„Platforma Obywatelska i kontrolowane przez nią wówczas służby i instytucje badały tę sprawę i również miały szansę wyjaśnić okoliczności nagrywania polityków w restauracji „Sowa i Przyjaciele” oraz innych miejscach. Nie było żadnych śladów, które zostałyby ustalone przez ówczesne służby, dotyczących rosyjskiego wątku. Widzimy, że sprawa jest wykorzystywana politycznie, a sugestie dotyczące obcych służb są nieprawdziwe. Ich nagłaśnianie służy wyłącznie celom politycznym” - mówi portalowi wPolityce.pl Stanisław Żaryn, sekretarz stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Pełnomocnik Rządu ds. Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej RP.
CZYTAJ TAKŻE: Taśmy z afery podsłuchowej sprzedane Rosjanom? Giertych grzmi. Dziennikarze: „Ludzie PO mogą być szantażowani?”
wPolityce.pl: Powraca sprawa „afery podsłuchowej” i taśm z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. „Newsweek” opublikował tekst oparty na zeznaniach współpracownika Marka Falenty, z których wynika, że biznesmen odsprzedał taśmy Rosjanom. Jak ocenia Pan te informacje?
Stanisław Żaryn: Możemy powiedzieć, że wracają kolportowane już wcześniej przez część mediów, a później także polityków opozycji sugestie, jakoby za aferą podsłuchową stały rosyjskie służby. Przypomnę, że ta sprawa była już wykorzystywana do tego, aby pokazywać, że to rosyjskie służby de facto stoją za zmianami politycznymi z 2015 r. Tego rodzaju sugestie są zupełnym wymysłem.
Przypomnę bowiem, że Platforma Obywatelska i kontrolowane przez nią wówczas służby i instytucje badały tę sprawę i również miały szansę wyjaśnić okoliczności nagrywania polityków w restauracji „Sowa i Przyjaciele” oraz innych miejscach. Nie było żadnych śladów, które zostałyby ustalone przez ówczesne służby, dotyczących rosyjskiego wątku. Widzimy, że sprawa jest wykorzystywana politycznie, a sugestie dotyczące obcych służb są nieprawdziwe. Ich nagłaśnianie służy wyłącznie celom politycznym.
Tym bardziej, że afera podsłuchowa nie spowodowała upadku rządu PO-PSL. Stanowiska straciło wprawdzie kilku nagranych ministrów, jednak dziś są oni wciąż aktywni w polityce, zasiadając albo w Sejmie, albo w Parlamencie Europejskim lub komentując bieżące wydarzenia.
Rzeczywiście, ta władza trwała do konstytucyjnego terminu zakończenia kadencji. Mieliśmy normalne wybory, w normalnym trybie, przeprowadzone zgodnie z harmonogramem życia politycznego w Polsce. To, co zdarzyło się w 2015 r. było ewidentnie wynikiem odrzucenia przez większość społeczeństwa tego stylu rządzenia i pomysłu na Polskę, który prezentowała Platforma Obywatelska.
Szukanie jakichś dziwnych powiązań, związków czy budowanie pewnej legendy, to pomysł już nie po raz pierwszy pojawiający się w różnych kręgach sprzyjających obecnej opozycji. Niemniej jednak to działanie budujące pewne mity zupełnie oderwane od rzeczywistości.
Dziś wiemy, jaką rolę odegrał w sprawie podsłuchów Marek Falenta. Biznesmen wielokrotnie wiązany jest przez opozycję z rządem Zjednoczonej Prawicy lub Prawem i Sprawiedliwością, m.in. poprzez sugestie, jakoby znajdował się pod szczególną ochroną PiS lub miał powiązania z partią rządzącą. Jak można oceniać takie sugestie, gdy wiemy już, że to właśnie za rządów PiS Falenta został prawomocnie skazany, a prezydent Andrzej Duda dwukrotnie odmówił jego ułaskawienia?
Niektóre środowiska są w stanie przykleić lub próbować przykleić do rządu PiS każdego, kogo mogą wykorzystać do atakowania politycznie tego rządu. Marek Falenta nie ma żadnych związków ze Zjednoczoną Prawicą czy Prawem i Sprawiedliwością. Próby przyczepienia go do ekipy rządzącej podejmowane są właśnie dla celów politycznych, wyłącznie w imię walki z rządem, po to, aby pokazywać, że zmiana polityczna, która dokonała się w 2015 r. była zmianą sterowaną, a nie wynikającą wyłącznie z odczuć Polaków, którzy zdecydowali się powierzyć stery Polski w inne ręce niż PO-PSL.
