Ta historia uczy dwóch rzeczy. Zapora na granicy zdaje egzamin. W Polsce jest więcej chrześcijan niż się komukolwiek wydaje.
Pewien człowiek zapłacił sporą sumkę, by dać się przeszmuglować do Polski, a potem może dalej na Zachód. Powód był zapewne przyziemny – marzenie o życiu w dostatku na europejskim socjalu. Dlatego nie szukał azylu zgodnie z prawem (bo pewnie mu się nie należał), lecz postanowił na chama wedrzeć się do obcego kraju.
Skorzystał przy tym z pomocy ostentacyjnie wrogich wobec Polski wschodnich bandytów. Wiedział, że łamie prawo, ale miał to gdzieś. Nie poszedł do przejścia granicznego. Wolał tarabanić się przez 5-metrowy płot z drutem kolczastym. Zaplątała mu się noga i zawisł głową w dół. Pech chciał, że wpadł na naszych żołnierzy (czyli granica jest dobrze strzeżona – brawo!), którzy na dodatek uwiecznili jego wyczyn i puścili w świat (nie mam pewności, a nadzieję, że to oni – to dobry pomysł na prewencję).
Ktoś podpisał zdjęcie „nietoperz z Podlasia”. Owszem, mało elegancko, ale dziwne, że nie doceniła tego ta część oburzonych, która z sentymentem wspomina poczucie humoru czerwonego knura chowanego we wtorek na Powązkach.
Mocno oberwało się posłowi Pawłowi Lisieckiemu. Za ten wpis:
To zdjęcie powinno pojawić się w serwisach internetowych na Bliskim Wschodzie z informacją, że tak się kończą wycieczki organizowane przez Aleksandra Łukaszenkę.
Ani nie ma tu chamstwa, ani pogardy. Zero kontrowersji. A jednak na parlamentarzystę rzucono się z taką wściekłością, jakby sam owijał concertinę wokół pęcinki przybysza z dalekiego kraju.
Czytam komentarze.
Dzień dobry, nie wiem czy zna Pan taką postać, nazywa się Jezus Chrystus. Żył dwa tysiące lat temu, tak się składa, że właśnie na Bliskim Wschodzie i nauczał o miłosierdziu. Może Pan słyszał?
Sprawdzam, czy autor nie nosi sutanny albo habitu. Nie, to posłanka Anna Maria Żukowska chwilowo wyciera sobie buzię Zbawicielem. Na co dzień walczy o to, by Chrystusa wygumkować, a jego wyznawców zamknąć gdzieś po piwnicach.
Ktoś wkleja taki wpis:
Już dawno nie jesteśmy „katolickim krajem”. Człowiek zawisł na płocie, a ludzie na TT się cieszą. Dzicz, nie chrześcijaństwo.
Jego autor habit akurat nosi, jezuicki. Choć rzadko. Woli t-shirt albo sweterek. Nowocześnie. W takiej stylówce pewnie łatwiej przychodzi napisanie zdań: „Wierzę, że Jerzy Popiełuszko powie teraz Jerzemu Urbanowi jaka była i jest Prawda. Ufam, że będą mieli teraz dużo czasu na pogawędki.” Zastanawiam się tylko, czy x. Kramer błogosławionego księdza Jerzego zsyła niniejszym do piekła, czy Goebbelsa stanu wojennego awansuje do nieba. A zasadniczo to zdecydowanie wolę być broniącą ojczyzny dziczą niż chrześcijaninem wg definicji Kramera. Dziś chyba szczególnie gorliwie pomodlę się za jezuitów. W czasie wojny zwłaszcza za tego najważniejszego.
W podobnym tonie zabiera głos Michał Szułdrzyński z „Rzeczpospolitej”:
1056 lat po chrzcie Mieszka I widać, że chrześcijaństwo się chyba w Polsce nie za bardzo przyjęło.
Michał z wykształcenia jest filozofem. Lubi więc sobie pofilozofować w ramach swojej publicystycznej aktywności, mniej więcej na poziomie powyższego wpisu. Ale jest ktoś, kto go docenia i mu za to płaci. To Grzegorz Hajdarowicz, który pod koniec 2012 r. - źli ludzie twierdzą, że w efekcie wieczornych rozmów pod śmietnikiem z ówczesnym rzecznikiem rządu Pawłem Grasiem – wyrzucił z pracy Cezarego Gmyza za niewygodny dla rządu Tuska tekst. Z marszu zwolnił też naczelnego „Rz” Tomasza Wróblewskiego i szefa działu krajowego Mariusza Staniszewskiego. Trzy tygodnie później ściął też głowę Pawłowi Lisickiemu, szefowi „Uważam Rze”, w wyniku czego w zasadzie wszyscy dziennikarze tego tygodnika – w tym niżej podpisany – solidarnie pokazali środkowy palec Presspublice. Przepraszam za tę przydługą dygresję, ale raz, że to ważne wydarzenia w historii polskiego rynku prasy, a dwa, że puenta wynagradza oczekiwanie. Otóż następcą Staniszewskiego został nie kto inny a właśnie Szułdrzyński. Wierność ludziom i ideom (ekhm…) została nagrodzona – dziś Michał to u Hajdarowicza już pierwszy zastępca redaktora naczelnego „Rz”.
