Ten człowiek nie został porwany, a jednak wyznaczono za niego bardzo wysoki okup. Chodzi o 35,4 mld euro (23,9 mld euro plus 11,5 mld euro), czyli 170 mld zł. To najwyższy okup w dziejach ludzkości. Nigdy za jedną osobę, łącznie z władcami państw nie żądano tak wielkiego okupu. A ten haracz może jeszcze wzrosnąć o astronomiczną sumę 76 mld euro (około 365 mld zł). Razem to byłoby około 535 mld zł.
Sam okup jest oczywiście imponujący, ale jeszcze ciekawsze jest to, że osoba, za którą się go żąda nie tylko nie została porwana, ale zapewne byłaby bez problemów przekazana porywaczom za dopłatą, gdyby tylko zechcieli ją sobie wziąć. Mamy więc astronomiczny okup za kogoś, kogo nikt nie chciałby porywać ani wykupywać, a przynajmniej nie polskie państwo. A jednak wyznaczono okup.
Gdyby kogoś zdrowego na umyśle zapytać, czy Donald Tusk jest wart 535 mld zł, bo o niego tu chodzi, niechybnie wezwano by pielęgniarzy. To wprawdzie trochę inna kategoria, ale najdroższe dzieło sztuki w Polsce, „Dama z gronostajem” Leonarda da Vinci, jest warta około 400 mln euro (1,92 mld zł). Donald Tusk byłby od tego genialnego dzieła wart 278 razy więcej. Oczywiście nie jest.
Dlaczego były premier RP i były przewodniczący Rady Europejskiej miałby być wart aż 535 mld zł (w maksymalnym wariancie okupu)? Bo tak jego wartość szacuje Komisja Europejska, przyjaciółka Donalda Tuska – Ursula von der Leyen, rząd Niemiec oraz władze jeszcze kilku krajów. Wszyscy oni wyznaczyli okup za Tuska, niezależnie od tego, czy ktoś go chce, czy nie. Łatwo można przewidzieć, że gdyby sumę okupu wystawić na giełdzie, nikt za Tuska nie zapłaciłby złamanego eurocenta.
Jeśli Zjednoczona Prawica przegrałaby wybory parlamentarne, a wygrała je koalicja pod wodzą wyznaczonego w Berlinie i Brukseli Tuska i to on zostałby premierem, okup zostałby anulowany. Choć może nie cała suma, z czego sam Tusk może nawet nie zdawać sobie sprawy. Koszty bywają bowiem nie do przewidzenia, nawet gdy zainteresowanym wydaje się, że ich nie ma i nie będzie.
535 mld zł to polskie środki w budżecie UE, którymi dysponuje Komisja Europejska, czyli pieniądze z wieloletnich ram finansowych oraz funduszu odbudowy (konkretnie policzonego w ramach Krajowego Planu Odbudowy). Bez uwzględnienia środków w ramach Wspólnej Polityki Rolnej. Te pieniądze dla Polski wynikają z algorytmu, jaki obowiązuje wszystkie państwa członkowskie UE, a zostały skorygowane w górę wskutek działań rządu Mateusza Morawieckiego.
Choć nie ma szans, że na wolnym rynku ktoś zechciałby odkupić okup za Tuska nawet za minimalną wyobrażalną sumę, bo obiektywnie nie ma on żadnej wartości, Komisja Europejska, rząd w Berlinie i jeszcze kilka innych upierają się, że Tusk jest wart 535 mld zł. Nie żadna praworządność czy reguła państwa prawa, tylko Donald Tusk. Skoro bowiem oddanie Tuskowi władzy będzie skutkowało natychmiastową rezygnacją z okupu, jego równowartość od razu stałaby się polskim aktywem. Powiedział to sam Donald Tusk 14 października 2022 r. w Inowrocławiu: „Mówię z ręką na sercu, że jeśli dostałbym jakiś wpływ na władzę, jeśli zmienilibyśmy tę władzę, a ja miałbym na coś wpływ, to jestem to w stanie załatwić z dnia na dzień - to znaczy pieniądze europejskie”.
Mimo że Donald Tusk nie został porwany, ewidentnie chodzi o okup za niego. A skoro w grę mogłaby wchodzić tak wielka suma jak 535 mld zł, to ci, którzy okup wyznaczyli muszą liczyć na to, że rezygnacja z okupu i tak przyniesie im porównywalne zyski. Gdyby oczywiście Tusk znowu został premierem. Prawdopodobnie te zyski szacują na podstawie tego, co zarobili w Polsce (na Polsce) w latach rządów Tuska (2007-2014). Samo to, że był premierem i nic nie zrobił w sprawie wyprowadzania z Polski ogromnych sum (w tym z oszustw na podatku VAT) szacuje się na około 250 mld zł.
Z tego powodu, że Donald Tusk nie robił różnych rzeczy (głównie na życzenie Berlina), niezgodnych z interesami tych, od których zależała jego posada w Brukseli, Polska mogła stracić 100-150 mld zł. Tylko w tych dwóch kategoriach może chodzić o 400 mld zł. Dlatego zapewne łatwo byłoby wskazać kolejne 100-150 mld zł, które nie stały się częścią polskiego budżetu, bo akurat Polska miała to nieszczęście, że szef rządu był taki, a nie inny.
Gdyby nie było Tuska jako premiera i jego polityki, czyli byłby on jednym z wielu, zapewne nikt w Brukseli czy Berlinie nie wpadłby na pomysł, żeby wyskakiwać z okupem. Ten okup ściśle się wiąże z tym, co Tusk robił jako premier i przewodniczący Rady Europejskiej i co robiłby, gdyby znowu został szefem polskiego rządu. Mocodawcy nie mieli nikogo innego, kto tak dobrze pasowałby do wyznaczonej roli, z którym można by powiązać szantaż i ogromny okup.
Czy z sytuacji z okupem za Tuska jest jakieś wyjście? Jest i zostało wymyślone na długo przed urodzeniem Donalda Tuska. Wymyślone około 1926 r. przez Konrada Toma, autora genialnego skeczu „Sęk”. W niezapomnianej wersji kabaretu „Dudek” w tym skeczu rozmawiają Wiesław Michnikowski jako Kuba Goldberg i Edward Dziewoński jako Beniek Rappaport. Kiedy już nieporozumienie osiąga szczyty, Rappaport proponuje: „Wiesz co ja ciebie powiem? Ty weź sobie ten las za darmo…. - A tartak? - A tar… A tartak, to ty sobie weź tyż za darmo… - A pies? - A pies??? A pies ci mordę lizał!!!”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618423-ke-domaga-sie-od-polski-rekordowego-w-dziejach-swiata-okupu