Iluż się takich widziało na wojennej Ukrainie - dumnych Kozaków. W marcu, gdy temperatura spadała jeszcze ponizej zera, na pozycjach wojskowych w Irpieniu, wąsaty żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy ściągnął na widok polskiego dziennikarza kaptur i puścił na bok kozacki osełedec - kosmyk włosów tradycyjnie zapuszczany przez dawnych ruskich bojców z Dzikich Pól.
W tle za Kozakiem sunął sznur żółtych autobusów, ewakuujących ludność cywilną z okrutnie ostrzeliwanego miasta, a w samym okopie trwała debata na temat postawy burmistrza, który odrzucił i opublikował rosyjską propozycję przekupstwa. Kozacy dumnie rozprawiający o swojej pogardzie dla Władimira Putina przypominali trochę Zaporożców Ilji Repina, tych którzy na obrazie pieriediewiżnika piszą swój arogancki i wulgarny list do tureckiego sułtana. Historyczne skojarzenia nasuwały się same, jeszcze ta kolumna pojazdów niczym tabor z ludnością, zmierzała do irpieńskiego mostu, słynnego później jako droga ewakuacji ukraińskich cywilów z miejsca rosyjskich zbrodni.
Drugi obrazek był jeszcze bardziej filmowy - oto Kozak z szablą na tle amerykańskiej flagi, sfotografowany podczas noclegu w jednym z gmachów dużego ukraińskiego miasta, wyglądał jak wyrwany z XVII-wiecznej dumki naddnieprzańskiej wojownik, przeniesiony w czasie do XXI wieku. Ale romantycznej aurze towarzyszy twarda proza życia - nasz Kozak jest uczestnikiem wielu zagonów już nie na tatarskie obozowiska ale zgrupowania rosyjskich czołgów. Historia i współczesność rzadko splatają się tak dosłownie.
Jak w połowie kwietnia wyliczył historyk dr Marek Kozubel największa grupa patronów ukraińskich formacji wojskowych SZU należy do okresu Kozaczyzny (aż 10 patronów), a wśród nich są takie propolskie postacie jak Iwan Wyhowski, Taras Fedorowycz czy Filip Orlik, a wielu z nich było zaangażowanych w walki przeciwko Rosji w oparciu o innych sojuszników niż Rzeczpospolita (Iwan Mazepa w sojuszu ze Szwecją czy Piotr Doroszenko w aliansie z Imperium Osmańskim).
Kozaczyna to okres historycznie długi (XVI-XX wiek), będący tłem do kształtowania kultury narodowej, narodzin nowoczesnej Ukrainy (epoka Tarasa Szewczenki), a do tego politycznie niesłychanie różnorodny. Przywódcy kozaccy bywali i potężnymi władcami (Chmielnicki), i bywalcami zachodnich dworów (Filip Orlik), albo też męczennikami w rosyjskich lochach (Piotr Kalniszewski). Jako żołnierze słynęli kiedyś jako wybitna piechota (XVII wiek), lekka jazda (XIX wiek) czy też w swoich specyficznych łodziach, czajkach, świetni piraci na Morzu Czarnym (XVI/XVII wiek).
Słowem Kozaczyzna jest najżyźniejszą glebą narodowej mitologii - pełna fantazji, heroizmu, romantyzmu i różnorodności. Kozactwo to czarnoziem polityki historycznej, nic tylko siać i patrzeć jak kwitną w kulturze i masowych wyobrażeniach nowe legendy z Dzikich Pól. Ten nurt tożsamościowy jest bardziej pojemny niż cherlawy banderyzm, bardziej wyrazisty niż uniwersalna Ruś Kijowska i bardziej trwały niż państwowe efemerydy Ukrainy w I połowie XX wieku.
Ten silny prąd kulturowy na Ukrainie - i tego polskiemu czytelnikowi tłumaczyć nie trzeba - to wielka szansa dla państwa polskiego. Kozaczyzna wchodziła w skład Rzeczpospolitej choć jako człon pośledni, traktowany instrumentalnie i politycznie faktycznie niewystarczająco rozwinięty, ale też zdecydowanie niedoceniony. W budowaniu Trójmorza i konstruowaniu soft power wystarczy nie popełniać dawnych błędów, porozumienia budować równorzędnie i z poszanowaniem wzajemnych interesów. Historia wymaga od nas odrobienia tej jednej prostej pracy domowej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/621009-kozaczyzna-bardziej-pociagajaca-niz-rachityczny-nacjonalizm