„Politolodzy jednym tchem wymieniają Bolsonaro, Trumpa, Erdogana, Modiego, Orbana i Kaczyńskiego jako przykłady demokratycznie wybranych prawicowych autorytarnych populistów dewastujących współczesne liberalne demokracje” - pisze na łamach „Gazety Wyborczej” Jacek Żakowski. Publicysta przekonuje, że jeżeli PiS przegra przyszłoroczne wybory, to nie będzie chciało przekazać władzy zwycięzcom.
Brasilia w Warszawie?
Żakowski przekonuje, że choć stolica Brazylii jest od Warszawy „dalej niż Waszyngton”, to jednocześnie „zaskakująco blisko”.
Politolodzy jednym tchem wymieniają Bolsonaro, Trumpa, Erdogana, Modiego, Orbana i Kaczyńskiego jako przykłady demokratycznie wybranych prawicowych autorytarnych populistów dewastujących współczesne liberalne demokracje
— wskazuje publicysta, nie wspominając jednak, którzy konkretnie politolodzy. Dalej jest jednak jeszcze lepiej, ponieważ Żakowski wymienia, co łączy wszystkich wspomnianych polityków.
Podobieństw między nimi jest bowiem, zdaniem autora tekstu w „GW”, „bezlik”.
Od niszczenia niezależności sądów, mediów, usług społecznych, nauki przez łamanie praw kobiet, mniejszości i opozycji po kwestionowanie katastrofy klimatycznej, „koronasceptycyzm”, gigantomanię publicznych inwestycji, psucie pieniądza, korupcję, nepotyzm, obsesję narodowej wielkości, nadużywanie władzy i sojusz z ultrakonserwatywną religią
— wylicza Jacek Żakowski. Można się tylko zastanawiać, gdzie u Jarosława Kaczyńskiego czy Viktora Orbana znalazł „koronasceptycyzm” i z jakąż to „ultrakonserwatywną religią” zawarł sojusz Donald Trump.
Nie mogło zabraknąć rytualnych pokrzykiwań o „niszczeniu niezależności” poszczególnych instytucji oraz „łamaniu praw kobiet czy mniejszości”, wreszcie mamy też „obsesję narodowej wielkości” czy „gigantomanię publicznych inwestycji”, a duża część tej litanii zarzutów to po prostu fantazje Żakowskiego na temat PiS.
Trump i Bolsonaro
Żakowski ubolewa, że „nie ma uniwersalnej recepty, jak autorytarnych prawicowych populistów pokonać w wyborach ani jak ich skłonić do pokojowego oddania władzy po przegranej”. Nieśmiała podpowiedź: zaprzestanie nadużywania określenia „autorytarny”, zwłaszcza, gdy nie jest zgodne z prawdą, mogłoby trochę pomóc, przynajmniej w pokonaniu nielubianego rządu w wyborach.
Dziennikarz przypomina porażkę wyborczą byłego już prezydenta USA Donalda Trumpa, który do pewnego momentu przekonywał swoich zwolenników, że wybory zostały sfałszowane.
Śledztwo Izby Reprezentantów pokazuje, że próbował zachować urząd mimo ewidentnej przegaranej i namawiał wysokich urzędników, by mu w tym pomogli. Kulminacją był atak na Kapitol 6 stycznia 2021 r.
— pisze Żakowski.
Zdaniem publicysty tropem Trumpa idzie Bolsonaro, ponieważ jego zwolennicy protestują przeciwko wynikowi wyborów i „wzywają do zamachu stanu, by Lula, który wygrał, nie objął urzędu”.
Jak przy tym zauważa dziennikarz, politycy z bliskiego otoczenia Bolsonaro, podobnie jak Mike Pence czy Paul Ryan po przegranej Donalda Trumpa w USA, pogodzili się z wynikiem i przystąpili do przekazywania władzy następcom.
Sam prezydent, podobnie jak Trump, wypowiada się jednak wymijająco, jakby czekał na wynik „kryterium ulicznego” i/lub chciał z kwestionowania wyniku zrobić narzędzie destabilizowania kraju przez następne lata
— pisze Żakowski.
Cóż, „kryterium uliczne” brzmi nieco znajomo, ponieważ w Polsce obserwowaliśmy już w 2015 r. niemożność pogodzenia się ekipy tracącej władzę oraz jej zwolenników z wynikiem demokratycznych wyborów - i to zanim jeszcze rząd PiS zdążył podjąć jakiekolwiek decyzje.
Pamięć dyktatury
Pamięć dyktatury różni Brazylię od USA, gdzie establishment i wojsko zawsze były lojalne wobec konstytucji. Pod względem pamięci dyktatury i kultury demokratycznej Polska (z tradycją PRL i sanacji) bardziej przypomina Brazylię niż USA. Można się więc spodziewać, że po przegranej PiS w przyszłym roku Warszawa będzie raczej przypominała Brasilię niż Waszyngton
— przekonuje dziennikarz.
Jak dodaje, kiedy opozycja wygra, Jarosław Kaczyński może wzniecać „falę niepokojów”, podobną do tej z USA czy Brazylii.
Różnica polega na tym, że patrząc na polityczne standardy establishmentu PiS, trudno zobaczyć zdolność do przeciwstawienia się woli prezesa, jeśli zakwestionuje on wynik i zechce unieważnić wybory. Nie wierzę, by Duda, Morawiecki, Witek, Błaszczak, Sasin, a tym bardziej Ziobro zrobili w razie potrzeby to, co w USA Mike Pence i Paul Ryan, a w Brazylii Hamilton Mourao i Rodrigo Maia. Pocieszcie mnie, jeśli się mylę
— kończy Żakowski.
Najprawdopodobniej publicysta zapomniał, że Prawo i Sprawiedliwość już raz oddało władzę i przez osiem lat pozostawało w opozycji. W dodatku żaden z polityków ani przedstawicieli zaplecza intelektualnego tej partii nie zapowiadał „delegalizacji Platformy Obywatelskiej”.
aja/Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/620842-zakowski-straszy-brasilia-w-warszawiepocieszcie-mnie