Znany aktor, Jerzy S., potrącił motocyklistę. Podczas badania alkomatem stwierdzono u niego 0,7 promila alkoholu. To już kolejna historia z udziałem „znanych i lubianych”, którzy żyją, jakby wolno im było więcej niż całej reszcie społeczeństwa.
Niestety lista celebrytów, która prowadziła w ostatnich latach, będąc w stanie upojenia alkoholowego jest dość długa. Są na niej m.in.: Beata Kozidrak, Joanna Liszowska, Katarzyna Figura, Tomasz Stockinger, Daniel Olbrychski czy Renata Dancewicz. Skąd ta pokusa do przekraczania granic?
To, że celebryci tak często mają problemy z prawem wynika z poczucia, że wolno im więcej. „Mogę, bo jestem Bogiem” – myślą sobie. To chore podejście. Kiedyś nie było celebrytów, byli artyści, ludzie na poziomie, którzy zdawali sobie sprawę z pewnych rzeczy
— mówił mi kilka tygodni temu, na potrzeby tekstu dla tygodnika „Sieci”, Rafał Podraza, dziennikarz, poeta, autor tekstów piosenek, cioteczny wnuk Magdaleny Samozwaniec.
Dziś celebrytą może zostać każdy, kto wyprodukuje filmik na Youtuba. To już pozwala takiej osobie sądzić, że jest genialną gwiazdą. Tymczasem celebrytom brakuje obycia, ogłady i dlatego tak łatwo u nich o samo zachwyt. Kiedyś artyści mieli klasę, której brakuje dzisiejszym celebrytom, którzy znani są tylko przez kilka chwil. Większą klasę mają ci, którzy sławę zdobyli na dłużej. No chyba, że tak jak Beata Kozidrak, zbyt mocno uwierzą w swój geniusz. Poza tym w Polsce panuje delikatne przyzwolenie na „wyskoki” gwiazd
— tłumaczył Podraza.
Choć Jerzy S. należy zdecydowanie do grupy wybitnych artystów, a nie celebrytów może i on poczuł pokusę, by wykorzystać znaną twarz w razie problemów i zamiast zamówić taksówkę wsiadł za kółko.
W ostatnim czasie mamy urodzaj historii z udziałem tzw. „znanych i lubianych”, którzy lawirują na granicy prawa. Gwiazda stacji TVN, Piotr Kraśko musiała reperować swoje zdrowie po tym, jak okazało się, że prowadził samochód bez ważnego prawa jazdy. Co więcej dokumenty zostały mu sądownie zabrane w… 2014 roku. Latami więc dziennikarz prowadził samochód bez uprawnień. Gdy już wydawało się, że włos mu z głowy nie spadnie wyszło na jaw, że gwiazdor przez 4 lata nie płacił podatków. Wydało się to, gdy uszczelniono system. W 2017 roku kontrolerzy skarbówki zwrócili uwagę na brak corocznych zeznań PIT.
Tomaszowi Lisowi, przez lata jednemu z czołowych dziennikarzy w Polsce, dziś zostały głównie zgryźliwe komentarze na Twitterze. Jego kariera prysła, gdy stracił posadę naczelnego „Newsweeka”, a potem na światło dzienne wypłynęło wieloletnie dręczenie podwładnych i co najmniej nieprzyzwoite zachowania wobec współpracownic.
Przez chwilę wydawało się też, że prysła gwiazda innego dziennikarza – Piotra Najsztuba. W październiku 2017 roku, jadąc chevroletem bez aktualnych badań technicznych i ubezpieczenia, potrącił na pasach 77-letnią kobietę. Jakby tego było mało okazało się, że dziennikarz nie miał prawa kierować jakimkolwiek pojazdem, bo dziewięć lat wcześniej stracił prawo jazdy za przekroczenie limitu punktów karnych. Najsztub stanął przed sądem i usłyszał zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku drogowego, w którym osoba trzecia odniosła obrażenia. Proces trwał kilka miesięcy, a Najsztub został uznany winnym zarzucanego mu czynu i skazany na grzywnę oraz wypłacenie poszkodowanej rekompensaty i pokrycie kosztów procesu. Jednak Sąd Rejonowy w Piasecznie ponownie przeprowadził cały proces i uniewinnił dziennikarza. Prokuratura apelowała, ale warszawski Sąd Okręgowy podtrzymał tę decyzję w mocy. Kilka tygodni temu ten sam dziennikarz na antenie radia Tok FM zachęcał do agresji wobec polityków:
Ja bym się nie zdziwił, gdyby Donald Tusk podszedł do Morawieckiego i dał mu w pysk po prostu. Tak po ludzku, co się Morawieckiemu należy za nieustanne kłamstwa i szczucie
Czy Jerzy S. poniesie karę? Wątpliwości ma Patryk Jaki.
Jestem bardzo spokojny, że w tej sprawie sędziowie uznają, że winny był nie Jerzy S. a jego ofiara i sprzedawca w sklepie monopolowym
— napisał były wiceminister sprawiedliwości w mediach społecznościowych.
Gdyby chodziło o zwykłego Kowalskiego sąd pewnie nie byłby zbyt pobłażliwy. Na pewno jednak znany aktor, jak to bywa w tego typu historiach, sięgnie teraz po pomoc agencji PR. Jak to wygląda?
Gwiazda spotyka się z PR-owcem, który przeważnie jest byłym dziennikarzem i ma liczne znajomości w środowisku dziennikarskim. Na takim spotkaniu celebryta musi powiedzieć wszystko jak na spowiedzi, jaka jest prawda o zaistniałej sytuacji. PR-owiec musi prześledzi wszystkie media, społecznościówki, wirale, które powstały z „syfu”, w jaki wpędziła się gwiazda. Trzeba to przeanalizować i znaleźć najlepszy sposób na ocieplenie wizerunku
— tłumaczył mi ekspert, który z tarapatów wyciągnął dziesiątki gwiazd, a z którą rozmawiałam pisząc do tygodnika „Sieci” i licznych „wpadkach” gwiazd.
Pierwszy sposób, to nowa miłość. Z tego rozwiązania skorzystał np. ostatnio Tomasz Lis. Dalej mamy dzieci, chorą mamę czy chorobę własną. Choroba, to remedium na wszystko! „Leży w szpitalu”, „opiekują się nim”, „drżą o jego życie”, „mdleje”
— wyliczał ratunkowe tytuły fachowiec od PR.
Piotr Kraśko? Leżał w szpitalu! Śp. Kamil Durczok po wybuchu afery też poszedł do szpitala, a wcześniej wynajął zaprzyjaźnioną agencję PR, która należała do żony jego kolegi z Faktów, też ś.p. Marcina Pawłowskiego. Antek Królikowski, po awanturze z Joanną Opozdą ujawnił, że cierpi na stwardnienie rozsiane – słyszę. - Wszystko po to, by wzbudzić w ludziach emocje, empatię. Trzeba sprawić, by fanom pracował płat czołowy i neurony lustrzane
— tłumaczył ekspert.
Szkoda, że tak często osoby, które chcą uchodzić w oczach opinii publicznej za autorytety, tak bardzo rozczarowują i tak bardzo na to miano zwyczajnie nie zasługują.
Oglądaj także:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618658-kolejny-znany-i-lubiany-uwaza-ze-wolno-mu-wiecej