Cała władza w ręce rad to stare, komunistyczne hasło. W kręgach Platformy Obywatelskiej od wielu lat funkcjonuje bardzo podobne - cała władza w ręce samorządów. Decentralizacja jako remedium na wszystkie bolączki Polaków. Oddanie większych kompetencji samorządom za każdym razem jest podpierane argumentem, że lokalni włodarze najlepiej znają potrzeby mieszkańców. Brzmi logicznie, ale patrząc na kryzys węglowy i podejście do tego problemu przez Rafała Trzaskowskiego można dojść do wniosku, że jedno teoria, a drugie życie.
Wydawałoby się, że władzom samorządowym powinno zależeć, by ich mieszkańcy nie marzli zimą w domach. Zresztą - tu nie ma miejsca na chęci. To ich ustawowy obowiązek. Tych zasad zdaje się nie rozumieć Rafał Trzaskowski. Jak to wygląda w praktyce? Otóż w momencie, gdy w całej Polsce występują problemy z węglem rząd zwraca się do samorządów z ofertą współpracy w zakresie dystrybucji. Do akcji zgłasza się m.in. podwarszawski Otwock, ale już odpowiedź ze strony stolicy to kategoryczna odmowa. Prezydent Trzaskowski za pośrednictwem mediów społecznościowych oznajmił, że wyklucza współpracę z - tu cytat - „przegniłymi służbami PiS”. Czyli obiektywny problem niedogrzanych domów warszawiaków jest z góry przekreślany, bo rozwiązanie proponują rządzący. Drugi argument? Nie wiem, czy nie gorszy. To bowiem strach, że współpraca rządu z samorządem mogłaby uderzyć wizerunkowo w opozycję. Prezydent Trzaskowski wprost pisze do rządzących, że „nie zamierza uczestniczyć w przedsięwzięciu, którego jedynym celem jest propagandowe przerzucenie winy za problemy, które sami stworzyliście”.
Podsumujmy. Mamy obiektywną potrzebę warszawiaków, którzy ogrzewają swoje domostwa węglem. Jest propozycja współpracy ze strony rządu. Jasne, wymagałoby to wielu rozmów, ustaleń, ale taka oferta leży na stole. Tymczasem odpowiedź Rafała Trzaskowskiego to kategoryczna odmowa, bo źle wyglądałoby to wizerunkowo i nie będzie współpracy z „przegniłymi służbami PiS”. Jak to się ma do troski o dobro wspólne? Czy to w istocie nie jest przyznanie, że na tej niewidzialnej szali wiceprzewodniczącego PO wyżej stoi niechęć do partii rządzącej, niż troska o warszawiaków? Jak wreszcie pogodzić to stanowisko i przekonanie, że władze lokalne najlepiej wiedzą, co dobre dla ich mieszkańców?
Postawa prezydenta Trzaskowskiego wydaje się niezrozumiała dla każdego, kto politykę samorządową traktuje jako służbę mieszkańcom. Zwłaszcza, że kwestie związane z ciepłem, czy szerzej energetyką wyraźnie „nie leżą” włodarzowi stolicy. Ten kto dłużej mieszka w Warszawie, ten wie, że wystarczy drobny przymrozek, by popękane rury spowodowały istny armageddon. Cierpią ludzie w zimnych blokach i kierowcy, który nawet bez tych „atrakcji” nie mają w stolicy łatwego życia. By nie być gołosłownym wspomnę tylko o awariach z ostatnich lat - grudzień 2019 roku i sparaliżowana Sadyba oraz grudzień 2021 roku i analogiczna sytuacja w centrum u zbiegu ulic Pięknej i Mokotowskiej. To może jakieś osiągnięcie na polu, które prezydent Trzaskowski przedstawia jako swój konik - ekologii? Tu również ciężko mówić o sukcesach. Przykład pierwszy z brzegu to kopciuchy, które włodarz Warszawy obiecywał wymienić do 2020 roku, a których wciąż jest ponad 500.
Problemów w zarządzaniu Warszawą jest cała masa. Tu zostały naświetlone jedynie te związane z kryzysem energetycznym. To co się powtarza, to przyczyny tych problemów - brak niezbędnych kompetencji i wrodzona niechęć do współpracy z partią rządzącą. Ktoś mógłby dodać jeszcze „brak czucia samorządu”, które cechuje prezydenturę Trzaskowskiego. Powodów do radości nie będzie też, gdy porównamy życie w Warszawie do europejskich metropolii. W niezależnym rankingu sporządzonym przez „The Economist” stolica znalazła się dopiero na 31. miejscu na 38 miast. To raczej nie wystawia dobrej oceny tym, którzy chcieliby zrobić z największych polskich miast państwo w państwie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617187-nie-chce-waszego-pisowskiego-wegla