Nic poza desperacką obroną własnego męża, choć to zadanie absolutnie beznadziejne i karkołomne, nie kryje się za mściwym wpisem Anne Applebaum na Twitterze: „W niektórych krajach (na przykład w Polsce) prawica stara się ukrywać swoje związki z Rosją i podziw dla Putina. W USA już się tym nie przejmują”. Ta prawica, której żona Sikorskiego chce przywalić na odlew, takie ma związki z Putinem i tak go podziwia, jak Applebaum jest związana z Jarosławem Kaczyńskim i go podziwia. Kaczyńskiego - nie Giertycha.
Gdyby mąż Applebaum został tylko z ręką w nocniku, nie byłoby żadnego problemu. Ale on ten nocnik wylał sobie na głowę i pokazał to całemu światu. I tę wylaną na głowę zawartość z lubością pokazywał przedstawiciel Rosji przy ONZ Wasilij Nebenzja, przy okazji chwaląc Sikorskiego. Konkretniej w dziób można dostać chyba tylko od Johna Wicka (Keanu Reevesa), a Anne Applebaum musiała mieć tego świadomość, gdy desperacko zaczęła ratować męża. Choćby dlatego, żeby do niej samej nic się nie przylepiło. Próżny trud. Generalnie Applebaum jest bez porównania mądrzejsza od Sikorskiego, ale gdy chodzi o Polskę, szczególnie w kontekście Rosji, ostro z mężem rywalizuje o palmę (tę, co to odbija) pierwszeństwa.
Sam Sikorski odkrył prawdziwe oblicze Putina, a i to dalekie od prawdy, dopiero w styczniu 2022 r., co pokazuje albo kompletne zaczadzenie, albo ogromne niedostatki analityczne. Owóż w styczniu 2022 r. Sikorski zauważył, że „Rosja pod panowaniem Putina wraca do polityki mocarstwowej”. Kiedy w 2010 r., zaledwie kilka miesięcy po katastrofie smoleńskiej zakumplował się z Siergiejem Ławrowem, realizatorem polityki zagranicznej Putina, a nawet pozwalał mu indoktrynować polskich dyplomatów, Putin ani nie panował, ani nie prowadził wielkomocarstwowej polityki.
Tak jak 10 miesięcy temu Sikorski w sprawie Putina fantazjować mógłby tylko ktoś, kto próbuje się usprawiedliwić, że dał się wykorzystywać Putinowi jak pierwsza naiwna (albo druga doświadczona, udająca naiwną). Także wtedy, gdy 10 kwietnia 2010 r. od razu wiedział, kto jest winny katastrofy i że nie Rosjanie. Putin był mu za to dozgonnie wdzięczny. A po jednym z najgłupszych i najbardziej szkodliwych tweetów w nowoczesnej polityce (autorstwa Sikorskiego oczywiście), Putin mógłby mu nawet przyznać Order św. Andrzeja Apostoła Pierwszego Powołania.
Za czasów rządów PiS Anne Applebaum „położyła lagę” na Polsce jako sojuszniku USA, bo nie jej mąż o tym decydował. A kiedy decydował, to tylko sojusznika obrażał. W napisanej wspólnie z Donaldem Tuskiem książce „Wybór” (2021 r.), Applebaum stwierdziła, że „polski rząd niebezpiecznie zbliża się do tego, co Ameryka jest w stanie tolerować u bliskiego sojusznika”. A skoro tak, to „można założyć, że [USA] poradzą sobie bez Polski jako sojusznika albo z Polską ponownie okupowaną”. Brzmiało to jak zachęta dla Putina, by Polskę zaatakował, skoro Ameryce to wisi. A jak wisi, to akurat słusznie Sikorski przestrzegał przed „powtórką z Jałty”. No, ale co to za sojusznik, gdyby chciał, tak jak w Jałcie Roosevelt ze Stalinem, dogadać się z Putinem i sprzedać Polskę?
Nowa Jałta to nie byłaby oczywiście wina przywódców wielkich mocarstw, lecz „izolacjonizmu Kaczyńskiego”. Konkluzja była ni z gruchy, ni z pietruchy: „Nacjonalizm po raz kolejny szkodzi narodowi”. Jaki nacjonalizm? Rosyjski? Najważniejsze, że znalazło się usprawiedliwienie dla złamania sojuszy i zniszczenia tego wszystkiego, co po upadku komuny udało się stworzyć. Na szczęście nie decyduje o tym ani Sikorski, ani jego żona.
W lipcu 2021 r. w TVN24 Anne Applebaum zademonstrowała swoje polityczne pragnienia oraz pokazała, co myśli lewicowa część amerykańskich elit i jak się to ma do planów opozycji w Polsce, szczególnie po drugim nadejściu Donalda Tuska. Applebaum tak była rozemocjonowana, że nie była w stanie się do końca kontrolować: „Chciałabym, żeby rząd i wszyscy Polacy, którzy tego słuchają, pamiętali, że poparcie Stanów Zjednoczonych dla Polski nie jest automatyczne. Fakt, że jest podpisany traktat NATO nie znaczy, że absolutnie Stany Zjednoczone zawsze będą bronić Polski”. Na przykład wtedy, kiedy żona Sikorskiego nie będzie sobie tego życzyła, to USA Polskę powinny „olać”. Niestety ani prezydent Biden, ani ministrowie Blinken i Austin, ani prezesi koncernów zbrojeniowych nie mają ochoty słuchać dobrych rad i szantażu Anne Applebaum.
