W zeszłym tygodniu grupa klimatyczna „Just Stop Oil” (Zatrzymać ropę) rzuciła zupą pomidorową w „Słoneczniki” Van Gogha w National Gallery w Londynie. Wczoraj posobny los spotkał obraz Moneta wiszący w muzeum w Poczdamie. Tym razem w ruch poszło puree ziemniaczane. Był to kolejny z długiej serii happeningów działaczy klimatycznych.
W maju 2022 r. rzucili ciastem w Mona Lisę w paryskim Luwrze. Wcześniej przykleili się m.in. do takich dzieł, jak Ostatnia Wieczerza Leonarda da Vinci, Masakra Niewiniątek Rubensa czy starożytnej rzeźby grupy Laokoona w Muzeach Watykańskich. W niektórych przypadkach dzieła sztuki uległy niewielkim uszkodzeniom. Zakłócali także ruch kołowy w metropoliach jak Londyn czy Paryż oraz sportowe wydarzenia jak Tour de France, gdzie domagali się by francuski rząd wyremontował do 2040 r. wszystkie budynki w kraju, tak aby były bardziej energooszczędne. W czerwcu Just Stop Oil zakrył obraz Johna Constable’a „The Hay Wain”, wiszący w National Gallery w Londynie, własnym dziełem, przedstawiającym dystopijny krajobraz pełen fabrycznych kominów i zatrutych rzek. A następnie przykleili się do ramy.
Można być przeciwnym ich działaniom, bo uszkodzenie mienia (nawet niewielkie) to przestępstwo. Można także argumentować, że to niezbyt skuteczny sposób wpływania na zmianę polityki zachodnich rządów w dziedzinie energii oraz klimatu, o reszcie świata nawet nie wspominając. Można też uznać aktywistów za rozpuszczonych bachorów, oderwanych od realiów politycznych i gospodarczych, psujących zabawki innych ludzi, aby postawić na swoim i zwrócić na siebie uwagę. A ich działania za atak na piękno i demokratyczny dostęp do sztuki. Można także wskazać na widoczne sprzeczności w ich żądaniach: Just Stop Oil domagało się przy okazji lania zupy na jedne z najbardziej znanych dzieł Van Gogha ograniczenia wydobycia paliw kopalnianych, a jednocześnie ograniczenia ich ceny. „Czy sztuka jest warta więcej niż życie? Więcej niż jedzenie?” - pytali.
Tyle, że ceny paliw kopalnianych są wysokie, a co za tym idzie rachunki za energię, bo ich zwyczajnie brakuje. To jak w końcu: mniej ropy, czy więcej ropy? Aktywiści zamotali się we własnych postulatach. Niektórzy nawet odważnie otarli się o śmieszność, jak grupa „Scientist Rebellion” (Rebelia Naukowców), której członkowie przykleili się kilka dni temu do podłogi salonu Volkswagena w niemieckim Wolfsburgu, by domagać się dekarbonizacji. Pracownicy salonu, niewzruszeni, nie chcieli im dać nocnika i wyłączyli im ogrzewanie. Po kilku godzinach się poddali. Przegrali batalię z własną fizjologią. Śmieszne? Jak najbardziej. Ale szybko się nie skończy. Nawet jeśli obserwatorzy (niektórzy, większość?) uważają te akcje za absurdalne i uciążliwe. Aktywiści podchodzą do nich śmiertelnie poważnie.
A to dlatego, że klimat to nowa świecka religia. Przez całe tysiąclecia był Bóg, dziesięć przykazań i perspektywa Boskiej apokalipsy. Potem Bóg stał się niepotrzebny, a wraz z nim jego koniec świata. Samowystarczalny człowiek zgładzi się sam, bez Boskiej pomocy. Jest też sposób na zapobiegnięcie armageddonowi, poprzez klimatyczne nawrócenie: unikanie plastiku, gaszenie żarówek, weganizm, zmniejszenie śladu węglowego. O tym jak postępować moralnie i jak bliska jest już katastrofa decydują nowi prorocy czy szamani: naukowcy tworzący wizje zagłady. Ich wyroków kwestionować nie wolno. Nawet jeśli się mylą, a przecież im się to zdarzało: pamiętam takie czasy, gdy groziło nam umieranie lasów, dziura ozonowa oraz epoka lodowcowa. Nie, ich wyroki są święte, a fakty z nimi sprzeczne nie są w stanie zachwiać prawdziwą wiarą.
Wystarczy przywołać popularny motyw w wielu amerykańskich filmach fabularnych: człowiek w łachach idący ulicą i krzyczący: „nawróćcie się, nie jest jeszcze za późno. Jezus ratuje!”. Ekolodzy także chcą nas nawrócić. Za pomocą puree ziemniaczanego i zupy pomidorowej: nie bądź tym, który swoją nieprzejednaną postawą sprowadzi na nas klimatyczną zagładę! Zgaś swoją żarówkę (nieenergooszczędną) zanim wszystkie żarówki na ziemi zgasną. Gdy mamy do czynienia z wiarą, jak wiadomo, żadne racjonalne argumenty – o wojnie na Ukrainie, o kryzysie energetycznym i konieczności (tymczasowego) powrotu do węgla, czy braku technologii skutecznego magazynowania energii z OZE, nie pomagają. Tak czy inaczej koniec jest blisko. Jak podkreśliła Greta Thunberg w artykule na łamach „The Guardian” istnieją „punkty krytyczne”, po których przekroczeniu nie ma już powrotu. Świeckiego Boga klimatu, w przeciwieństwie do prawdziwego Boga Stwórcy, przebłagać się nie da. Nikt nie zostanie zbawiony, ocalony.
Z takim przeświadczeniem żyją aktywiści klimatyczni. Można im tylko współczuć.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/619459-happeningi-ekologow-czyli-klimat-jako-religia