Sprawa dotyczyłaby rozrywki, ale jej główny bohater nie odróżnia świata przedstawionego od tego rzeczywistego. Jesteśmy więc nie pod koniec roku 2022, lecz jednocześnie w drugiej połowie XVII wieku i w nieokreślonej przyszłości. To znaczy, nie my jesteśmy, tylko odleciał tam Szymon Hołownia. Byłoby to tylko zabawne, gdyby nie fakt, że Hołownia dwa lata temu chciał być prezydentem Polski, a obecnie jeszcze chce być premierem. I wydaje mu się, że to jest rzeczywiste, zaś otaczający go świat to nie jest scenografia.
Faktycznie Szymon Hołownia jest w zupełnie innej rzeczywistości, a nawet rzeczywistościach. To wprawdzie pozwala zrozumieć większość jego wypowiedzi jako teksty pochodzące z napisanego przez kogoś innego scenariusza, ale to rodzi jeszcze większe kłopoty. Rzeczywistości, w których znalazł się Szymon Hołownia to świat sztuki Moliera (Jeana Baptiste’a Poquelina) „Mieszczanin szlachcicem” (1670) oraz filmu Petera Weira „Truman Show” (1998). Hołownia bywa na zmianę (albo nawet równocześnie) panem Jourdainem ze sztuki Moliera i Trumanem Burbankiem z filmu Weira.
Krótkie wyjaśnienie. Pan Jourdain jest mieszczaninem, który chciałby być arystokratą, dlatego robi wszystko, żeby nim się stać, przynajmniej w społecznym odbiorze. Truman Burbank został z kolei tuż po urodzeniu przejęty przez przemysł rozrywkowy i wszystko, co się od tego czasu z nim i wokół niego dzieje jest przedstawieniem (świat jest scenografią, a życie scenariuszem). Tyle tylko, że Truman nie zdaje sobie z tego sprawy. I pan Jourdain, i Truman Burbank są kreacjami, i obaj są oszukiwani, czyli żyją w świecie iluzji. To samo dotyczy Szymona Hołowni. I nie jest zapewne przypadkiem, że wywodzi się on ze świata telewizyjnej rozrywki, czyli widowiska, bo tym łatwiej wmontować go w przedstawienie.
Bardzo zabawne jest definiowanie samego siebie przez Hołownię. 13 października 2022 r. w radiu RMF FM stwierdził on: „Ja się wychowałem w paradygmacie ratowniczym. Kiedyś jeździłem w karetce, prowadziłem kursy pierwszej pomocy. Jak mam pacjenta, który się wykrwawia na moich oczach, nie będę czekał, aż on się jeszcze trochę wykrwawi, żeby sprawcy można było dowalić wyższy paragraf. Dzisiaj najważniejszy jest pacjent. Pacjent, którym jest Polska, wykrwawia się”.
Pan Szymon nie wychował się w żadnym „paradygmacie”, tylko przez jakiś czas pracował jako ratownik w pogotowiu. Przecież gdyby pracował w hucie, nie opowiadałby, że wychował się w paradygmacie odlewniczym, a pracując na fermie drobiu w paradygmacie kurzym (ewentualnie jajecznym). Poza tym krwotok nie musi być wcale skutkiem przestępstwa, może być po prostu efektem choroby lub wypadku, i tak jest najczęściej. Zresztą dla pogotowia i pacjenta nie ma to większego znaczenia (ma dla policji czy prokuratury).
„Paradygmat ratowniczy” jest u pana Hołowni tym samym, czym kompleks parweniusza u pana Jourdain. Pcha go do ratowania, tak jak bohatera Moliera pchał do szlachectwa. Efekt jest podobny – groteska. W istocie pan Hołownia nie chce ratować, tylko imponować (części społeczeństwa), podobnie jak pan Jourdain chciał imponować markizie Dorymenie. To jest tylko popisywanie się, żeby na końcu być uznanym za „swego”, a nawet coś więcej. Tylko po drodze niepostrzeżenie pan Hołownia zamienia się w pana Burbanka, czyli zaczyna żyć w całkiem sztucznym świecie. I o ile Truman coś przeczuwał, o tyle Szymon nie przeczuwa niczego. Brnie w fikcję z coraz większym zacięciem i upodobaniem.
