W Polsce nie docenia się geniuszu skrytego w opozycji, co jest koronnym argumentem za wymianą społeczeństwa na lepsze, na przykład niemieckie.
Wyjątkowo zabawne jest opowiadanie przez opozycję, jak to Jarosław Kaczyński i PiS (a często także prezydent Andrzej Duda) nic nie rozumieją, nie znają świata, są kompletnie oderwani od rzeczywistości, a nawet zakupów nie są w stanie sami zrobić. Za to wszystko potrafią politycy PO, z Donaldem Tuskiem, Radosławem Sikorskim i Rafałem Trzaskowskim na czele i z naklejką światowców na czole. Oni są tak jaśnie oświeceni, że aż blask od nich bije i oślepia. I przenosi sprawczość oraz jaśnie oświecenie na pozostałych. Dlatego nawet ci z drugiego i trzeciego szeregu wszystko rozumieją, wszystko, co robią opiera się na najwyższych standardach etycznych i estetycznych. I to trzeba przyjmować na zasadzie kantowskiego sądu syntetycznego a priori, bowiem jaśnie oświeceni nie będą się zniżać do dostarczania nierozumnemu motłochowi dowodów, skoro i tak nic on nie zrozumie.
Czasem można by zwątpić, czy ganiący ciemnotę, izolację, osamotnienie, zależność i zaściankowość potrafią policzyć do dziesięciu, ale skoro mają oni niezachwiane przekonanie o uczestniczeniu w czymś wspaniałym i obcowaniu z wielkością intelektualną, moralną oraz estetyczną, to wątpić nie wolno. A ci, co nie wątpią, sami są wielcy, a przynajmniej są w zasięgu wielkości poprzez indukcję. Jak Ewa Kopacz, Izabela Leszczyna, Małgorzata Kidawa-Błońska, Agnieszka Pomaska, Aleksandra Dulkiewicz, Monika Wielichowska, Aleksandra Gajewska, Klaudia Jachira, Tomasz Siemoniak, Dariusz Rosati, Sławomir Neumann, Cezary Tomczyk, Michał Szczerba, Bartosz Arłukowicz, Jacek Jaśkowiak, Jacek Sutryk czy Jacek Karnowski.
Jest wyjątkową niegodziwością twierdzenie, że gdyby intelektualne, moralne i estetyczne podstawy wielkości jaśnie oświeconych rozebrać na części pierwsze lub poddać dekonstrukcji, wyszłoby na to, że nawet taki geniusz jak Donald Tusk nigdy nie sformułował choćby jednej oryginalnej myśli. Nie stworzył ani jednego oryginalnego rozwiązania czegokolwiek. Nie wygłupił się nawet w specyficzny, wyróżniający sposób. Nie jest prawdą, że Tusk potrafił tylko odczytywać oczekiwania innych wobec siebie i starał się sprostać ich wymaganiom, nawet w kwestii podawania marynarki czy (już symbolicznie) podstawiania grzbietu, żeby łatwiej było dosiąść konia. Wszystko potrafił.
Taki arbiter elegancji (oksfordczyk) jak Radosław Sikorski jest na światowych salonach tylko pozornie ceniony za knajacki język, koszarowy dowcip i narcyzm sięgający Pasa Kuipera. To wszystko ma potrójne, wręcz przerafinowane dno. Wielcy, oświeceni, estetycznie wyrafinowani ludzie PO i okolic muszą gardzić innymi, gdyż ci przeszkadzają ludzkości wznieść się na wyżyny ducha (niczym w „Fenomenologii ducha” Hegla)
W słuszności poczucia wielkości upewniają gigantów wybitni intelektualiści pokroju Krystyny Jandy, Zbigniewa Hołdysa (z synem Tytusem), Andrzeja Saramonowicza, Macieja Stuhra (z ojcem Jerzym), Agnieszki Holland (z córką Kasią Adamik i jej dziewczyną Olgą Chajdas), Daniela Olbrychskiego (z żoną Krystyną Demską), Mateusza Damięckiego (z ojcem Maciejem i siostrą Matyldą), Andrzeja Stasiuka, Jacka Poniedziałka, Jacka Dehnela, Mai Ostaszewskiej, Krzysztofa Materny, Katarzyny Kolendy-Zaleskiej czy Jakuba Sobieniowskiego. Gdyby żył Thomas Mann, napisałby o nich jakąś nową „Czarodziejską górę” albo „Doktora Faustusa”.
Sam Donald Tusk zasługuje na traktaty i elegie. W końcu to geniusz, który przez 7 lat w roli polskiego premiera i 5 lat jako przewodniczący Rady Europejskiej rozwiązał wszystkie problemy UE i nie sprowokował żadnego kryzysu. Intelektualnie był takim gigantem, że po jego wypowiedziach i wystąpieniach łatwo stwierdzić, jakie książki, tradycje intelektualne i dziedzictwo kulturowe za tym stoi. A stoi tak potężne zaplecze, że nie sposób go ogarnąć i przywołać. A nie, że nic nie ma na tym zapleczu.
Za największym człowiekiem opozycji sytuują się Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Bronisław Komorowski, Leszek Balcerowicz, Jan Krzysztof Bielecki, Ewa Kopacz, Leszek Miller, Włodzimierz Cimoszewicz, Waldemar Pawlak, Marek Belka, Radosław Sikorski, Grzegorz Schetyna, Borys Budka, Szymon Hołownia, Władysław „Tygrys” Kosiniak-Kamysz, Tomasz Trela czy Janina Ochojska. Zero wśród nich kapusiów, pijaków, kokainistów, komunistów, popaprańców, nieudaczników, niezgułów, zawistników. Zero! Same giganty czynu, intelektu, moralności i smaku.
Trudno wyjść ze zdumienia, że polskie społeczeństwo wybiera jakichś ciemniaków i popaprańców, mając tak wspaniałą ofertę po stronie opozycji. Ale to zapewne wynika z niedoskonałości samego społeczeństwa, z jego niewyrobienia. Wszędzie na świecie takim skarbom i gigantom oddano by władzę polityczną na co najmniej 101 lat, a rząd dusz na 1001 lat. W Polsce się tego skarbu nie docenia, co jest koronnym argumentem za wymianą społeczeństwa na lepsze, na przykład niemieckie.
W lutym 1968 r. na zebraniu Związku Literatów Polskich Stefan Kisielewski mówił o okropnej „dyktaturze ciemniaków”. Dziś można mówić o wspaniałej dyktaturze jaśniaków. To jaśniacy rozjaśniają ciemności zabobonu i przesądów, a jasność to tak wielka, że rozjaśnia nawet Słońce. Ich hasłem mogłoby być: „Więcej jaśniaków w soku z buraków”!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/618178-haslo-dla-opozycji-wiecej-jasniakow-w-soku-z-burakow