„Fakt, że Włochy będą reprezentowane w takich instytucjach unijnych, jak Rada Europejska, Rada Unii Europejskiej itd. przez nowy, centroprawicowy rząd, rzeczywiście zmieni układ sił w UE.(…) Wynik wyborów pokazuje pewien opór wobec tych wszystkich lewackich nowinek czy rozwiązań, które są nam proponowane, a przede wszystkim niezgodę na dyktat jakiegokolwiek rodzaju” – mówi portalowi wPolityce.pl prof. Karol Karski, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
wPolityce.pl: Jak skomentowałby Pan wynik wyborów parlamentarnych we Włoszech?
Karol Karski: Wynik wyborów we Włoszech pokazuje zarysowującą się tendencję odwracania się społeczeństwa państw członkowskich Unii Europejskiej od lewicowych ideologii. Mamy do czynienia ze zwycięstwem centroprawicy w Szwecji, we Włoszech. Wybory przecież co tydzień się nie odbywają, dlatego zauważalny jest wzrost poparcia dla zdroworozsądkowego podejścia do funkcjonowania państwa, gospodarki, kwestii istotnych dla nas wszystkich.
Jako Prawo i Sprawiedliwość, wraz z innymi partiami konserwatywnymi, w tym partią Giorgii Meloni, tworzymy grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Zawsze jest miło i sympatycznie, gdy przyjaciele wygrywają.
Czy oprócz tego, że jest miło i sympatycznie, możemy spodziewać się z czasem także pewnej zmiany układu sił w Parlamencie Europejskim czy w ogóle w UE? A może na taką zmianę trzeba będzie jeszcze poczekać?
Poczekać trzeba będzie na pewno, do 2024 r., kiedy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. W tym momencie trudno więc mówić o zmianach w rozkładzie sił w PE, natomiast mam nadzieję, że w 2024 r. EKR zdobędzie bezwzględną większość.
Natomiast fakt, że Włochy będą reprezentowane w takich instytucjach unijnych, jak Rada Europejska, Rada Unii Europejskiej itd. przez nowy, centroprawicowy rząd, rzeczywiście zmieni układ sił w UE. Włochy są jednym z istotnych państw członkowskich. Wynik wyborów pokazuje pewien opór wobec tych wszystkich lewackich nowinek czy rozwiązań, które są nam proponowane , a przede wszystkim niezgodę na dyktat jakiegokolwiek rodzaju.
Taki, jak ten, który proponuje Ursula von der Leyen?
To była wyjątkowo bezczelna wypowiedź niemieckiej urzędniczki oddelegowanej na urząd przewodniczącej Komisji Europejskiej, która miała czelność grozić Włochom, co się stanie, jeśli nie wybiorą takiego rządu, jakiego życzyliby sobie Niemcy. Niebywała arogancja, niebywały tupet. Ale to świadczy tylko o tym, czym są unijne instytucje. Jak widać, silne, podmiotowe Włochy – podobnie jak silna, podmiotowa Polska, nie są czymś pożądanym przez państwo niemieckie i jego urzędników oddelegowanych na różnego rodzaju stanowiska. I mam dla nich przykrą wiadomość: Europa zmienia się, widać, że jest to już pewna tendencja.
Kontrowersje budzi nie tylko wygrana Giorgii Meloni, dawno już okrzykniętej przez środowiska lewicowo-liberalne „faszystką”, ale również jej koalicjanci, tacy jak Matteo Salvini czy Silvio Berlusconi. Wiemy już, że Meloni postawi na wsparcie dla Ukrainy i twardą postawę wobec Rosji, ale co z jej koalicjantami?
Nie dzieliłbym włosa na czworo. Oczywiście, zawsze mogą być pewne wątpliwości co do tych polityków, ale jeśli popatrzymy na wszystkie partie niemieckie, włącznie z tymi, które tworzą rząd RFN, to, owszem, znajdziemy tam rusofili. Nie tylko wyimaginowaną „myślozbrodnią”, ale po prostu swoimi czynami pokazują, że najbardziej prorosyjskim, proputinowskim państwem w Unii Europejskiej są Niemcy. Zawsze jest tak, że ktoś, kto chce odsunąć podejrzenia od siebie podejrzenia, to wskazuje na innych. Mamy do czynienia z sytuacja, gdy domniemana prorosyjskość Salviniego czy Berlusconiego to mały miki w porównaniu do prawdziwej, rzeczywistej, forsowanej dzień w dzień prorosyjskości rządu Niemiec i głównych ugrupowań politycznych Niemiec.
Patrzmy realnie: to Niemcy razem z Rosją chcieli przejąć unijne rynki energetyczne, ze szkodą dla innych państw. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, gdy po raz kolejny szaleństwo niemiecko-rosyjskie doprowadziło do wojny. Wojna toczy się na Ukrainie, a Niemcy są dumni, że przekazali 10 haubic, podczas gdy Polska przekazała 300 czołgów.
Nie szukajmy przyjaciół Putina tam, gdzie ich nie ma. Mamy ich pokazanych jak na dłoni.
Matteo Salvini rzeczywiście coraz częściej dystansuje się od Rosji, ale Silvio Berlusconi ma na swoim koncie dość niepokojące wypowiedzi także już w czasie rosyjskiej agresji na Ukrainę. Zdaje się, że decydujący głos w rządzie będzie mieć jednak Giorgia Meloni. Czy wpłynie na koalicjantów w kwestii polityki wschodniej?
Oczywiście, decydujący będzie głos pani premier Meloni. Raz jeszcze powtórzę jednak, że jeśli chodzi o prorosyjskość to sytuacja Niemiec czy Włoch jest nieporównywalna. Berlusconi był przecież premierem i niewiele w tej kwestii zrobił poza mówieniem. W odróżnieniu od niemieckiego rządu, który dzień w dzień namawia Ukrainę do zakończenia wojny, czyli de facto do poddania się. To rząd w Berlinie osłabia unijne sankcje przeciwko Rosji. W sytuacji, kiedy te sankcje okazują się rzeczywiście dotkliwe dla Rosji, władze RFN wzywają do wycofania się z nich, tak samo jak wzywał rząd Litwy do przywrócenia tranzytu między tą Rosją właściwą a enklawą kaliningradzką.
Niemiecki rząd budował również Nord Stream i Nord Stream 2. Dlatego w tym niezwykle złożonym świecie nie szukajmy większych rusofilów od polityków niemieckich.
Niemcy jeszcze nie chcą uwierzyć, że przegrali. Po prostu przegrali. Jedyną ich reakcją na krach gospodarczy było wyciągnięcie rąk po cudzy gaz, bo sami z siebie nic nie potrafią zrobić. Albo z jednej strony: albo zobowiązać państwa, które zabezpieczyły go dla siebie do dzielenia się z Niemcami, albo, z drugiej – kanclerz Scholz jeżdżący i podkupujący gaz w miejscach, z których chciały kupować go inne państwa. To nie są przyjaciele, bo tak przyjaciele nie postępują.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/615858-wywiad-karski-silne-wlochy-nie-sa-pozadane-przez-niemcy