Hołownia nieprzypadkowo łączy krwawienie z przestępstwem, bo chce mieć winnego i go napiętnować. W tym wypadku chodzi o rząd Zjednoczonej Prawicy. Takie podejście pozwala na występowanie jednocześnie w roli sędziego i lekarza. Jeden budzi respekt, drugi podziw. Obu nie da się wygenerować z „paradygmatu hołowniczego”, bo to zbiór pusty. Ale widać wewnętrzną walkę, gdyż pan Jourdain w Hołowni jest postacią sceniczną, a Truman Burbank wiedzie całkowicie fantomowe życie. Cała polityczna kariera Szymona Hołowni zawieszona jest między odgrywaniem ról, a byciem fantomem.
Zwykle monologi Szymona Hołowni to jest strumień (nie)świadomości rejestrującej otaczającą rzeczywistość, ale gdy prześwietlić je światłem Moliera i Weira znajdziemy się wewnątrz treści komedii i scenariusza filmu. W sztuce efekt groteski uzyskuje się często tekstem pozornie poważnym, który jest jednakowoż pełnym odlotem. Nie inaczej jest u Szymona Hołowni. Powaga właściwie zawsze służy tu wzmocnieniu efektu komicznego.
Podczas swego występu 13 października 2022 w radiu RMF FM pan Szymon powiedział: „To są wybory o tym czy będziemy mówili w Polsce po rosyjsku, czy po polsku, czy będziemy mieli rubla, czy euro, czy będziemy na wschodzie, czy będziemy na zachodzie”. Istotnie, dojście do władzy takich ludzi jak pan Hołownia mogłoby oznaczać, że w Polsce jest albo waluta rosyjska, albo ta, która obowiązuje w Niemczech, a język polski mógłby się okazać w ogóle niepotrzebny, skoro są języki o większym zasięgu i prostszej gramatyce oraz ortografii. A gdy chodzi o kierunki geograficzne (geopolityczne), to istotne byłoby pytanie, czy cały zachód jest na pewno na zachodzie i czy to, co pan Szymon rozumie jako zachód nie leży czasem na wschodzie.
Bycie panem Jourdainem jest właściwie tylko śmieszne. Pan Hołownia też pewnie dostałby kiedyś od jakiegoś fikcyjnego „muftiego” pseudoszlachecki tytuł „mamamuszi”, co by mu osłodziło klapę zarówno w kwestii prezydentury, jak i premierostwa. Gorzej jest z byciem Trumanem. Bo to się wiąże z „syndromem Trumana”, czyli zespołem urojeniowym. Dotknięci nim cały czas grają sądząc, że są obserwowani. I starając się uciec od jednej roli wpadają w inną, znacznie gorszą, gdzie wszystko się zlewa, czyli rzeczywistość jest fikcją, a fikcja rzeczywistością.
Bycie przez pana Hołownię panem Jourdainem i Trumanem Burbankiem to wprawdzie ciekawy przypadek, ale może lepiej nie eksperymentować w ten sposób na polskim społeczeństwie. A dodatkowo przeciw takiemu rozwiązaniu przekonuje to, że Szymon Hołownia nie jest ani Bogumiłem Kobielą (genialnym odtwórcą roli pana Jourdaina w znakomitym spektaklu Jerzego Gruzy), ani fantastycznym Jimem Carreyem (Trumanem Burbankiem) w świetnym filmie Petera Weira. Dla pana Szymona odpowiedniejsza byłaby chyba jakaś animacja (z podkładanym głosem) albo piaskownica.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618300-szymon-holownia-zamienil-sie-w-pana-jourdaina-z-moliera