„Sytuacja Donalda Tuska na pewno jest niedobra, niezależnie od tego, czy jego syn przyjął tę reklamówkę z pieniędzmi, czy też nie. Jest to rzecz, na którą Donald Tusk będzie zmuszony w jakiś sposób zareagować przez najbliższe dni i ciekawe, co zdecyduje się zrobić.(…) Raczej nie poprawia to jego notowań. Ale czy ma jakiś wpływ na notowania Platformy? Nie sądzę. Donald Tusk już w tej chwili traktowany jest przez elektorat jako ktoś, kto nie poprawia wizerunku tej partii” - mówi portalowi wPolityce.pl socjolog z PAN, prof. Henryk Domański.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Jakich politycznych skutków ujawnienia zeznań Marcina W. - abstrahując już od ich wiarygodności, tak w jednym, jak i drugim przypadku - możemy się spodziewać?
Prof. Henryk Domański: Myślę, że ta sprawa została nagłośniona po to, aby w jakiś sposób osłabić te działania Donalda Tuska na rzecz powołania komisji śledczej. To była natychmiastowa reakcja, w ciągu kilkudziesięciu godzin w gruncie rzeczy, ze strony obozu rządzącego, żeby w ten sposób zneutralizować ten potencjalnie negatywny efekt powołania takiej komisji.
Prawdopodobnie są tu jakieś sprawy, których obóz rządzący nie chciałby ujawniać, chociażby dlatego, że to jest taki czynnik destabilizacji i kierowania uwagi opinii publicznej na jakieś zakładane przez opozycję poczynania rządu, takie, które mogłyby zostać negatywnie oceniane. I temu chyba miało służyć ujawnienie protokołów z tego przesłuchania.
Sądzę, że Prawo i Sprawiedliwość będzie odwoływać się do tego aż do wyborów. Będzie to pokazywane w telewizji i innych mediach w ciągu najbliższych 12 miesięcy, aby pokazać, że nie warto głosować na Platformę Obywatelską, ponieważ grozi to tego typu sprawowaniem rządów opartym na korupcji, mówiąc najogólniej. I to takiej korupcji, w którą uwikłani mieli być ówcześni najwyżsi urzędnicy państwowi. A ponieważ wciąż zajmują oni kluczowe stanowiska w Platformie, to kiedy Platforma powróci do władzy, zapewne będzie się to wszystko podobnie kształtować.
Jeżeli chodzi o wpływ tej sprawy na opinię publiczną, to w moim przekonaniu będzie on raczej nikły, prawie żaden. Ci, którzy nie chcą głosować na Platformę Obywatelską, i tak wiedzą, że korupcja była tam zjawiskiem, które spotykało się nie tyle z aprobatą, co raczej z biernością ze strony Donalda Tuska.
Można też zadawać sobie pytanie, na słowa człowieka, który popełnia przestępstwa, Marcina W., mogą być zgodne z prawdą. Syn byłego premiera zaprzecza temu, a w dodatku w gruncie rzeczy trudno to w ogóle udowodnić. Nie sądzę więc, żeby miało to istotne znaczenie na przykład dla zmiany notowań PO lub PiS-u. Oczywiście o tym, czy rzeczywiście tak będzie, przekonamy się być może za dzień czy dwa.
Jaka będzie teraz sytuacja Donalda Tuska? Jaki ruch może wykonać teraz lider Platformy Obywatelskiej?
Sytuacja Donalda Tuska na pewno jest niedobra, niezależnie od tego, czy jego syn przyjął tę reklamówkę z pieniędzmi, czy też nie. Jest to rzecz, na którą Donald Tusk będzie zmuszony w jakiś sposób zareagować przez najbliższe dni i ciekawe, co zdecyduje się zrobić. Zapewne nie będzie raczej pozywał prokuratury do sądu, ale jakaś reakcja nastąpi i prawdopodobnie łatwa do przewidzenia: „Sami widzicie, co oni robią, żeby osłabić moją wiarygodność”.
Raczej nie poprawia to jego notowań, takiej ogólnej oceny. Ale czy ma jakiś wpływ na notowania Platformy? Nie sądzę. Donald Tusk już w tej chwili traktowany jest przez elektorat jako ktoś, kto nie poprawia wizerunku tej partii.
Czy Pana zdaniem rzeczywiście powinna powstać komisja śledcza, która zbadałaby sprawę taśm?
Raczej nic nowego by nie wniosła. Odbyłyby się przesłuchania kolejnych świadków. Być może zostałoby powtórzone to przesłuchanie, które usłyszeliśmy wczoraj. Najistotniejszy byłby oczywiście komentarz ze strony mediów.
