Donald Tusk postanowił odgrzać swoją starą i nieprawdziwą politykę miłości, o której wszyscy dawno zdążyli zapomnieć. Po jego ostatnim wystąpieniu na konwencji Inicjatywy Polskiej Barbary Nowackiej, niektórym łzy wzruszenia mogły ścisnąć gardło. Szef PO na chwilę postanowił zarzucić mowę nienawiści.
Może zabrzmię trochę patetycznie (…), ale my jesteśmy razem dlatego, że naprawdę jesteśmy ludźmi, którzy wierzą i całe życie nam to pokazuje, że miłość jest silniejsza od nienawiści, że w polityce takie pozytywne uczucie, umiejętność przełożenia na życie publiczne miłości, którą przeżywamy w naszym życiu rodzinnym, że to jest coś, o czym wiemy, łączy wszystkich przyzwoitych ludzi; że umieć kochać, to znaczy także umieć robić dobrą politykę
— opowiadał Donald Tusk na konwencji.
Też bym się o mały włos wzruszyła i zapłakała niczym Szymon Hołownia nad Konstytucją, ale zaraz przypomniały mi się słowa z Kluczborka. To tam Tusk zapytany czy jest zwolennikiem postawienia polityków PiS przed Trybunałem Stanu, odparł: „Trybunał Stanu to jest pieszczota”.
Oni będą siedzieć, a nie że odbierze im się prawo kandydowania. Czasami jest takie nieporozumienie, bo to brzmi tak groźnie, postawimy ich przed Trybunałem Stanu
— groził Tusk.
Ten sam, który zaraz po powrocie z Brukseli twierdził, że dostaje furii, gdy słyszy, że ktoś próbuje bronić Prawa i Sprawiedliwości słowami:
PiS jest zły, ale parę rzeczy…
A jak sobie jeszcze do obrazu politycznej miłości dorzucimy Radosława Sikorskiego, który zapowiadał dorżnięcie watahy, Grzegorza Schetynę, który chciał strącać pisowską szarańczę ze zdrowego drzewa czy Sławomira Nitrasa, który chciał opiłowywać katolików, to przypomnimy sobie, że PO nigdy nie była żądną partią miłości, a i dzisiejsze bajanie Tuska o miłości ma drugie dno. Chodzi oczywiście o wzbudzenia empatii i litości w elektoracie, wstrząśniętym historią z łapówkę w torbie z Biedronki.
To przecież sam Donald Tusk chciał, żeby wyborcy uwierzyli za publikacją „Newsweeka”, opartą na zeznaniach Marcina W, wspólnika Marka Falenty, że to Rosjanie doprowadzili do odsunięcia od władzy prorosyjskiego rządu PO i do zainstalowania skrajnie antyrosyjskiego rządu PiS. W takie brednie są w stanie uwierzyć chyba tylko najbardziej oderwani od rzeczywistości szaleńcy. W celu uwiarygodnienia tej tezy lider PO domagał się komisji śledczej w sprawie afery taśmowej i odtajnienia protokołów zeznań. Gdy te, na jego życzenie odtajniono, szef PO oskarżył Zbigniewa Ziobrę o podłość i wciąganie w brudną grę swojego syna. Problem w tym, że Donald Tusk, pewnie za czyjąś radą (mówi się o Bartłomieju Sienkiewiczu) sam strzelił sobie w stopę i kolano jednocześnie, a teraz wrzeszczy, że go biją. Torba z Biedronki długo od Tuska się nie odczepi i nie pomogą zaklęcia o kierowaniu się w polityce miłością.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/619342-donald-tusk-i-polityka-milosci-reaktywacja