Od dekad Janina Ochojska była znana z akcji charytatywnych, pomagania i wspierania ludzi w potrzebie, choć coraz bardziej stawało się to także alibi do atakowania innych. Na zasadzie: ja mogę dużo więcej, bo przecież zrobiłam to i tamto. Podobną ewolucję przechodził Jerzy Owsiak. Gdy Janina Ochojska została eurodeputowaną, alibi stało się niepotrzebne, wystarcza życiorys. Tu można dostrzec podobieństwo z Wandą Traczyk-Stawską czy Marianem Turskim. I znowu zasada jest prosta: z takim życiorysem mogę sobie pozwolić na wszystko, a każdy, kto dostrzeże w tym problem jest po prostu podły.
Pomników nie wolno krytykować, gdyż uosabiają wszystko, co najlepsze. Pomnikowy spiż jest niezniszczalny i nietykalny. Kto tego nie rozumie, wyklucza się z grona ludzi przyzwoitych. I aż się prosi, żeby dostać po łbie. Gdy się jest pomnikiem albo tylko znajduje w jego towarzystwie, ma się pełną ochronę i wszelkie możliwe racje. Pomnikowość jest dożywotnim glejtem, który można rozciągnąć nawet do wieczności. Tych pomników nikt i nigdy nie może zrzucić z postumentów, a każdy taki zamiar jest zbrodnią. Dlatego pomnik może pleść dowolne androny, ale zawsze muszą być one przyjmowane jak objawienie, jak opoka wszystkich opok.
Do pomnika nie wolno podchodzić inaczej niż na kolanach. Pomnik ma bowiem prawo powiedzieć i zrobić dowolne głupstwo czy wręcz okropieństwo, ale musi pozostać wyłączony z krytyki. Same pomniki w to wierzą i takiego stosunku do siebie wymagają. A mając status pomnika mogą zbluzgać dowolną osobę, grupę, instytucję czy organizację. Zawsze jest to bowiem bluzg o intencjach a priori właściwych. Każdy, kto to kwestionuje, jest oczywiście podły. I zaraz pada pytanie o to, co taki podlec sam zrobił. A za tym idzie konstatacja, że natychmiast powinno się uznać swoją małość, przeprosić, schować i nigdy nie wyłazić z nory. Nie ma bowiem dostatecznej kary dla łotrów podnoszących swe brudne łapska na pomniki.
Pomnik może się angażować w każdą antypolską hucpę, bo to on wyznacza standardy. Może wygłaszać opinie skrajne, wykoślawiające historyczne konteksty, stygmatyzujące, poniżające, a wręcz gnojące każdego, kto choćby odważy się podnieść wzrok. Jak stwierdziła Janina Ochojska, „nie można mi zarzucić, żebym dotąd się ubrudziła”. To najzwyczajniej niemożliwe. A takie pomniki jak Wanda Traczyk-Stawska czy Marian Turski niczego same nie muszą stwierdzać, gdyż każdy powinien wiedzieć, jak małym jest przy nich robaczkiem, nawet gdy jest robalem.
Gdy tylko pomnik uświadomi sobie kim jest, zaraz może skorzystać ze swego statusu. Najczęściej wykorzystując najbardziej skrajne, niemądre, prowokacyjne wypowiedzi i stanowiska. Nic nie szkodzi, że często przeciwko Polsce, polskiemu rządowi, służbom i funkcjonariuszom państwa. Pomnik jest bowiem zawsze w awangardzie. I choćby ta awangarda była coraz bardziej wymierzona w polskie państwo i jego żywotne interesy, na pomniku nie może powstać nawet najmniejsza rysa.
Znamienna jest autorefleksja Janiny Ochojskiej w wywiadzie dla magazynu „Viva” (7 kwietnia 2022 r.): „Niektórzy mi zarzucają, że jestem przeciwko Polsce. Nie jestem! Kocham ojczyznę, uważam siebie za patriotkę”. O Wandzie Traczyk-Stawskiej i Marianie Turskim nawet nie wolno snuć takich refleksji, gdyż podważałoby to ich status wiecznych pomników. I podważałoby status ich wszelkich możliwych wypowiedzi jako odpowiedników sądów syntetycznych a priori wedle klasyfikacji Immanuela Kanta. Nawet zwykły banał czy niedorzeczność ma taki status.
Pomnikologia praktyczna ma prawie zawsze postać idolatrii, czyli jakiejś formy bałwochwalstwa, kultu idoli (bóstw), oddawania czci. Bezwarunkowego i bezkrytycznego. Ale jak to bywa w wypadku paronimów, idolatria bardzo blisko leży idiolatrii, czyli bezkrytycznego uwielbienia samego siebie. A znakiem naszych czasów jest to, że idiolatria staje się uzasadnieniem dla idolatrii. Bardziej naturalny byłby odwrotny kierunek, ale ponieważ ci, którzy uprawiają idiolatrię mogą być postrzegani tylko poprzez idolatrię, nie ma wyjścia.
Uzasadnienie dla idiolatrii przechodzącej w idolatrię podsuwają w Polsce sądy. Pomniki są w naszym kraju nie tylko bezkarne, ale zbrodnią jest nawet myślenie o tym, że mogą się w czymś mylić. A już zarzucenie pomnikom zwykłego kłamstwa byłoby zbrodnią najcięższą. Wszystko dlatego, że sądy są „niezależne” i „europejskie”, a sędziowie „niezawiśli” oraz „europejscy”. Dlatego tylko pomniki mogą nazywać „zbrodniarzami” np. premiera Mateusza Morawieckiego, wicepremiera Mariusza Błaszczaka, szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego, komendanta głównego straży granicznej gen. Tomasza Pragę czy dowódcę WOT gen. Wiesława Kukułę. I tylko pomniki zawsze w sądach wygrywają, i mogą okazać stosowne papiery (wyroki).
Ofiary tego, że mamy w Polsce idiolatrię uzasadniającą idolatrię, sprawiedliwości w sądach się nie doczekają, a nawet nigdy nie powinni. Sędziowska niezawisłość nie zna bowiem w Polsce granic. Tak jak bezgraniczne powinno być uwielbienie dla idoli, zaś ich samouwielbienie winno być podstawą do jeszcze większego spiżowienia spiżu. Koniec i bomba, a kto spiżu nie wielbi, ten bandyta i trąba.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/620680-nigdy-dosc-idiolatrii-uzasadniajacej-idolatrie