Od lat przynajmniej 15 trudno o szersze polityczne refleksje w Polsce. Większość intelektualnej energii doboszów postępu, ale i konserwatywnych myślicieli zaangażowana jest tak bardzo w bieżący spór o kraj, że trudniej znaleźć siły na tworzenie dzieł o dłuższym terminie ważności. Raczej wyjątkiem niż regułą są prace Andrzeja Nowaka („Dzieje Polski”), Ryszarda Legutki („Sokrates”) czy Andrzeja Zybertowicza („Samobójstwo Oświecenia”), zresztą dwaj ostatni, zaangażowani w służbę państwową, wymienione prace wydali w poprzedniej dekadzie. O profesorskich głowach obozu postępu mówić tym trudniej - świat ich kręci się wokół Jarosława Kaczyńskiego, walce z „reakcją” i powrocie swoich do władzy, ewentualnie kopiowaniu nieadekwatnych dla Polski modeli politycznych np. ze świata anglosaskiego (walka z patriarchatem).
Wszystko co nie dotyczy usunięcia lub wzmocnienia władzy wydaje się niepotrzebne, mniej atrakcyjne, przechodzi bez szczególnej uwagi. Nawet pisarze wiedzą, że bez kilku wyzwisk wobec prezydenta, ministra Czarnka, komisji smoleńskiej lub Kościoła katolickiego, książki ich nie mają większych szans na popularność wśród czytelników. Mamy już nawet rosnące grono profesorów, żyjących z atakowania jednej czy drugiej partii, a nie ze swoich badań naukowych.
A było inaczej…
Tymczasem w „starych dobrych czasach”, czyli dawniej, czyli np. w II RP, naprawdę twórczość intelektualna, nawet autorów zaangażowanych politycznie, zwolenników lub przeciwników Piłsudskiego, sympatyków lub wrogów Endecji, potrafiła być wolna od partyjnej bieżączki.
Taki Marian Zdziechowski, sowietolog, całą duszą zirytowany na endeków za ich dawne postawienie na Rosję, w swojej odkrywczej pracy o „Wpływie duszy rosyjskiej na Polskę” ani razu nie wypłazował swoich przeciwników politycznych. Zaskakująco pisał wręcz, że Polski romantyzm, z Krasińskim na czele, został przez rosyjskość ukąszony. Zdziechowski nie uległ pokusie włączenia w to tej czy owej sejmowej frakcji, w ogóle odciął kwestie szerszej polityki od parlamentarnych przepychanek. Była to w Polsce przedkomunistycznej naturalna praktyka. Nawet Roman Rybarski, przecież zaangażowany polityk i zaufany ekonomista Romana Dmowskiego, pisał o „Gospodarstwie narodowym” bez uszczypliwości wobec współczesnego PPS-u czy obozu belwederskiego. Władysław Konopczyński, endek starego typu pełną gębą, napisał nawet historię II RP, w której - choć z Piłsudskim nie zgadzał się z całą mocą, wysunął tezę, że silna Polska mogła się odrodzić tylko dzięki temu, że oba stronnictwa - proniemieckie Piłsudskiego i prorosyjskie Dmowskiego - wymusiły na rządach zaborców przelicytowanie się w sprawie polskiej. Można by tak długo wymieniać korowód wybitnych autorów, którzy mimo codziennego zaangażowania politycznego wysuwali także wnioski potrzebne ogólnopaństwowo i poszerzające horyzont debaty publicznej.
Gorset polaryzacji
U nas dyskutuje się mało. Nawet konserwatywne pisma, miesięczniki, dwumiesięczniki, nie cytują się nawzajem, nie debatują ze sobą nawzajem, w pisaniu o sprawach większych zamykają się w wieżach z kości słoniowej albo przynajmniej we własnym gronie. Telewizje zapraszają większe nazwiska raczej do pałowania nielubianej partii niż do zadumy nad Polską i Europą. W gorsecie pytań o PO, PiS i przystawki nie bardzo mieści się refleksja o poszerzaniu oddziaływania kulturowego Polski na Europę Wschodnią czy sieciowania i budowania społeczeństwa obywatelskiego. Podzielenie Polski dawno już nie było skoncentrowane na tak wąskim polu bitwy. Nawet krytyka podręcznika do najnowszej historii musi obracać się wokół pisowskiej osi. Nie ma dla tych najmądrzejszych horyzontu dalszego niż polityczne plany Jarosława Kaczyńskiego
Ba, niektórzy inspiratorzy publicznego dyskursu mają format intelektualny zawstydzająco nieadekwatny. Kto by uwierzył, że Marta Lempart ze swoimi wulgaryzmami będzie awangardą debaty o prawie do życia? Kto wymyśliłby, że Mateusz Kijowski stanie się pretekstem do rozmowy o demokratycznych standardach? Gdzie przegapiliśmy moment, w którym to profesor próbował zmusić nas do refleksji nad „MaBeNą” albo pisarz z Milanówka nad ostrzejszym traktowaniem zdrajców?
Prastara Rzeczpospolita pogrążona w wątkach Lempartów, Kijowskich, Lisów i Palikotów. Uliczni menele już czekają, następni w kolejce, by poruszyć Polskę, głębią swoich przemyśleń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/617063-krotkoterminowosc-polskiej-debaty-publicznej