedawno do ataku na obrońców granicy dołączył Donald Tusk.
Podczas XIV Ogólnopolskiego Kongresu Kobiet lider PO powiedział, że jest największym kłamstwem ostatnich lat, „że państwo, żeby pilnować swojej granicy, musi być okrutne, bezwzględne, kompletnie wyzbyte humanitarnych zasad”.
Nikt w Polsce nie może umierać w krzakach z zimna, czy z głodu, z choroby, niezależnie od koloru skóry, skąd uciekł i z jakiego powodu. To się musi definitywnie skończyć
— stwierdził.
Odpowiedział mu wtedy wiceminister Stanisław Żaryn.
Przewodniczący D. Tusk zaatakował tych, dzięki którym Polacy są bezpieczni, a granica RP chroniona, powtórzył fałszywe oskarżenia o rasizm i skazywanie ludzi na śmierć, a także sugerował, że kryzys na granicy z Białorusią to wina rządu RP. Na łajdactwie to Donald Tusk się zna
— napisał Sekretarz Stanu w KPRM, zastępca Ministra Koordynatora Służb Specjalnych.
Opozycja zaatakowała też decyzję o umocnieniu granicy z rosyjskim obwodem kaliningradzkim.
Słusznie, ale przecież nie o potyczki słowne tu chodzi, ale o fundamentalną sprawę ochrony granic. Opozycja i jej media wciąż sugerują, że chcieliby ją otworzyć dla każdego najazdu - także łukaszenkowskiego i putinowskiego.
Straszliwie mylili się rok temu. Dziś jest oczywiste, że w tamtym pierwszym ataku hybrydowym celem działań Łukaszenki i Putina było sparaliżowanie polskiej zdolności do niesienia pomocy Ukrainie i ofiarom putinowskiej wojny, wtedy już planowanej. Gdybyśmy posłuchali wówczas liderów opozycji i gwiazdeczek mediów, w chwili prawdziwej próby bylibyśmy zmęczeni, zalani przybyszami sztucznie ściągniętymi przez Mińsk z całego świata.
Przyczyn postawy opozycji jest kilka. Po trosze to efekt totalności i zasady, by w każdej sprawie być przeciw rządowi. W dużej mierze złość na Polaków, że umieli rozróżnić fałszywych migrantów od Łukaszenki od prawdziwych uchodźców wojennych z Ukrainy (a Platforma i jej satelity nie umiały). Jednak dużo poważniejsze i groźniejsze jest tło ideologiczne. To są ludzie, którzy podzielają poglądy lewicy europejskiej, że granice i państwa narodowe to przeżytek.
Jest w tym też potworna znieczulica na los rodaków, bo przecież za nielegalną migracją, za przebiciem granicy zawsze idzie przestępczość, handel narkotykami, ludźmi, mafie.
Jak to się kończy, każdy może zobaczyć choćby we Włoszech. Raz uruchomiony strumień nigdy już nie zostanie zatrzymany, raz przebita granica pozostaje otwarta na lata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/621318-kolejny-dzien-kolejne-ataki-na-obrone-polskiej-granicy