„Rozumiem wszelką ostrożność w tej sprawie, ale może będzie mogła się toczyć spokojna dyskusja nt. zmiany ordynacji do Sejmu. W którymś momencie trzeba odczarować tę sytuację, że jedyne pomysły na zmianę systemu wyborczego to takie, które przestawiają równowagę sił pomiędzy partiami. Ten nowy system zostawiałby tę równowagę” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista od systemów wyborczych, autor propozycji ws. zmiany ordynacji wyborczej do Sejmu.
wPolityce.pl: Według „Rzeczpospolitej”, jest Pan autorem projekty zmiany ordynacji wyborczej w wyborach do Sejmu, forsowanego przez Parlamentarny Zespół ds. Zmiany Ordynacji Wyborczej na Ordynację Mieszaną. Kiedy wedle Pana wiedzy mógłby wejść w życie?
Prof. Jarosław Flis: To nie jest pytanie do mnie, tylko do polityków. Natomiast zostałem poproszony o to, by przygotować ten projekt, pokazać, jak moim zdaniem powinna wyglądać ordynacja mieszana w wyborach do Sejmu, którą od lat postulują wszystkie siły polityczne w Polsce. Nikt jednak nie chce złapać tego króliczka, chociaż jest w zasięgu ręki. Natomiast co się z tym projektem stanie? Na pewno nie jest na najbliższe wybory, co do tego nie ma wątpliwości, bo w ogóle nie ma czasu, żeby coś takiego robić. Czy ktoś będzie chciał to przegłosować na wybory w 2027 roku, czy też to będzie głosowane po przyszłorocznych wyborach, ale na wybory w 2031 roku – opcje są różne, ale ta, by była to propozycja na najbliższe wybory, wydaje mi się nierealna.
W przypadku jakiejkolwiek zmiany ordynacji wyborczej na ogół pojawiają się pytania komu to służy i czy nie jest tak, że to jakieś kombinacje partii rządzącej, by zwiększyć swoje szanse na utrzymanie władzy.
Obecna partia rządząca sobie zasłużyła na takie zarzuty, od 5 lat nieustająco próbuje podejmować takie działania, zresztą z dość żałosnymi skutkami. To oczywiście utrudnia dyskusję, ale to nie znaczy, że nie można jej toczyć. Jeżeli ona teraz trwa to nie widzę powodu, bym miał w niej nie uczestniczyć.
Skoro jednak składa Pan teraz propozycję zmiany ordynacji do Sejmu na mieszaną, to jak rozumiem jest Pan zdania, że byłoby to w interesie wszystkich startujących w wyborach, a nie tylko jakiejś konkretnej formacji?
Tak, prawdę powiedziawszy od 25 lat przygotowuję jakieś projekty w sprawie zmiany ordynacji wyborczej. Zatem dyskusja się toczy i nieustająco pokazuję, że jestem do niej przygotowany i chętnie służę pomocą.
Czy Pana propozycję można uznać za częściową realizację postulatów Kukiz’15, czyli wprowadzenia okręgów jednomandatowych w wyborach do Sejmu? Mógłby w nich wystartować każdy obywatel Polski, bez konieczności bycia zrzeszonym w partii?
Tak to wygląda. Z tym, że trzeba mieć świadomość, iż to nie jest taka prosta sprawa. W Senacie są senatorowie, którzy nie byli popierani przez partie, ale później jak się już dostali, to dołączali do klubu parlamentarnego. Przed kandydatami pseudobezpartyjnymi, czyli takimi, którzy „palą, ale się nie zaciągają”, trzeba się zabezpieczyć. Dlatego każdy kandydat musi walczyć z kandydatami wszystkich partii, nie jest tak, że może się wcisnąć, bo któraś partia sobie odpuści jakiś okręg. Gdyby pozwolić ogólnopolskim partiom odpuszczać okręgi, to mogłyby tam wysłać fikcyjnych, bezpartyjnych kandydatów.
Kto konkretnie Pana zaprosił do pracy nad projektem ordynacji mieszanej? Poseł Kukiz‘15 Jarosław Sachajko, przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Zmiany Ordynacji Wyborczej na Ordynację Mieszaną?
Dostałem zaproszenie z Biura Analiz Sejmowych. Jak rozumiem, zostało to zamówione przez posłów z Parlamentarnego Zespołu ds. Zmiany Ordynacji Wyborczej na Ordynację Mieszaną.
Jakie Pan dostrzega korzyści ze zmiany ordynacji wyborczej w wyborach do Sejmu na mieszaną? Poza tym, że może wystartować w nich ktoś niepartyjny.
Przede wszystkim to oznaczałoby zacieśnienie relacji wewnątrz partii. W obecnym systemie wszyscy wiedzą, że największym zagrożeniem dla startującego w wyborach do Sejmu są koledzy z własnej listy. Natomiast tym, co się dzieje pomiędzy partiami, interesują się sztaby wyborcze w Warszawie. Druga kwestia jest taka, że ta zmiana zapewniałaby odpowiednią reprezentację terytorialną – to znaczy by nie było tak, że toczy się turniej pomiędzy miastami powiatowymi i szerzej powiatami o to, kto będzie miał swojego posła. Są w tym zwycięzcy i przegrani. Moim zdaniem to nie jest zdrowe dla życia politycznego kraju. W tym nowym systemie w każdym z tych 230 podokręgów byłby na pewno wybrany jeden poseł, a pozostali…
Właśnie, na podstawie planowanej zmiany 230 posłów miałoby być wybieranych w jednomandatowych okręgach wyborach, ale pozostałych 230 już w ordynacji proporcjonalnej, metodą D’Hondta, zgadza się?
Nie do końca. W tym projekcie jest tak, że pozostałymi posłami byliby albo najlepsi przegrani kandydaci z podokręgów, czyli mówiąc po piłkarsku byłby to taki awans z drugiego miejsca. Jest jednak tam przewidziana też taka opcja, że partia może zapisać jakichś kandydatów jako kandydatów okręgowych na przykład po to, by minister obrony czy minister zdrowia nie musieli mieć swoich podokręgów. Wiadomo, co zrobiłby np. minister zdrowia wybrany z takiego małego podokręgu – wtedy oczywiście najlepiej byłoby chorować akurat w tym okręgu, bo na pewno tam szpital byłby wyposażony lepiej. Gdyby zatem partia uznała, że ma grupę bardziej wyspecjalizowanych kandydatów, to może skorzystać z takiej opcji, jest pewna elastyczność w tej propozycji.
Czy spodziewa się Pan, że Pana propozycja zostanie poparta przez opozycję?
Rozumiem wszelką ostrożność w tej sprawie, ale może będzie mogła się na ten temat toczyć spokojna dyskusja. W którymś momencie trzeba odczarować tę sytuację, że jedyne pomysły na zmianę systemu wyborczego to takie, które przestawiają równowagę sił pomiędzy partiami. Ten nowy system zostawiałby tę równowagę.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/619731-zmiany-w-wyborach-do-sejmu-prof-flis-o-swojej-propozycji