Nie tylko nikt nie chce iść do wyborów parlamentarnych (precyzyjniej: do Sejmu) z Donaldem Tuskiem na jednej liście. Jest jeszcze gorzej (jak mawia mój redakcyjny kolega Stanisław Janecki): politycy opozycji przerzucają Tuska między sobą niczym gorący kartofel. „My z nim nie chcemy, niech go sobie wezmą inni” – tak brzmi przekaz partii opozycyjnych w ostatnich dniach.
Słyszę to wezwanie do jednej listy, ale jak mówię o tym, żeby PO poszła z Lewicą, która to samo mówi w sprawach światopoglądowych, coraz częściej mówią to samo w sprawach gospodarczych, i tutaj nie – oni we dwójkę nie mogą iść, ale wszystkich do jednego worka możemy wrzucać. To dla mnie niezrozumiałe
— powiedział Władysław Kosiniak-Kamysz w TOK FM, irytując się, że Lewica nie chce iść z PO na jednej liście. Bo przypomnijmy tylko, że owo dogadanie opozycji, o którym mówił Włodzimierz Czarzasty, dotyczy wyłącznie tego, że partie opozycji chcą współrządzić po wyborach, ale nie dotyczy startu z jednej listy. Więcej pisałam o tym tutaj:
Więcej o tym pisałam tutaj:
Dogadani, ale na co? Włodzimierz Czarzasty precyzyjnie dziś wytłumaczył
Jeden blok jest oczywisty, centrolewicowy, zwłaszcza kiedy Platforma skręciła ostatnio bardzo mocno w lewo, jej postulaty są absolutnie akceptowalne dla Nowej Lewicy, a drugi byłby centroprawicowy. I w tym bloku naturalnym połączeniem byłaby Koalicja Polska plus Polska 2050 pana Szymona Hołowni
— przekonywał, w „Kwadransie Politycznym” prof. Władysław Teofil Bartoszewski, z PSL-Koalicji Polskiej, uzupełniając przekaz prezesa swojej partii.
Ale Nowa Lewica listy z PO nie chce, chyba, że zmieni się ordynacja wyborcza, o czym od miesięcy jasno mówią politycy tego ugrupowania. Lewica zachęca za to PSL do wspólnego startu z PO:
Dla mnie jest niezrozumiałe to o czym mówią koledzy z PSL-u. Tak naprawdę mamy jeszcze dużo czasu. (…) Najbardziej naturalną formą startu jest szeroka lista lewicowa, z ugrupowaniami związanymi z lewicą, z NGO-sami, ze związkami zawodowymi. Jeżeli będzie 100 okręgów wyborczych, jak w tej chwili kombinuje teraz PiS, to próg zdobycia mandatu podniesie się powyżej 20 proc. i wtedy pan Kosiniak – Kamysz może zaklinać rzeczywistość i pan Hołownia może zaklinać rzeczywistość, a sytuacja będzie taka, że jako opozycja będziemy musieli wystartować w jednym bloku, bo nie weźmiemy mandatów i PiS wygra. Ale na pół roku przed wyborami przyjdzie czas na decyzje. (…) Może finalnie dogada się pan Kosiniak-Kamysz z Szymonem Hołownią. Może do tego dołączy Platforma Obywatelska. I wtedy będą dwie listy: lewicowa i szeroko rozumiana centroprawica. Moim zdaniem PO, to centroprawica. Fakt, że korzystają z naszych haseł pozwala nam się tylko cieszyć, jak będziemy współrządzić, powiemy: sprawdzam
— mówił w programie „Gorące Pytania” na antenie wPolsce.pl sekretarz generalny Nowej Lewicy Marcin Kulasek.
Oglądaj także:
Tak więc współpracować z Donaldem Tuskiem nikt nie chce, bo najwyraźniej po prostu wszyscy dawno się na nim poznali. Nikt nie chciałby, żeby to lider PO dzielił po wyborach pieniądze i wszyscy wiedzą, że w układzie z nim znacząco stracą na liczbie posiadanych mandatów, a kluby zamienią się w koła parlamentarne. No i jakoś mi wcale Donalda Tuska nie szkoda.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/615451-tusk-jak-goracy-kartofel-nikt-nie-chce-z-nim-paktowac