Wprawdzie na zyskanie strategicznej przewagi i odwojowanie rosyjskiej strefy wpływów różne amerykańskie rządy wydały setki miliardów dolarów i kosztowało to sporo ludzkich istnień, ale co to dla Anne Applebaum. W ten sposób zanegowany zostałby także sens artykułu 5 traktatu północnoatlantyckiego, co powinno być uznane za geopolityczny obłęd, ale nie dla żony Sikorskiego. Obłęd dlatego, że byłoby to wrzucenie Polski (i innych państw, bo nasz kraj byłby tylko pierwszy w kolejce) wprost w łapy Putina i Rosji. A nawet taki wariant był pewnie rozważany poza Polską w ramach dyskusji o kształcie ewentualnego resetu w stosunkach z Rosją. I napotkał w Polsce podobną chęć resetowania, a największymi tego zwolennikami byli Donald Tusk i Radosław Sikorski.
Anne Applebaum przygotowała nawet grunt do uzasadnienia szaleństwa resetowania. Powiedziała, że „Polska nie ma większego znaczenia strategicznego dla Stanów Zjednoczonych”. Czyli, że można bez mrugnięcia oka Polskę poświęcić. Na nieszczęście dla pani Anny rząd Joe Bidena tak nie uważa. Żona Sikorskiego odwróciła oczywiście kota ogonem mówiąc, że „jeżeli Polska by powiedziała jutro ‘dziękujemy, nie chcemy tutaj waszych żołnierzy’, to dla USA nie byłby to żaden problem”. Chodzi o przekonanie, że Stany Zjednoczone mogłyby tak powiedzieć z dnia na dzień. Albo Applebaum podważała sens amerykańskiej (prowadzonej na globalną skalę) polityki obronnej i bezpieczeństwa, a przez to bredziła, albo po prostu ujawniła tajemnice alkowy.
Już we wrześniu 2018 r. Anne Applebaum zaczęła budzić podejrzenia, z kim właściwie trzyma. W miesięczniku „The Atlantic” napisała tekst „Ostrzeżenie z Europy: najgorsze dopiero nadejdzie”. Miał on podtytuł: „Polaryzacja. Teorie spiskowe. Ataki na wolną prasę. Obsesja na punkcie lojalności. Ostatnie wydarzenia w Stanach Zjednoczonych powielają to, co Europejczycy aż za dobrze znają”. Tekst zaczynał się od wspomnienia sylwestra z przełomu tysiącleci, zorganizowanego w dworze Sikorskich w Chobielinie. Ta historyjka posłużyła Applebaum do pokazania, jak „normalni” kiedyś ludzie z obozu szeroko rozumianej polskiej prawicy, przyjaciele Sikorskich, politycznie zwariowali, stali się okropnymi oszołomami i nienawistnikami, głównie dlatego, że zostali zwolennikami Prawa i Sprawiedliwości.
PiS było kiedyś w miarę normalną partią tylko dlatego, że ministrem obrony w pierwszym rządzie PiS był Radosław Sikorski. Applebaum nie mogła przecież napisać, że jej wspaniały, inteligentny i politycznie genialny mąż służył oszołomom. Dlatego oszołomstwo nastąpiło po odejściu Sikorskiego z PiS. Wtedy Prawo i Sprawiedliwość stało się nosicielem idei ksenofobicznych, a wręcz otwarcie autorytarnych, zaczęło być paranoicznie podejrzliwe wobec reszty Europy. I z takim bagażem objęło w 2015 r. władzę.
Sama Anne Applebaum postrzega siebie po wygranej PiS jako wroga publicznego numer jeden, przede wszystkim dlatego (uwaga, uwaga!!!), że jest Żydówką. Dlatego swój straszny los w pisowskiej Polsce porównała z losem rumuńskiego pisarza i dramaturga pochodzenia żydowskiego - Mihaila Sebastiana (wedle jego dziennika z lat 1933-1944). Przyjaciele Sebastiana zwariowali podobnie jak przyjaciele Applebaum, a ponieważ w tamtych latach wariactwo to był faszyzm, aluzja i analogia była prosta jak cepy w jakiejś chobielińskiej stodole (nie we dworze Sikorskich, gdzie cepy nie mają materialnej postaci).
„To nie jest rok 1937. Ale jednak porównywalna przemiana dokonuje się obecnie wokół mnie, w Europie, gdzie mieszkam, i w Polsce, której jestem obywatelką” – napisała Applebaum. I ta przemiana objęła nie jakichś chamów, prostaków i jełopów, jak sobie ułatwiają zadanie profesorowie Hartman czy Mikołejko, lecz ludzi „wykształconych, posługujących się obcymi językami i podróżujących po świecie - tak jak przyjaciele Sebastiana w latach trzydziestych”.
