Można by sądzić, że to był tylko odpał, odlot. Radosław Sikorski przyzwyczaił nas przecież do tego, że dość regularnie odlatuje. W rejony znane tylko jemu i może biochemikom. Albo miłośnikom koszarowych dowcipów. Ale to detal. Znacznie ważniejsze jest to, co robi i mówi bardzo serio. A to daje podstawy, by zadać fundamentalne pytanie: kim pan jest, panie Sikorski? Komu pan służy i co my właściwie o panu wiemy?
Gdy po wysadzeniu ładunków, które zniszczyły fragmenty rur Nord Stream, Sikorski napisał na Twitterze „Thank you, USA”, rzecznik Departamentu Stanu Ned Price powiedział: „Idea, że Stany Zjednoczone w jakikolwiek sposób zamieszane w ten prawdopodobny sabotaż gazociągów Nord Stream, jest niedorzeczna. To nic więcej niż funkcja rosyjskiej dezinformacji i tak powinna być traktowana”. Idea jest funkcją rosyjskiej dezinformacji, a Sikorski jest funkcją kogo i czego? Ned Price tego litościwie nie powiedział. Powiedzieli w Moskwie, dziękując szefowi MSZ w rządach Donalda Tuska.
Skutek tego, co napisał Sikorski jest taki, że Kreml ma teraz pretekst, by np. coś się stało z gazociągiem Baltic Pipe, skoro coś się stało z Nord Stream. Bo przecież, skoro USA, to pewnie i Polska. Można by więc powiedzieć, że Radek Sikorski wykonał zadanie. I pewnie będzie miał kłopoty w USA, może nawet z wjazdem do tego państwa. Ale zawsze może wyskoczyć do Moskwy, gdzie wylewnie powita go zapewne minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow.
Wybitny historyk i znawca Rosji prof. Andrzej Nowak tak podsumował Sikorskiego: „Uważał, że rozmawiać trzeba z silniejszymi sąsiadami, z Rosją i Niemcami, nawet na kolanach (…), a na słabszych można krzyczeć albo ich zignorować”. Sikorski szukał porozumienia z Rosją kosztem Litwy i Ukrainy. Upokarzał te państwa, na co wobec Rosji nigdy się nie odważył, a wręcz zachowywał się jak wasal Siergieja Ławrowa, z którym się spotykał, a nawet zaprosił jako mentora dla polskich dyplomatów.
Absolutnie kompromitujące (chyba że chodzi o wykonanie kolejnego zadania) są wypowiedzi Sikorskiego o stworzeniu dla Rosji ścieżki do NATO i traktowanie tego państwa jak normalnej demokracji, z którą uprawia się przyjacielską dyplomację – jak on z Ławrowem. Fatalna strategia Sikorskiego zaczęła się od ataków na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by uniemożliwić mu prowadzenie aktywnej polityki zagranicznej. Były kpiny po incydencie w Gruzji (ostrzelanie miejsca, gdzie byli prezydenci Saakaszwili i Kaczyński), była współpraca z Rosją przeciw prezydentowi w przededniu katastrofy smoleńskiej.
Sikorski zaogniał relacje z USA w czasie gdy kierował MSZ, co skutkowało opóźnieniem budowy amerykańskiej bazy antyrakietowej w Redzikowie. To Sikorski, razem z żoną Anne Applebaum, są autorami prowokacyjnych tez, jakoby USA nie chciały bezwarunkowo bronić Polski, a nawet zgodziłyby się na jakąś formę okupacji Polski przez Rosję. Radosław Sikorski zachowuje się tak, jakby był zakładnikiem Putina i Rosji, wpisującym się w rosyjską politykę dezintegracji, dezinformacji i manipulacji wobec Polski.
Grając rolę antykomunisty i przeciwnika Rosji, de facto jej nie szkodził i nie utrudniał realizacji jej imperialnej polityki, także tej wrogiej Polsce. Atakując rząd PiS za „putinizm” Sikorski usprawiedliwiał Putina, bo relatywizował nie tylko jego zamordyzm w kraju, ale także jego imperializm, z napaścią na Ukrainę na czele. Znajomi Sikorskiego z czasów jego studiów w Oxfordzie i aktywności w Wielkiej Brytanii twierdzą, że jest on w jakiś sposób przetrącony w kwestii stosunku do Rosji od czasu, gdy wrócił z Afganistanu.