Wróćmy do człowieka wiszącego. Redakcyjna koleżanka Szułdrzyńskiego uznała, że poseł Lisiecki popełnił grzech tak ciężki, że Twitter nie wystarczy i w „Rzeczpospolitej” opublikowała komentarz „Fotografia z granicy hańby”. Nie warto przytaczać zbyt wielu głupiutkich zdań, jakie zrodziły się w jej oburzonej głowie. Ale puenty Państwu nie odpuszczę.
Ile trzeba mieć w sobie nienawiści, by napisać tak o nieznanym sobie człowieku? Jak mało trzeba wiedzieć o świecie i historii, by nazywać tę sytuację „wycieczką”? Z naziolskimi ekscesami mamy do czynienia w Polsce od lat. To powód do wstydu. Ale nigdy jeszcze w tak otwarty sposób nie wspierali ich rządzący politycy.
Tak, okazuje się, że Paweł Lisiecki wspiera nazizm! Tego by nie wymyślili nawet Verhofstadt z Timmermansem przy trzeciej flaszce „Putinki” na kwadracie u Kramka.
Na marginesie, ta sama autorka przekonuje swoich czytelników, że zaporę zbudował Mariusz Błaszczak. Fakt, to niezły minister obrony, może nawet najlepszy, jakiego Polska miała po ‘89 roku, ale ani własną ręką nie kopał rowów pod płot, ani nie przyczepiał na nim concertiny, ani nawet nie nadzorował tej inwestycji. Pani redaktor przespała wiele miesięcy, w czasie których MSWiA, a w szczególności jego wiceszef Maciej Wąsik wyjaśniali tłumokom nierozumiejącym pojęcia „bezpieczeństwo państwa”, dlaczego ta bariera jest konieczna i jak powstawała. Podpowiadam, by pani redaktor mniej kompromitowała się jako publicystka w kolejnych audycjach, do których z taką lubością chadza i wymądrza się na każdy temat: wnyki na nietoperza zastawił Wąsik!
I dobrze je zastawił. Tak właśnie ma działać ta zapora. Spróbujesz przez nią przeleźć – możesz się zaplątać i wpaść w ręce polskich służb. Ale promocja na konsekwencje ma charakter czasowy. Niebawem zostanie ukończone instalowanie całej perymetrii i nawet zdobycie bazy z drutem kolczastym będzie szalenie trudne.
Na koniec jeszcze jeden przykład z lawiny niedorzeczności, jaka spływa po publikacji zdjęcia z granicy.
Oto mój znajomy Paweł Prus, kiedyś dziennikarz, dziś „ekspert ds. strategii komunikacyjnej” sięgnął po broń ostateczną, czyli porównanie z Holokaustem:
Wszystkim rechoczącym dziś z nagrania na którym człowiek wisi głową w dół na płocie granicznym z Białorusią, dedykuję to zdjęcie z warszawskiego getta. Sami zadajcie sobie pytanie gdzie dziś stoicie.
Pawła wiele osób szybko naprostowało, wskazując że:
a) hańbi pamięć pomordowanych Żydów, bo nijak nie da się tych ananasów – klientów biura Łukaszenka Travel – porównać do ludzi zamykanych i mordowanych przez Niemców w gettach utworzonych na polskiej ziemi,
b) Żydzi akurat sami takie płoty budują. A nawet potężniejsze. Gdyby zaś ktoś próbował je sforsować i został złapany, mógłby tylko pomarzyć o takim traktowaniu, jakie gwarantuje polska Straż Graniczna i wojsko.
Dziwi mnie jedno. Skoro tak wiele w tych wszystkich ludziach rewolucyjnego wzmożenia na ciężki los migrantów bezdusznie traktowanych przez polski reżim, dlaczego nie próbują zapobiec tym mrożącym krew w żyłach scenom? Dlaczego nie pojadą na drugą stronę, do Baćki, nie dotrą do obozowisk (są świetnymi dziennikarzami – docierać potrafią) i nie wytłumaczą Ibrahimom, co ich czeka na polskiej ziemi?
Przy okazji mogą sobie kupić trochę kaszy i soli. Może nawet taniej niż w targanej drożyzną pisowskiej dyktaturze.
A na koniec, drogie robaczki, co na pięć minut zostaliście Świętymi Piotrami, wiedzcie, że koledzy „nietoperza” mieli niezły ubaw ze zdjęcia wisielca. Jeśli nie wierzycie, zapytajcie Klarę Soltan, która wie o tych ludziach więcej niż wy wszyscy razem wzięci.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617360-dlaczego-obroncy-nietoperza-nie-jada-na-bialorus