Te prorządowe komentowałyby posiedzenia na korzyść władz. Komisja zapewne ujawniłaby kolejne, jakieś być może dodatkowe elementy tej domniemanej korupcji, oznaki czy świadectwa, o których jeszcze nie wiedzieliśmy.
Z drugiej strony członkowie komisji, którzy reprezentowaliby opozycję, robiliby wszystko, aby podważyć zaufanie do rządu.
Przede wszystkim jednak sądzę, że żadnej ze stron w tej chwili nie zależy na powołaniu takiej komisji. PiS-owi na pewno nie zależało w ogóle z powodów, o których już mówiłem, a Platformie po tych kilkudziesięciu godzinach raczej nie powinno zależeć.
Powołanie takiej komisji w ostatecznym rozrachunku działałoby raczej na niekorzyść opozycji, a konkretnie: Platformy, bo to ona wówczas rządziła.
Platforma Obywatelska, część sympatyzujących z nią komentatorów oraz niektóre media po publikacji „Newsweeka” sugerowały, że zeznania Marcina W. stanowią dowód na to, że Prawo i Sprawiedliwość przy pomocy rosyjskich służb obaliło ówczesny rząd. Czy zważywszy na fakt, że koalicja PO-PSL utrzymała władzę aż do wyborów parlamentarnych, można brać pod uwagę tę wersję?
To może przekonywać tylko elektorat Platformy i to ten twardy. Narracja, że Prawo i Sprawiedliwość wchodziło w jakiekolwiek związki z rosyjskimi służbami czy z Rosjanami w ogóle działało na niekorzyść Polski. PiS jest przecież najbardziej antyrosyjską partią ze wszystkich zasiadających w polskim Sejmie. Ludzie o tym wiedzą i trudno wyobrazić sobie Jarosława Kaczyńskiego czy innych ówczesnych liderów PiS-u, żeby prowadzili jakieś zakulisowe rozmowy o obaleniu Platformy Obywatelskiej. Nie musieli zresztą tego robić i ludzie o tym wiedzą.
Tym bardziej, że „obalenia rządu” jako takiego przecież nie było. Kilku nagranych ministrów straciło wprawdzie stanowiska, jeden z nich został później marszałkiem Sejmu. Donald Tusk podał się wprawdzie do dymisji i na rok przed wyborami oddał stery w rządzie Ewie Kopacz, ale nie z powodu afery, lecz czekającego nań stanowiska w Brukseli. Platforma straciła władzę ponad rok po aferze podsłuchowej, w wyniku przegranych wyborów parlamentarnych
Te elementy, które złożyły się na to, że Platforma przegrała, zostały wyeksponowane przez PiS. Między innymi ucieczka do Brukseli, ale przede wszystkim ujawnienie taśm z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. One podważyły wiarygodność ministrów rządu PO-PSL. To przecież ówczesny szef MSWiA mówił, że Polska istnieje jedynie teoretycznie. Jeżeli taką władzę sprawują ludzie, którzy nie wierzą w polską państwowość, to Polacy powiedzieli sobie, że nie ma co na nich głosować. Rosja nie ma tu nic do rzeczy.
A jednak w odczuciu polityków opozycji i części polskich mediów chyba ma sporo rzeczy. Publikacja „Newsweeka” i eksponowanie wątku rosyjskiego w aferze podsłuchowej wydaje się kolejnym zdarzeniem wskazującym na budowanie przez opozycję, a zwłaszcza Platformę, narracji sugerującej, że Prawo i Sprawiedliwość nie jest tak antyrosyjskie, jak je malują, mimo reakcji państwa polskiego na obecne wydarzenia w Ukrainie. Dlaczego opozycja buduje narrację o „prorosyjskim PiS”?
Taktyka Platformy Obywatelskiej w krytykowaniu PiS-u polega na wydobywaniu pewnych wydarzeń, które dzieją się na zewnątrz. W tej chwili głównym przedmiotem podatnym na wykorzystywanie tego typu argumentacji jest Rosja prowadząca wojnę na Ukrainie. W związku z tym wszystko, co mogłoby wskazywać na ewentualne powiązania i uzależnienie PiS od Rosji byłoby dla nich dobrym argumentem.
Ale na razie funkcjonuje to na zasadzie testowania, czy to się uda, czy też nie. Jednak ten akurat argument jest najmniej przekonujący ze wszystkich. Inflacja – oczywiście. Złe stosunki obozu rządzącego z Unią Europejską, które niewątpliwie poprawiłyby się, gdyby Platforma Obywatelska sprawowała władzę. To są argumenty dla opozycji, a nie „związki PiS z Rosją”.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618936-domanski-ani-pis-ani-po-nie-zalezy-na-komisji-sledczej