Prof. Antoni Kamiński, socjolog z PAN, rozmawiając ze mną w Polskim Radiu 24 (29 września 2022 r.) był zaskoczony tym, jak słabo Radosław Sikorski zna świat anglosaski i panujące w nim zasady, choć spędził dużo czasu w Wielkiej Brytanii i USA. Może za to lepiej zna russkij mir? Prof. Andrzej Nowak stwierdził, że „dech zapiera bezczelność, hucpa ludzi [Tuska i Sikorskiego] najbardziej zaangażowanych w popieranie agresywnej polityki Putina całkowitą biernością i podporządkowaniem Polski jego planom. A dzisiaj ośmielają się pouczać, występować bez zmrużenia oka w roli jakichś autorytetów moralnych w sprawie polityki wschodniej”. Poniekąd są ekspertami, skoro „nikt - poza oczywiście Władimirem Putinem - nie zrobił tyle, ile Donald Tusk i Radosław Sikorski, żeby zaszkodzić Ukrainie. Żeby wesprzeć Putina w agresji na Ukrainę w tych latach do 2013 r.”. Później też nie było lepiej.
Sikorski zaczął urzędowanie w MSZ właściwie od ugruntowania przyjaźni z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem, jednym z najgorszych moskiewskich jastrzębi i kłamców jednocześnie. Jest znamienne, że Radosław Sikorski należał do pierwszych, o ile w ogóle nie był pierwszy, który odpowiedzialnością za spowodowanie katastrofy smoleńskiej obciążył polskich pilotów. Tych samych, z którymi w przeszłości latał, czyli miał pełne zaufanie do ich profesjonalizmu i odpowiedzialności.
W „Amber Room” Radosław Sikorski z iście sowiecką finezją opowiadał Janowi Vincent Rostowskiemu taki dowcip : - Znasz to? Przychodzi pan Jacek do burdelu. – [JR] - Pan Jacek? [RS] - Tak. [JR] - A może pan Radek? [śmiech] No, mówisz. [RS] - A burdelmama mówi: „Panie Jacku, pan już dzisiaj trzeci raz”. „K…, przez tę sklerozę to się zap…ę na śmierć. [JR] - Piękne [śmiech]”. Skoro piękne, to Radosław Sikorski kontynuował. „[RS] - Słyszałem dziś kawał. Agencja towarzyska, oferta promocyjna, cennik. Szef agencji mówi: „Panowie, blow job - 25 złotych. Anal job - 35 złotych. To bardzo przystępnie. [JR] – To bardzo przystępnie. [RS] - Klient pyta: „a klasyczne pie…nie?”. A szef burdelu odpowiada: „klasyczne nie jest jeszcze w ofercie, bo niestety jestem jeszcze sam”.
Można by powiedzieć, że są rzeczy głupie i głupsze, i są wypowiedzi Radosława Sikorskiego (chyba że chodzi o wykonywanie jakichś zadań). Uważającego się za połączenie Talleyranda, Metternicha, Kissingera i Gromyki, choć w tym ostatnim wypadku bez entuzjazmu. I ten „wielki” dyplomata twierdzi, iż za jego szefowania w polskim MSZ Putin traktował Polskę jak równorzędnego partnera, mówił wszak o „dwóch wielkich narodach polskim i rosyjskim”. Trzeba być Sikorskim, żeby nie wiedzieć, iż Putin ma się tak do demokracji, partnerskiego traktowania Polski (i każdego innego państwa) i mówienia prawdy o wybuchu II wojny światowej, jak Sikorski do męża stanu, a nie męża swojej żony.
Zapraszanie, nawet warunkowe, Rosji Putina do NATO, jeśli spełni demokratyczne warunki, miało w wydaniu Sikorskiego mniej więcej taki sens, jak przemawianie do Giewontu (góry), żeby przesunął się pod Chobielin. Podobnie jak traktowanie władcy Rosji w ten sam sposób jak przywódców Zachodu. W czasach PRL były dwie wersje dowcipów: dla normalnych Polaków i dla milicjantów. Teraz milicjantów mógłby zastąpić Radek Sikorski (chyba że chodzi o wykonywanie zadania).
Powtarzanie rosyjskiego i kagebowskiego legendowania sprzed 2010 r. (albo sprzed 2014 r.) w sprawie Polski, Europy, demokracji czy czegokolwiek innego jest tak kompromitujące dla byłego szefa MSZ, że nie sposób zrozumieć, jak on się znalazł na takim stanowisku (chyba że chodzi o wykonywanie zadania). A jeśli je sprawował z taką bystrością w sprawach Rosji i gier Putina, jakie obecnie prezentuje, to chyba tylko boskiej opiece zawdzięczamy, że nie doszło do jakiejś totalnej katastrofy.
