Tusk wie, że nigdy nie będzie miał takiego jak rząd PiS zaufania w NATO i USA, dlatego bredzi o warunkach udziału Polski w Nuclear Sharing.
Albo ten człowiek nie ma o niczym pojęcia, co rzucałoby nowe światło na jego polityczną karierę, albo polityczna nienawiść odbiera mu rozum w każdej sprawie, choćby wcześniej miał o niej jakieś pojęcie. Nie jest niespodzianką, że chodzi o Donalda Tuska. Oba warianty swojej (nie)kompetencji były premier i były przewodniczący Rady Europejskiej oraz Europejskiej Partii Ludowej zaprezentował 7 października 2022 r. Zupełnie obok tematu imprezy, w której uczestniczył: „Nasz Plan Odbudowy Gospodarczej EPP i Komitetu Regionów”. Ale Tusk jest zawsze obok.
Były premier został poproszony o komentarz do tego, co w rozmowie z „Gazetą Polską” podjął prezydent Andrzej Duda. A prezydent był pytany o ewentualne skorzystanie z parasola nuklearnego w związku z rosyjską agresją na Ukrainę i atomowymi groźbami Kremla pod adresem europejskich państw. Andrzej Duda powiedział:
Problemem przede wszystkim jest to, że nie mamy broni nuklearnej. Nic nie wskazuje na to, żebyśmy w najbliższym czasie jako Polska mieli posiadać ją w naszej gestii. Zawsze jest potencjalna możliwość udziału w programie Nuclear Sharing. Rozmawialiśmy z amerykańskimi przywódcami o tym, czy Stany Zjednoczone rozważają taką możliwość. Temat jest otwarty.
Odnosząc się do kwestii objęcia Polski programem Nuclear Sharing Donald Tusk stwierdził:
Wywoływanie tego tematu bez uzgodnienia w obrębie NATO czy relacji z Waszyngtonem wydaje mi się nie do końca poważne, a nawet w jakimś sensie ryzykowne. Administracja z tak mizernymi kwalifikacjami, tak bałaganiarska, z panami typu Jacek Sasin u steru władzy - gdyby oni mieli do dyspozycji jeszcze broń atomową, to nie wiem, czy Rosjanie by się przestraszyli, ale my naprawdę powinniśmy się wtedy przestraszyć. Póki takie polityczne monstra zarządzają naszym życiem publicznym, to wolę, żeby nie mieli do dyspozycji broni atomowej, bo z tego mogłoby być tylko coś bardzo, bardzo złego.
Najpierw zajmijmy się niekompetencją Tuska, a potem jego szajbą na punkcie Prawa i Sprawiedliwości. Niekompetencja jest oczywiście bardziej żenująca niż szajba (tak długo trwająca, że był czas przywyknąć - jak mawiała babcia Pawlakowa w „Samych swoich”), bo chodzi o byłego szefa polskiego rządu i byłego formalnie najwyższego urzędnika Unii Europejskiej. Nawet dla średnio rozgarniętego licealisty nie jest tajemnicą, że udział w Nuclear Sharing nie oznacza posiadania własnej broni jądrowej. Ten udział oznacza tylko umieszczenie elementów broni jądrowej, obecnie tylko taktycznej, na terenie państwa uczestniczącego. Chroni te elementy broni i nimi dysponuje US Air Force. Faktycznie więc i tak dysponentem są USA i to nich zależy użycie broni czy jakichś jej elementów składowanych na terenie państwa uczestniczącego w Nuclear Sharing.
Formalnie każdy członek NATO może uczestniczyć w Nuclear Sharing, ale od lat 50. żadne nowe państwo nie zostało dopuszczone. Między innymi dlatego, że większość ewentualnych chętnych podpisała traktat o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej, choć to nie jest twardą przeszkodą. Obecnie w Nuclear Sharing uczestniczą Belgia, Holandia, Niemcy, Turcja i Włochy (Kanada i Grecja dawno temu zrezygnowały).
Niekompetencja Donalda Tuska polega też na tym, że znowu nawet średnio rozgarnięty licealista może się łatwo dowiedzieć, iż sprawa udziału Polski w Nuclear Sharing nie jest nowa. W 2015 r. ówczesny wiceszef MON, Tomasz Szatkowski, (obecnie polski ambasador przy NATO), mówił o możliwości przystąpienia Polski do programu. Gdy w maju 2020 r. wiceprzewodnicząca SPD Saskia Esken postulowała wycofanie się Niemiec z Nuclear Sharing, ówczesna ambasador USA w Polsce, Georgette Mosbacher, stwierdziła, że nasz kraj mógłby przejąć elementy broni jądrowej przechowywane na terenie Niemiec.
Absurdem albo odlotem jest zarzut Tuska, że można kwestie uczestnictwa w Nuclear Sharing rozważać bez konsultacji z NATO i USA. Tym bardziej, jeśli takie konsultacje podjęto już 7 lat temu i sprawą zajmowała się w 2020 r. ambasador Georgette Moschacher. Poza tym, skąd by się miały wziąć w Polsce elementy broni jądrowej, gdyby tego nie uzgadniano z NATO i USA. Pal sześć logikę, ale przecież jest jeszcze jakieś elementarne trzymanie się ziemi. No, ale Tusk musiał odlecieć, żeby w stanie kompletnego odpału zacząć opowiadać głodne kawałki o „politycznych monstrach” i „panach typu Jacek Sasin”. Skądinąd pan Sasin ma w tej sprawie jakieś czterysta razy więcej rozsądku i pomyślunku niż pan Tusk. Tylko z litości nie warto wspominać o panach Klichach, Siemoniakach czy Sikorskich.
Trzeba mieć odbiorców dywagacji o „monstrach” za kompletnych kretynów, żeby przypuszczać, iż uważają oni, że władze państwa uczestniczącego w Nuclear Sharing nie tylko dysponują bronią jądrową, ale mogą samodzielnie zdecydować o jej użyciu. To wie nawet Donald Tusk, a sprawianie innego wrażenia wynika ze wspomnianej już szajby na punkcie Prawa i Sprawiedliwości. Ta szajba zmusza do mówienia kompletnych bredni i wyciągania bezsensownych wniosków, bo może ktoś to kupi. Taki to nie jest nawet elektorat PO.
Tusk różne dziwne i niemądre rzeczy robi z prostego powodu: wie, że rząd Prawa i Sprawiedliwości jest właściwie jedynym, któremu decydenci w NATO oraz administracja USA mogą bez większych problemów zaufać i zdecydować o przyjęciu do Nuclear Sharing. Rząd Tuska nie miał nawet cienia szans, żeby być tak traktowanym. I nie miałby szans, gdyby jakimś cudem Tusk odzyskał władzę. Pod tym względem Amerykanie wiedzą o tych ludziach wszystko i nie są szaleńcami. Tusk też to zapewne wie, dlatego się wścieka i insynuuje. Tylko kto poważny na świecie przejmuje się dziś Donaldem Tuskiem i jego odlotami?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617308-kto-powazny-na-swiecie-przejmuje-sie-dzis-donaldem-tuskiem