Po publikacji „Newsweeka” kolejny raz uaktywniły się takie postacie jak chociażby mecenas Roman Giertych, dla którego informacja o sprzedaży taśm Rosjanom stanowi dowód na to, że Falenta i „ludzie PiS”, wśród których wymienił Sylwestra Latkowskiego, Michała Majewskiego, Piotra Nisztora, wspólnie z rosyjskimi służbami przygotowali operację obalenia rządu PO-PSL i zastąpienia go PiS.
Część środowisk związanych z opozycją bardzo chętnie łapie wszystkie wątki i nawet najbardziej absurdalne tezy, które mogą wskazywać, że rząd PiS nie ma legitymacji do sprawowania władzy, ponieważ np. otrzymał ją od jakiegoś obcego państwa i teraz w interesie tego obcego państwa sprawuje rządy. Jest to sprzeczne z faktami, tym bardziej, że Prawo i Sprawiedliwość w bardzo wielu miejscach prowadzi politykę skrajnie rozbieżną z interesami Rosji.
Jesteśmy rządem, który najmocniej wspiera w tej chwili działania Zachodu na rzecz Ukrainy. Jesteśmy państwem, który realizuje szereg inicjatyw, takich jak przekop Mierzei Wiślanej, budowa Baltic Pipe, dywersyfikacja dostaw energetycznych do Polski.
Są to projekty stricte sprzeczne z interesami rosyjskimi i możliwościami oddziaływania Rosji na całą Europę. Nasz rząd jest rządem propolskim, a nasze interesy są zdecydowanie odmienne od tych rosyjskich.
Opozycja i część mediów już od co najmniej kilku lat próbuje powiązać rząd PiS z reżimem Putina, ale nasilenie tego typu działań obserwujemy dopiero w ostatnich tygodniach. Tymczasem przeczy im chociażby wysyłanie na Ukrainę broni, która pomaga w walce z rosyjskimi najeźdźcami. Czy sugestie, że rząd działa na rzecz Rosji lub został przez nią zinfiltrowany, oprócz tego, że są skrajnie nieodpowiedzialne, mogą również stanowić jakieś zagrożenie dla naszego kraju?
Te pojawiające się już od kilku tygodni, znacznie częstsze oskarżenia PiS o prorosyjskość, sugestie, jakoby Polska była rządzona przez władzę sprzyjającą Rosji czy niezdolną do tego, aby oprzeć się infiltracji rosyjskiej, są bardzo szkodliwe czy wręcz niebezpieczne.
Polska jest w tej chwili krajem znajdującym się w centrum zainteresowania Zachodu. Jesteśmy krajem, który aktywizuje świat na rzecz Ukrainy. W tej sytuacji oczernianie i insynuacje, że władze naszego kraju są prorosyjskie lub niezdolne do obrony przed zagrożeniami ze Wschodu, są niebezpieczne o tyle, że mogą stać się pretekstem, aby z Polską nie współpracować i jej nie słuchać. A jeżeli Polska zostanie wyizolowana na Zachodzie, zostanie uznana za „czarną owcę”, to nie można myśleć o realnym wsparciu dla Ukrainy. A z tego Rosja z całą pewnością byłaby bardzo zadowolona.
Poza tym wiemy, że Kreml już od lat na różne sposoby próbuje skłócić Polaków z Ukraińcami. Czy insynuacje, że polskie władze są prorosyjskie, zinfiltrowane przez rosyjskie służby lub wręcz zainstalowane przez Moskwę również mogą doprowadzić do zrealizowania tego celu Putina?
Oczywiście, kolportowanie insynuacji, że Polska jest penetrowana przez Rosjan czy rządzona przez ekipę prorosyjską, może doprowadzić nie tylko do zaognienia relacji polsko-ukraińskich, ale również do osłabienia wizerunku Polski na arenie międzynarodowej. A trzeba wskazać, że zarówno ten pierwszy odcinek, czyli osłabianie relacji polsko-ukraińskich, jak i drugi - oczernianie Polski w oczach sojuszników, to dwa wątki bardzo obecne w rosyjskiej propagandzie przeciwko Polsce. I każdy, kto przykłada rękę do kolportowania tez zbieżnych z narracją rosyjską, osłabia nasz kraj i prowadzi do zjawisk, które w przyszłości mogą być dla Polski niebezpieczne.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618418-tasmy-z-sowy-sprzedane-rosjanom-zaryn-komentuje