Spędzając od ponad pół roku więcej czasu na wojennej Ukrainie niż w spokojnej Polsce, można było z opóźnieniem zauważyć tę więź, już nie ukraińsko-polską, ale polsko-ukraińską, tę na rodzimej ziemi. W mieście wojewódzkim, w mieście powiatowym, w miasteczku gminnym - wszędzie są Polacy, którzy nadal żyją pomocą uchodźcom, nadal ich osobiste zaangażowanie i myśli obracają się z troską wokół tej złowieszczej inwazji. Na spotkanie w maleńkiej Trzciance Janusz Wielgosz, wiceprzewodniczący Rady Gminy Czarnków, przyprowadza kobiety z Ukrainy. Skąd jesteście? Z Kijowa, z Zaporoża… Na to drugie miasto co noc spada kilka-kilkanaście rakiet, trafiając w domy, w podwórza, czasem uderzając w zamieszkały budynek, co noc ginie tam kilka-kilkanaście osób. Spore, 700-tysięczne obwodowe miasto, spoglądające przez rozległy Dniepr na swoją elektrownię atomową w Enerhodarze, pojawiło się więc i w rozmowach w Trzciance w Wielkopolsce. Ale na spotkaniu poświęconym wojnie na Ukrainie pojawił się też burmistrz miasteczka, Krzysztof Wojciech Jaworski, także zaangażowany w pomoc uchodźcom. Był tam Krzysztof Jacek Oświęcimski, wójt Gminy Miasteczko Krajeńskie, czy zastępca wójta gminy Czarnków Monika Piotrowska, ksiądz proboszcz Zbigniew Cybulski MS oraz spiritus movens lokalnej kultury, prowadzący dyskusję, Włodzimierz Ignasiński. Gdy w Polsce pojawia się temat wsparcia dla ofiar rosyjskiego wtargnięcia znikają polityczne czy charakterologiczne różnice - wśród słuchaczy dyskusji o wojnie pojawili się też lokalni działacze Młodzieży Wszechpolskiej. Trudno o bardziej wymowny obrazek, ilustrujący jak bardzo nas wszystkich ten horror na wschodzie dotyczy. Tam, wśród ścian Centrum Integracji Społecznej, była cała Polska w miniaturze - uczniowie, studenci, emeryci, wykładowcy akademiccy, samorządowcy. Słyszysz w Polsce „wojna” i budzi się w Tobie wspólny ze wszystkimi dookoła kod kulturowy.
Gdy Arkadiusz Kubich, wicestarosta pilski, chciał wieściami z frontu podzielić się z kelnerką, z początku wyglądało to dziwnie. „Niech pan spyta skąd ona jest”, „Skąd?”. Kobieta najpierw odpowiada łzami, potem jednym słowem: „Bachmut”. To tak jakby jesienią 1942 roku rozmawiać z kimś, kto pochodzi ze Stalingradu - to donbaskie miasto, niegdyś 100-tysięczne, jest dziś obiektem wściekłych ataków rosyjskiej armii, która podeszła już do granic miejscowości, ją samą zasypując codziennie setkami artyleryjskich pocisków. „Pani dom jeszcze stoi?” - silimy się na jakieś troskliwe pytanie, choć w tej wojnie strach zapytać o cokolwiek. „Tak, chwała Bogu” - odpowiada, ale zobaczcie, co to w szczegółach oznacza: „To znaczy dachu już nie ma i tył oberwało, ale reszta stoi” - mówi Ukrainka przez zaszklone oczy. Podobne oczy widzieliśmy u słuchaczy na spotkaniu w Pile, gdzie przyszli także słuchacze tamtejszego Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Ale to chyba normalne - kto zna polską literaturę wojenną, słucha o wojnie 2022 roku jakby znał ją skądinąd właśnie. Nawet rozmowy o wojnie ze szkolną młodzieżą były pełne dojrzałego zrozumienia. Zresztą w takim Zespole Szkół przy Teatralnej w Pile większość słuchaczy stanowili uczniowie w mundurach - wojskowych, policyjnych i strażackich. Piorunujące wrażenie robiła rozmowa o wojennym poświęceniu ukraińskiej młodzieży z polskimi uczniami, przygotowywanymi przecież do analogicznych zadań - obrony kraju czy ludności cywilnej. Ze środowisk mundurowych w okopach do środowiska mundurowych w polskiej szkole? Oby te dwa światy pozostały nadal rozdzielone wyraźną granicą pokoju. Wśród słuchaczy była także młodzież ukraińska! W Liceum Ogólnokształcącym w Trzciance rozmawialiśmy o tym, że niby te czasy MacDonalda i Netflixa wydają się lepsze i bezpieczniejsze, a jednak niedaleko nas dzieją się zbrodnie jak z najgorszych kart historii ludzkości.
A przecież ta wojna trwa już tak długo! Światu spowszedniała już po miesiącu, nas przecież także zmęczyła. Trzy miliony uchodźców, konsekwencje dla europejskiej energetyki, zbrojenie się na potęgę, by uniknąć ukraińskiego scenariusza, wysyłanie broni na i pomocy humanitarnej na front. A jednak nasz naród pomaga jak żaden inny - ponad politycznymi, pokoleniowymi i zawodowymi podziałami. Być może organizator spotkań, Adam Bogrycewicz, przypadkiem odkrył i pokazał w praktyce, że wokół pomocy Ukraińcom mogą sobie rękę podać wszyscy Polacy. Czyli mamy jeszcze potencjał do wzajemnej solidarności?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617244-pomoc-ukraincom-czyli-jest-cos-co-nas-naprawde-zjednoczylo