Aleksandra Dulkiewicz jest niepodrabialna, jedyna w swoim rodzaju. To polityk wielkiego formatu i wielkiej klasy. Obyta, elokwentna i wyedukowana. Wie, co to PIT, co znaczą obce terminy „brutto” i „netto”, a nawet, jakie są zadania rady miasta. Szkoda, że ta perła w bursztynie (chodzi oczywiście o prezydencki bursztynowy łańcuch) ma swoich krajan za kretynów.
Bo jak inaczej tłumaczyć tę jej wypowiedź z Łodzi z minionego weekendu?
Ja szczerze nawet nie oczekuję, że przeciętny mieszkanie Gdańska będzie rozumiał, jaka jest rola rady miasta, jaka sejmiku, a jaka parlamentu. A co tam urząd taki czy inny. Ale ludzie naprawdę nie rozumieją, skąd się biorą podatki.
Nie zakładam, że jest z gdańszczanami aż tak źle, jak mówi rządząca ich miastem. Skąd więc ten problem z jej koszmarną opinią o mieszkańcach? Może jest zdeformowana z powodu najbliższego otoczenia pani prezydent? W czasie łódzkich „Igrzysk Wolności” ujawniła:
Brakuje nam naprawdę, słuchajcie, sensownej edukacji ekonomicznej. Ja mam bardzo fajnego asystenta. Dzisiaj go tu nie ma, bo się jeszcze szkoli i się uczy. Ale w przyszłym roku skończy 26 lat. I ze mną już zaczyna dyskusje o swoim wynagrodzeniu. Bo pamiętacie, że młodzi do 26. roku życia nie płacą PIT-u. No to czyli dostaje brutto równa się właściwie netto, tak? I nie kumają tego, że jeżeli ma dostać tyle samo na rękę, to brutto będzie zupełnie więcej. Ludzie tego w ogóle nie wiedzą. My tego nie uczymy w szkole. Nikt nie rozumie, co to jest PIT itd. Wiecie, to jest… I na tym niestety, jak to mówi zresztą absolwent tego samego liceum co ja, słynnej gdańskiej „Topolówki” Jacek Kurski, ciemny lud to kupi. Więc ja jestem wielką fanką takich wydarzeń jak dzisiaj. Każde spotkanie edukacyjne rozszerzające wiedzę, informacje, niesienie kaganka oświaty, coś co nieustająco też robił mój poprzednik pan prezydent Paweł Adamowicz, jest cholernie ważne. My nie uważajmy, że ludzie wszystko wiedzą. Ludzie raczej wiedzą niewiele, pewne rzeczy czują, są podatni na propagandę, a my musimy nieustająco tłumaczyć, edukować, wyjaśniać. Bo taka jest nasza rola.
Tutaj główny fragment:
Zaś całość TUTAJ. Warto też zwrócić uwagę na początek, gdy nasz gdański omnibus nazywa samą siebie „wybitną samorządowczynią” (od początku 14. minuty).
Pomijam brawurowy, wysublimowany język przemówienia. Pomijam zdziwienie, że bezczelny szczaw-asystent już kombinuje, czy „prezydętka” dosypie mu coś do pensji, gdy skończy się podatkowe eldorado, które wprowadził dla młodych rząd PiS. Najbardziej trzeba się obawiać tego, że pani Dulkiewicz ma jakieś zakusy na edukację. Jeśli ludzie o takich horyzontach będą się brać za „niesienie kaganka oświaty”, niebawem rzeczywiście młodzi mogą nie odróżniać brutto od netto.
Jak przystało na postać wybitną, pani prezydent nie tylko sięga do wielkich osobistości z przeszłości polskiego życia publicznego (to jej ciągłe gierkowskie „wiecie” używane w każdym publicznym wystąpieniu), ale też potrafi z wieków tradycji wyciągnąć wnioski jak w sam raz na dzisiejsze wyzwania:
My tylko na zmianie w społeczeństwie, na integracji imigrantów, na różnorodności tylko możemy zyskać. Wiecie, że jestem zakochana w Gdańsku. A wiecie, dlaczego to miasto tak wygląda? Bo było budowane przez kilkanaście narodowości, przez ludzi, którzy wierzyli w różne rzeczy, przyjechali do Gdańska z Holandii, z Niemiec, Żydzi itd. Dlatego to miasto tak wygląda.
Czyli dopiero gdy przestaniemy kisić się tylko w tym naszym, polskim sosie, przyjmiemy rzesze migrantów z różnych kręgów kulturowych i pozwolimy im zaingerować w nasze otoczenie, polskie miasta zaczną pięknieć. Piękna idea!
W zasadzie można by współczuć gdańszczanom. Oni te mądrości mają na co dzień. Ale współczuć nie ma co, bo sami sobie winni. Dlatego w tym przypadku planowane przez PiS wydłużenie kadencji samorządów trzeba czytać jako zasłużoną karę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618515-dlaczego-prezydent-gdanska-traktuje-mieszkancow-jak-idiotow