Konsul RFN w Gdańsku Cornelia Pieper, polityk niemiecki pouczająca władze kraju goszczącego, nieustannie nieposzukująca niemieckich morderców polskich pocztowców, dyr. Michonia i naczelnika Wąsika, sprawozdająca udział w „uroczystościach” przed pomnikiem Obrońców Poczty Polskiej. Pierwotna „uroczystość” 1 września 1939 roku polegała za zabiciu pierwszego i spaleniu drugiego, obaj z białą flagą łatwi do trafienia z bliska, przy tym bezbronni.
Burkhard Jung, burmistrz Lipska, właściciel miejskiej infrastruktury krytycznej w Gdańsku, ogrzewający lipskie szkoły, baseny, domy pomocy społecznej z setek milionów złotych uzyskiwanych z eksploatacji przestrzeni komunalnej nad Motławą. Kupić mądrze i tanio prawo do 60 proc. rynku ciepła gminy Gdańsk, to lepszy sposób na dostatek niż znane z przeszłości i praktykowane, choćby w KL Stutthof, rozliczenia z rabunku. Kilkadziesiąt milionów euro dywidendy ze spółki uszlachetniają wydatki na opłacenie gdańskich stronników filozofii kropelek z kranu z ciepła wodą. Jedna taka kropla w radzie nadzorczej to 100 tysięcy złotych. Tyle Lipsk udźwignie…
Prezydent Aleksandra Dulkiewicz, ambitna studentka prawa i życia, szukająca prawdy o 1 września w radosnych korowodach, złym słowie Polaka, w blasku żołnierza Waffen SS Grassa - a pieniędzy na ogrzewanie domów opieki społecznej w kieszeni polskiego rządu, którego zwierzchność uwiera bardziej, niż impertynencje pani Pieper i dostatek polityka SPD z Lipska opłacany przez ćwierć miliona „drogich gdańszczanek i drogich gdańszczan”.
Wspólna radość, bo to akurat dzień jedności Niemiec.
Jeśli delegat dyplomatyczny RFN w Gdańsku kwestionuje praworządność czy niezależność sądów i wyjaśnia Niemcom, że mord na prezydencie Gdańska mógł był efektem agitacji „tych którzy mają władzę”, jeśli poucza, że sprawcą odrażającego czynu był „człowiek, który najwyraźniej uległ nienawistnej publicznej propagandzie przeciwko prezydentowi” - i „nie został jeszcze skazany”! - inspirowany przez jedną stronę debaty publicznej w Polsce, to wprowadza z premedytacją w błąd opinię publiczną w RFN. A Stefan W. odpowiada jej językiem z dworca w Monachium lub Sylwestra w Kolonii: „Allach Akbar”.
Wycieczkę burmistrza Junga do Gdańska wydział miejskiej propagandy zrelacjonował lapidarnie, w końcu to wspólnik z SPD, który zasiadając w organach korporacyjnych holdingu komunalnego w Lipsku nie miał nawet zamiaru rozpatrywać odsprzedania polskiemu koncernowi PGE kury znoszącej w Gdańsku złote jajka na stoły niemieckich polityków. Przecież, jak uważa b. szef federalnego urzędu ochrony konstytucji, adwokat Hans Georg Massen, „nacjonaliści z PiS od lat 90.tych ub. wieku rehabilitują swój schorowany kraj za pieniądze UE”.
Część tych pieniędzy, bo nie tylko dywidenda z Gdańska, pochodzi z rabunków pomorskich, z faktur za wyzysk bezprawnie niewolonych w KL Stutthof - i została starannie opisana w raporcie polskiego rządu. Czy dla prezydenta miasta niemieckich zbrodni na polskich obywatelach to temat historycznie niestosowny w kosmopolitycznej Europie? Sportowcy, gdy wygrywają zawody, szukają swoich narodowych flag. Eksponują swój schorowany nacjonalizm?
Czy Gdańsk to zdrowe miasto w schorowanym kraju?
Artykuł ukazał się na portalu Wybrzeże 24. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618398-zdrowe-czy-chore-miasto-gdansk