„Patrząc na zdjęcia przedstawiające te zniszczenia, to nie ma tam elementów, które wskazywałyby, że to rzeczywiście jakaś rakieta Neptun czy lotnictwo zbombardowało ten most. Wygląda to raczej na przemyślaną operację wojsk specjalnych i na pewno nie był to jeden wybuch, bo to nie jest tak, że jakaś ciężarówka wybucha i gdzieś tam od tego cysterna z pociągu eksplodowała” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM, odnosząc się do sprawy uszkodzenia Mostu Krymskiego.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Most Krymski został poważnie uszkodzony w wyniku eksplozji. Co tam się Pana zdaniem stało? To taki incydent, po prostu zapaliła się cysterna, jak to prezentują Rosjanie?
Gen. Roman Polko: Kremlowska propaganda jest w tej sprawie bardzo sprzeczna, bo jedni jej przedstawiciele mówią, że to zrobili Ukraińcy, a drudzy, że to po prostu cysterna się zapaliła. W moim przekonaniu teraz możemy tylko spekulować, nie wiemy, jak to zostało zrealizowane. Strona ukraińska, całkiem słusznie, nie chwali się tym, bo po prostu konsekwentnie prowadzi operację wyparcia Rosjan z okupowanych terytoriów. Most Kerczeński wielu wskazywało jako ten obiekt, który należy zniszczyć, ponieważ przez niego szło rosyjskie zaopatrzenie na Krym. To główny nerw zasilający wojska okupacyjne, które prowadziły ofensywę z Krymu. Patrząc na zdjęcia przedstawiające te zniszczenia, to nie ma tam elementów, które wskazywałyby, że to rzeczywiście jakaś rakieta Neptun czy lotnictwo zbombardowało ten most. Wygląda to raczej na przemyślaną operację wojsk specjalnych i na pewno nie był to jeden wybuch, bo to nie jest tak, że jakaś ciężarówka wybucha i gdzieś tam od tego cysterna z pociągu eksplodowała. Wygląda to na coś znacznie bardziej przemyślanego, mam tu parę koncepcji w głowie, ale niespecjalnie chcę się dzielić doświadczeniami z pierwszych lat służby, kiedy to tego typu operacje dywersyjne były przez nas jeśli nie planowane, to przynajmniej analizowane, jak można je przeprowadzić.
Czyli najpewniej to jakaś ukraińska grupa dywersyjna podłożyła ładunki wybuchowe na Moście Krymskim?
Spotkałem się z takimi analizami, że to na pewno nie byli specjalsi, bo przecież taka grupa dywersyjna nie przeniosłaby tam tak ciężkiego ładunku wybuchowego. Ale po co chodzić z wodą do morza czy drewnem do lasu? Otóż jeżeli ten most codziennie przekracza ileś tam transportów z materiałami niebezpiecznymi, z paliwem, amunicją, to ładunki są już na miejscu. Koncepcji jest wiele, jak doprowadzić w tej sytuacji do eksplozji, można coś zamontować wcześniej i drogą radiową doprowadzić do tego, by te ładunki eksplodowały. Nie chcę jednak przedstawiać specjalistycznej analizy na ten temat.
Rosjanie pewnie teraz będą starali się jak najszybciej odbudować ten most. Czy widzi Pan szansę, by ponownie mogło dość do jego uszkodzenia, czy też teraz Rosjanie wdrożą tak zaawansowane procedury bezpieczeństwa, że nie będzie na to szans?
Wysokiej jakości procedury bezpieczeństwa już wdrożyli. Zamontowali systemy przeciwrakietowe, przeciwlotnicze, a dostali pewnie z zupełnie innej strony. Natomiast należy zwrócić uwagę, że to przede wszystkim łączy się z rozwijającą się ukraińską kontrofensywą. Nie tylko chcą zdobyć Chersoń, ale tak naprawdę chcą zamknąć Krym, odizolować zaopatrzenie Krymu nie tylko przez Most Kerczeński, ale też drogą lądową, po to, by odzyskać nie tylko Chersoń, ale i Melitopol, będący kluczowym węzłem komunikacyjnym. Nawet ta nitka Mostu Krymskiego, o której się mówi, że jest drożna, to w istocie nikt teraz nie wie, czy taka jest, ponieważ po takiej eksplozji pewnie będą musiały być wykonane w tej sprawie ekspertyzy, czy to się nie zawali. Tym niemniej przez tę eksplozję Ukraińcy mają kupiony czas. Ta sytuacja z całą pewnością uderzy mocno w morale rosyjskich żołnierzy i pozwoli Ukraińcom bardziej rozwinąć skrzydła. Katastrofa Mostu Krymskiego przydarzyła się we właściwym momencie, by Putin miał prezent urodzinowy i życzę mu, by więcej takich katastrof miało miejsce.
Jeśli idzie o cele wojskowe – ścieżka dostaw rosyjskiego sprzętu i zaplecza logistycznego na front drogą lądową przez Krym została czasowo zablokowana. Jakie to może mieć znaczenie dla przebiegu działań wojskowych, jak bardzo utrudni to działania Rosjanom?
Utrudni zdecydowanie. To jest główna linia zasilania rosyjskich wojsk. Drogą morską czy drogą lądową przez Donbas raczej nie da się nadrobić tego, co szło przez Most Krymski. Rosyjska armia od początku ma dwie pięty achillesowe – pierwsza to system dowodzenia i komunikacji, a druga to logistyka, która nie jest w stanie zaopatrywać odpowiednio żołnierzy i stąd oni wyglądają tak, jak wyglądają. Zadanie dalsze dla zgrupowania ukraińskiego na południu to opanowanie Melitopola, jako kluczowego węzła komunikacyjnego. Wtedy zablokowany byłby Krym.
Oceniając po zdjęciach, które pan widział – jak Pan szacuje, ile Rosjanie będą potrzebowali czasu na naprawę Mostu Krymskiego?
Z pewnością potrzeba na to co najmniej miesiąc. Chętnie wysłałbym im drogowców z mojej okolicy, to robiliby to ze dwa lata (śmiech).
Czy w ciągu wspomnianego miesiąca możliwe jest, by Ukraińcy zdobyli Melitopol?
Teraz jest kluczowy czas przed zimą, kiedy można oczekiwać przynajmniej spowolnienia działań na froncie. Ukraińcy przejęli inicjatywę, rozwijają swoje działania. Mam nadzieję, że Zachód cały czas będzie dostarczał Ukrainie odpowiednie wsparcie w zakresie logistyki, amunicji, uzbrojenia. Panika i strach, które zakradły się w szeregi rosyjskiego wojska pewnie też zrobią swoje, bo nikt z nich nie chce ginąć na tej bezsensownej wojnie.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617408-jak-doszlo-do-uszkodzenia-mostu-krymskiego-polko-wyjasnia