Ci, którzy spotykają Radosława Sikorskiego (na różnych imprezach, najczęściej o polityce zagranicznej), mają nieodparte wrażenie, że obcują z dekadentem. Widać to nawet po stroju, który niby jest wciąż „angielski” (tweedy, kratki, brązy, róże), ale coraz bardziej niedbały i „niedokomponowany”. Na takich imprezach Sikorski bez angielskiego umiaru raczy się obfitością poczęstunków (w różnym stanie skupienia), co powoduje stopniowy zanik klarowności wywodów i arystokratycznej, angielskiej aury.
W 2018 r. stanowczo deklarował, że nie wraca do polityki, ale gdy pojawiła się szansa startu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, chyba żaden inny kandydat Koalicji Europejskiej nie był tak wniebowzięty jak Sikorski. Przede wszystkim dlatego, że miał już dość bycia mężem swojej sławnej żony - Anne Applebaum. To ona przecież załatwiła mu zajęcia na Uniwersytecie Harvarda oraz doradcze fuchy w Eurasia Group (zajmującej się oceną politycznego ryzyka i zarządzaniem nim), w Center for Strategic and International Studies czy Komitecie Sterującym Grupy Bilderberg. Od jakiegoś czasu żona i menedżerka Sikorskiego skupia się na własnej karierze naukowej, więc nie ma dla niego czasu.
Zanim dostał się do europarlamentu, niegdysiejszy kandydat na sekretarza generalnego NATO, przewodniczącego Rady Europejskiej, prezydenta Polski, a w najgorszym wypadku Wysokiego Przedstawiciela Unii Europejskiej ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej snuł się po imprezach bardzo przeciętnej rangi, nudził się i wpadał w dekadenckie nastroje. Może dlatego, że nie ustawiały się do niego kolejki chętnych do składania hołdów, a nawet do zdawkowego zagadywania. Odizolowanie i poczucie osamotnienia pogłębiało to, że żona przebywała głównie w USA i Wielkiej Brytanii, a synowie studiują w Wielkiej
Coraz bardziej Sikorski zbliża się do takiej formy rozgłosu, która polega na opuszczeniu majtek albo obnażaniu „cycków”. Czyli zachowuje się tak, jak na absolwenta Oxfordu i angielskiego dżentelmena, na jakiego pozuje, przystało. Oczywiście w wersji Nikodema Dyzmy, znanego oksfordzkiego ekonomisty, chociaż nawet Dyzma miewał więcej klasy. Wybrał obrażanie ludzi poprzez tanie epitety. Bo wtedy zaproszą do kolejnego radia czy telewizji, żeby znowu coś „chlapnął”. Ale to oznacza występowanie w roli kobiety z brodą czy cielęcia z dwoma głowami, obwożonymi kiedyś po jarmarkach jako dziwadła, a nie w roli intelektualisty, co jest jego wielką ambicją.
Najpierw Radosław Sikorski miał zaistnieć na ważnym stanowisku w NATO lub Unii Europejskiej, a ukoronowaniem jego kariery miał być start w wyborach prezydenckich w Polsce, zwycięstwo i panowanie przez dwie pięcioletnie kadencje. Gdyby międzynarodowe plany Sikorskiego zostały zrealizowane, ukoronowaniem jego kariery miała być prezydentura w Polsce, optymalnie przez dwie kadencje. A wtedy Radosław Sikorski i Anne Applebaum byliby kimś w rodzaju pary królewskiej, bywającej na dworach i salonach wielkiego świata jako postacie niemal baśniowe.
Inwestowanie w dwór w Chobielinie, zapraszanie tam ważnych osobistości ze świata, traktowanie tej posiadłości jak magnackiego pałacu było przygotowaniem do funkcjonowania Sikorskich jak pary królewskiej, a przynajmniej książęcej. Prezydentura byłego szefa MSZ miała być równie wzniosła i majestatyczna jak Ignacego Mościckiego w II RP, a nawet bardziej, bo znana, światowa i wpływowa żona miała legendę Sikorskich przenosić w świat. I nagle ten wielki balon pękł, a po planach nie zostało dosłownie nic. Sikorscy uświadomili sobie, że nie tylko nie zrealizują planu maksimum, ale żadnego politycznego planu. Do czego to pchnęło Sikorskiego, można się tylko domyślać. Może więc nie ma tych swoich odpałów z niczego, a po prostu ktoś albo coś go trzyma. Za co, to już nie trzeba dopowiadać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/616240-kim-pan-jest-panie-sikorski-komu-pan-sluzy