Dlaczego wykształceni, kulturalni i światowi ludzie stali się barbarzyńcami i oszołomami? Bo zadziałały te same mechanizmy, które pod koniec XIX wieku we Francji napędzały aferę Dreyfusa. Kluczem jest to, że „Dreyfus był Żydem, czyli dla niektórych nie był prawdziwym Francuzem”. Potem już cep z chobielińskiej stodoły zaczyna walić w puste klepisko: „Ci, którzy twierdzili, że Dreyfus był winien [szpiegostwa], to alternatywna prawica [wedle koncepcji Richarda Spencera z 2010 r.], czyli w naszych czasach Prawo i Sprawiedliwość albo Front Narodowy”.
Dreyfus oczywiście winien nie był, dlatego zwolennicy jego winy musieli „dyskredytować dowody, prawo, a nawet racjonalne myślenie”. Zupełnie jak współcześni „dreyfusiści” spod znaku Jarosława Kaczyńskiego i Marine Le Pen. Ponad 120 lat temu we Francji narodził się uniwersalny podział na zatrutych nacjonalizmem oszołomów i idealistów spod znaku rozumu, uczciwości, sprawiedliwości i tolerancji. Dziś te dwa obozy Applebaum utożsamia z Marine Le Pen i Emmanuelem Macronem. Kto je ucieleśnia w Polsce – to oczywista oczywistość.
Ponieważ cepy w chobielińskiej stodole nie mogły przestać walić w klepisko, Anne Applebaum poszła jeszcze dalej i źródłem fascynacji obecnych barbarzyńców uczyniła „monopartyjne państwo leninowskie”: „to model, z którego korzysta wielu początkujących autokratów na świecie”. Leninowskie państwo to „mechanizm utrzymywania władzy”. Określający, „kto może być elitą - polityczną, kulturalną, finansową”. Anne Applebaum chyba nie zauważyła, że akurat taki mechanizm działał na początku istnienia III RP, a o tym, kto może zostać elitą decydował Adam Michnik i jego gazeta. A Applebaum wcale to nie przeszkadzało.
Zgodnie z praktyką tworzenia elit w kuźni Michnika i stojącą za tym doktryną, Prawo i Sprawiedliwość w Polsce, Fidesz na Węgrzech czy Bracia Włosi w Italii „nie cierpią merytokracji, konkurencji, profesjonalizmu”. A popierają je wyłącznie ofermy oferujące bezgraniczną lojalność zamiast kompetencji, czyli miernota i ciemnota. Cały kwiat intelektu, rozumu, kompetencji i merytokracji popiera natomiast takie partie jak PO Radosława Sikorskiego.
Barbarzyńcy nie mogą mieć ani dobrych intencji, ani nie stoi za nimi żadna filozofia, bo to zbyt wyrafinowane na ich tępe łby. Wszystko zastępują im więc spiskowe teorie: na Węgrzech sorosowska, w Polsce – smoleńska. W wypadku Smoleńska Applebaum idzie już nawet nie po bandzie i łże jak najęta twierdząc, że „zespoły polskich ekspertów były na miejscu [katastrofy] tego samego dnia. Zrobili oni wszystko, aby zidentyfikować ciała, z których wiele było tylko kupką popiołu. Zbadali wrak”. Wszystko to przypomina „przekopywanie na metr w głąb” Ewy Kopacz.
Kaczyński i Orban potrzebowali teorii spiskowych, żeby zapanować nad ciemnym ludem. I potem te ich metody Donald Trump powtarzał w Ameryce. Na potrzeby swoich tez Anne Apllebaum obsmarowała Márię Schmidt, wielce zasłużoną dla węgierskiej pamięci historycznej dyrektor muzeum Terror Háza („Dom Terroru”) w Budapeszcie. Także ta, kiedyś światowa, wykształcona dama popadła w oszołomstwo. W przeciwieństwie do zawsze stojącej po jasnej stronie mocy Anne Applebaum.
Konkluzje Anne Applebaum jako misjonarki oświecenia są takie, że „europejska radykalna prawica chce rewolucji przeciw elitom, marzy o ‘oczyszczającej’ przemocy i apokaliptycznej wojnie kulturowej”. Marzą o tym przede wszystkim niespełnieni intelektualiści na służbie tej radykalnej prawicy, bo tylko w ten sposób mogą się wybić. Nie to, co intelektualiści genetyczni w rodzaju Anne Applebaum czy jej męża. Jełopy mogą im tylko zazdrościć, bo nigdy ich wyżyn nie osiągną. Niestety to nie takie mądrale jak Anne Applebaum i Radosław Sikorski wygrywają wybory, dlatego oni plują z bezsilności, zawiści i żalu po nieobjętych stanowiskach i niezrealizowanych koronacjach. A tylko to drugie byłoby właściwą zapłatą za ich geniusz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/616599-anne-applebaum-kompromituje-radoslawa-sikorskiego-i-siebie