Nigdy dość przypominania: wojna na Ukrainie jest wojną, której stawką jest cały porządek światowy. Jeśli Moskwa wygra, jeśli brutalna napaść i jej skutki zostaną zaakceptowane, będzie to sygnałem dla Chin i innych państw, że dominacja Zachodu słabnie. Z kolei obalenie Zachodu, przy wszystkich jego wadach, a nawet szaleństwach, o których dyskutować mamy prawo, nie przyniesie światu, a już szczególnie Polsce, niczego dobrego. W świecie, w którym Rosja jest siłą zwycięską, dla Polski silnej, podmiotowej, samodzielnej, po prostu nie ma miejsca.
Rosja tę wojnę przegrywa, i to spektakularnie. Dlatego sięga po straszak nuklearny, i dlatego sięga po częściową mobilizację. Jak tłumaczy na naszym portalu Marek Budzisz, w istocie do próba wdrożenia „deeskalacji przez eskalację”. Zachód ma się przestraszyć Rosji, i cofnąć, akceptując jej dotychczasowe zdobycze. Ale Zachód już się nie przestraszy, bo dobrze czyta tę grę.
Skala protestów przeciwko mobilizacji, które przetaczają się przez Rosję, jest jednak zaskoczeniem. Jeśli w atmosferze wojennej ludzie wychodzą na ulice, i protestują przeciwko przymusowemu poborowi, to znaczy, że są naprawdę zdeterminowani. Trzeba bowiem pamiętać, że demograficznie to inna Rosja niż ta z ubiegłego wieku. Przyrost demograficzny jest nawet niższy niż w Polsce, a wielu chłopców to jedyni synowie w rodzinie, często jedynaki. Wysłanie ich na niemal pewną śmierć - bo przecież nie zostaną ani odpowiednio wyszkoleni, ani odpowiednio wyposażeni - nie przyjdzie łatwo nawet ludziom zaczadzonym kremlowską propagandą.
Wcielenie do rosyjskiej armii oznacza także ryzyko doświadczenia przemocy, pogardy, różnego rodzaju poniżeń. Może nawet nie tyle ryzyko, co pewność. Rosja jest chemicznym złem, jest krajem wręcz utkanym z pogardy dla człowieka. Tej postsowieckiej, i tej oligarchicznej. Jest krajem, w którym kontakt z państwem, w tym także i z armią, może przynieść zwykłemu zjadaczowi chleba jedynie cierpienie. Rosjanie to wiedzą, i dlatego protestują.
Strach jest zrozumiały. Samo dorzucenie setek tysięcy żołnierzy nie przełamie sytuacji na froncie. Ukraińcy też mają rezerwy, a są coraz lepiej wyposażeni, wyszkoleni, i bardzo mocno zmotywowani. Zadadzą tej nowej armii bardzo bolesne straty. Putin ryzykuje duże straty, i tym samym potężne koszty polityczne.
Trudno nie odnieść wrażenia, że Putin popełnił drugi wielki błąd. Pierwszym było uderzenie na Ukrainę, drugim jest ogłoszenie mobilizacji i kurs na eskalację. Jeśli Zachód się nie przestraszy, doczekamy - i to już niedługo - zmiany na Kremlu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/615238-putin-popelnil-drugi-wielki-blad-doczekamy-zmiany-na-kremlu