To bardzo trudny czas dla Niemiec. Zawaliła się prowadzona długimi latami polityka bliskiego sojuszu z Rosją i dla całej Europy stało się jasne, w jakie bagno wpakował ją Berlin. Każdy mieszkaniec kraju za Odrą z coraz większym przerażeniem czeka na zimę. Na Półwyspie Apenińskim wybory wygrywa prawica, a Włochy stają się kolejnym wielkim krajem Unii, który sprzeciwi się narzucaniu całej Wspólnocie niemieckiej perspektywy. Na dodatek rząd Polski nie tylko nie schodzi z suwerennościowego kursu, lecz jeszcze występuje o reparacje wojenne do zachodniego sąsiada. Niemcy znalazły się w największej defensywie od dekad. To świetna wiadomość dla Polski.
Władze Niemiec próbują nadać nowy sens powiedzeniu, według którego najlepszą obroną jest atak. Jednak w tym przypadku taka taktyka powoduje odwrotne do zamierzonych konsekwencje.
Groźby Ursuli von der Leyen pod adresem Włochów chyba tylko umocniło Giorgię Meloni. Ten bezprecedensowy, bo tak bezpośredni szantaż zapewne nie był ostatnim, jaki zaprezentują nam niemieckie elity w nadchodzących miesiącach. Nie zdziwimy się, jeśli za rok w podobny sposób spróbują pogrozić Polakom. Nie PiS-owi, lecz Polakom, strasząc ich sankcjami w przypadku niewłaściwego wyboru przy urnach.
Będą kłamać, jak Olaf Scholz w Pradze, gdy zachwycał się działaniami Komisji Europejskiej „na rzecz praworządności” zarzucając Polakom rasizm i antysemityzm. Ten sam Scholz, którego kraj antysemityzm wyhodował do gargantuicznych rozmiarów i zamienił w system mordów na skalę przemysłową. Dziś Niemcy udają, że to tylko bolesna przeszłość, ale im dłużej będą udawać, tym mocniej ten fałsz ich uderzy. 3 tys. przestępstw o podłożu antysemickim (dane za 2021 r.) oznacza wzrost o 30 proc. rdr, czyli każdego dnia w Niemczech dochodzi średnio już do ośmiu przestępstw antysemickich. Nie ma chyba kraju w Europie, który miałby w tym obszarze większy problem. I oni śmią kogokolwiek pouczać?
Gdzie nie zajrzymy, cuchnie podobną obłudą. Zniesienie zasady jednomyślności ma przynieść Unii stabilność i bezpieczeństwo? Nie, to zamach na europejskie zasady mający na celu wyłącznie ratowanie pozycji Berlina. Ukraina coraz śmielej poczynająca sobie z kontrofensywą dzięki niemieckiej pomocy wojskowej? Nie, to się dzieje MIMO postawy Niemiec. Najnowszego dowodu dostarczył tu w ubiegłym tygodniu Bundestag odrzucając plan przekazania Ukraińcom czołgów.
Coraz brutalniejsze – a przy tym pozatraktatowe i pozademokratyczne – pałowanie kolejnych państw (Polski, Węgier, Szwecji, Włoch) za złe wybory ich obywateli coraz bardziej upodabnia Berlin do Moskwy z czasów Układu Warszawskiego.
W takich okolicznościach dokonała się zmiana na stanowisku ambasadora RFN w Polsce. Zmiana, której warto przyjrzeć się bliżej. Mniejsza z tym, że odwołano dyplomatę, który okazał się kompletnym niewypałem, zupełnie nierozumiejącym Polski (i, co ważniejsze, nie chcącym jej zrozumieć), obarczonym haniebną kartą biograficzną ojca (adiutanta Hitlera w berlińskim bunkrze w ostatnich tygodniach wojny). Ważniejsze, kto do nas przyjechał.
Thomas Bagger to nie tylko jeden z najbardziej doświadczonych niemieckich dyplomatów (bliska współpraca z czterema ministrami spraw zagranicznych oraz prezydentem RFN), ale przede wszystkim jeden z najważniejszych architektów całej polityki zagranicznej Berlina.
Dlatego z wielkim zaciekawieniem spotkałem się z nim w ubiegłym tygodniu. W czasie trwającej ponad godzinę rozmowy poruszyliśmy kwestie niemieckiej odpowiedzialności za aktualną sytuację w Europie, pomocy dla Ukrainy, niemieckiej percepcji naszego przywiązania do historii, reparacji wojennych i wiele innych.
W warstwie deklaratywnej brzmi to wszystko z polskiej perspektywy nie najgorzej. Tak ma brzmieć w ustach dyplomaty. Ale nawet u niego między wierszami słychać, że będzie co do joty pilnował linii narysowanej w centrali w Berlinie (moi rozmówcy z kręgów polskiej dyplomacji idą dalej – uważają, że jego głównym zadaniem jest pomoc polskiej opozycji w przyszłorocznych wyborach).
Jedyna nadzieja w tym, że pan ambasador rzeczywiście zrozumie Polskę i Polaków i wpłynie na to, by faktycznie Niemcy zaczęli myśleć podobnie do nas. Nadzieja i dla naszych państw, i całej Wspólnoty. To nie polska buta – przed którą Bagger przestrzega – lecz obiektywny wniosek, któremu Niemcy powinni odważnie stawić czoła. Choćby w swoim własnym interesie.
Gorąco polecam obszerną sylwetkę ambasadora, którą kreślę w nowym wydaniu tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/615782-czy-niemcy-rzeczywiscie-zaczynaja-myslec-jak-polacy