Po raz kolejny Radosław Sikorski, były szef polskiego MSZ w rządzie Platformy Obywatelskiej, jest autorem nieprawdopodobnego skandalu. Nie wiadomo na podstawie jakich przesłanek zasugerował, że za wybuchami gazociągów Nord Stream i Nord Stream 2, położonych na dnie Bałtyku, stać mogą Amerykanie. Skąd powziął takie przekonanie, że się ośmielił postawić USA, a ściśle Joe Bidenowi zarzut, że jest co najmniej inspiratorem, a być może zleceniodawcą sabotażu gazowego, uderzającego w niektórych odbiorców rosyjskiego gazu. Wydaje się, że to inne państwo może zdyskontować sobie pomysł Radosława Sikorskiego, a Rosjanie tylko na tym po trosze przypadkowo skorzystają.
Co za nieodpowiedzialność, żeby takie pomysły wygłaszać z całą powagą. Gdyby był osobą prywatną „Panem na Chobielinie” i nikim więcej, byłoby pół biedy. Jest jednakże wciąż uznawany za jednego z czołowych polityków PO. W każdym razie w takie piórka się stroi. Tym samym jego głos jest słyszalny w przestrzeni publicznej, wychodzącej poza nasze granice. Czego natychmiastowe dowody z niekłamaną satysfakcją złożyła Rosja.
Czy w tym podejrzeniu o przestępczej roli Ameryki w eksplozji w pobliżu rosyjskich rurociągów, czego celem w istocie jest zablokowanie przepływu rosyjskiego gazu, ktoś go inspiruje? Trudno wytłumaczyć – nie pierwszy raz ujawnioną – jego awersję do Stanów Zjednoczonych. Ciekaw jestem, kto ją napędza? Bo nie wierzę, że tę niechęć wyssał z mlekiem matki.
Wszyscy komentatorzy zgodnie stwierdzają, że wizja Radosława Sikorskiego świetnie służy Kremlowi, zdaniem wielu ekspertów - jednemu z poważnych kandydatów do ukrywającego się rzeczywistego sprawcy dywersji. Do którego zresztą prowadzą pierwsze wykryte tropy.
Jestem jednak gotowy bronić wersji, że prawdziwą intencją Radosława Sikorskiego ataku na Stany Zjednoczone jest usłużność wobec Niemiec. Nadszarpywanie autorytetu USA jest zgodne z obecną linią polityczną Niemiec, które lawirują między pozorami pomocy walczącej Ukrainie, a zachowaniem państwa dominującego w Europie. Co więcej, nadal pełniącego rolę przewodnika politycznego w Europie. Części elit niemieckich może stawać widmo słabnącej pozycji politycznej Niemiec, mimo utrzymania pierwszeństwa ekonomicznego w Europie. Z tego punktu widzenia kluczową funkcję w określaniu pozycji Niemiec może pełnić opinia USA oraz jej relacje z innymi państwami, a przede wszystkim Polską. Im mniej wiarygodne stają sią Stany Zjednoczone, tym dla Niemiec sytuacja staje się bardziej komfortowa, bo nikt poza Ameryką nie jest w stanie zachwiać pozycją naszych a zachodnich sąsiadów.
To przecież nie pierwszy przypadek, kiedy Radosław Sikorski w Niemczech widzi prawdziwego przewodnika w Europie, które szerokie skrzydła ekonomiczne, a przede wszystkim polityczne, winny gwarantować bezpieczeństwo i dobrobyt pozostałym państwom na naszym kontynencie.
Nie zapomnę sceny w Parlamencie Europejskim sprzed blisko roku, kiedy podczas dyskusji związanej z wyrokiem naszego TK o wyższości polskiej konstytucji nad prawem unijnym, Radosław Sikorski, zwracając się bezpośrednio do Ursuli von der Leyen, w pozycji sztubaka, kłaniającego się dyrektor szkoły, powiedział:
„Pani przewodnicząca, serdecznie Pani dziękują za klarowne sformułowanie przestrogi dla rządu premiera Morawieckiego. Mam nadzieję, że usłuchają”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/616165-pan-z-chobielina-wiecznym-admiratorem-niemiec