Nowe sytuacje wymagają niestandardowych rozwiązań - po kremlowskich groźbach, wypowiedzianych dziś, w środę, przez Władimira Putina i Sergieja Szojgu, widać, że władze Rosji takimi nie dysponują.
Już dziwne było odwołanie wczorajszego przemówienia Putina i milczenie rzecznika Kremla Pieskowa, którego media światowe próbowały pytały o dalsze losy wystąpienia. Krążące półoficjalne wyjaśnienie, że wieczór byłby złym czasem, bowiem Daleki Rosyjski Wschód już śpi, były tyleż nieprawdziwe co groteskowe.
Dzisiejszy poranek przyniósł zatem orędzie do narodu. Wyłania się z niego narracja, w której „neonazistowski reżim” Ukrainy atakuje Małorosję i obwód charkowski tak jak przez osiem lat atakował Donbas. Armia Zełenskiego ma bombardować szpitale i szkoły, a także zabijać cywili - ani prezydent Rosji, ani minister obrony nie potrafili jednak podać choć jednego przykładu do zweryfikowania. Retoryka Moskwy na wskroś przypomina sowiecką - obraca się rzeczywistość dokładnie o 180 stopni, z ofiary robi się kata i jej przypisuje się wszystkie zbrodnie.
Ważne jednak że Władimir Władimirowicz nie mówił już o zwycięskim pochodzie na Ukrainę lecz o „obronie” Chersońszczyzny czy Donbasu. Jako że rzeczywistość jest zawsze kilka pięter niżej od rosyjskiej wersji zdarzeń, można więc odczytać to jako kryzys nawet perspektywy utrzymania okupowanych ziem. Szybkość organizowania prorosyjskiego referendum na zajętych terenach oznacza kolejną prowizorkę. Rosja chce, by uznać południe Ukrainę za prawnie do niej należące i przedstawiać napadniętych jako agresorów na swoje własne terytoria. Ten narracyjny manewr ma jednak słaby punkt - taka taktyka jest stosowana już wobec Krymu, a tymczasem jego ostrzeliwanie i zapowiedzi odbicia nie zmieniają podejścia Rosjan do samej wojny ani nie przekonują też światowej opinii publicznej do opowiedzenia się po stronie Kremla. Wmawianie światu, że taki obwód zaporoski należy do Rosji (od kilku dni, po hucpie referendum) będzie szyte jeszcze grubszymi nićmi.
Putin zapowiedział częściową mobilizację, a młodzi Rosjanie odpowiedzieli wpisując w internetową wyszukiwarkę zapytanie: „jak złamać rękę” (i uniknąć powołania do wojska). Trudno o lepszy stosunek do komentarzy Szojgu, że „Specoperacja idzie według planu”. „Częściowa mobilizacja” to przyzywanie rekrutów i kilkumiesięczne przygotowywanie ich do walk - w tym czasie na froncie zacznie się zima, trudniejsza dla rosyjskiego żołnierza, stacjonującego w już zniszczonych miastach i wioskach, na rozciągniętych liniach zaopatrzenia, bombardowanych w kluczowych miejscach przez precyzyjne, zachodnie systemy rakietowe.
Pogróżka Putina o odpowiedzi bronią atomową na wypadek zajmowania terytoriów rosyjskich jest straszakiem, wykorzystywanym w tej wojnie już kilkukrotnie - bez większego skutku.
Rosja - wedle oficjalnego stanowiska - nie walczy już przeciwko Ukrainie, ale przeciwko całemu złemu Zachodowi, cudzoziemskim najemnikom, intrygom mocarstw, które wspierają „neonazistowski” rząd w Kijowie. Ta narracja wykluwała się już od lat - teraz tylko przybrała mniej lub bardziej jawną twarz.
Co więc wynika z przemówienia imperatora? Brak pomysłów na rozstrzygnięcie tej wojny, wybór scenariusza wojny uporczywej i nastawienie społeczeństwa rosyjskiego na kolejne wyrzeczenia: ekonomiczne i wojskowe. Putin właściwie aktualizował też cele inwazji - aneksję już okupowanych terytoriów. Ten wysiłek może być takim egzaminem dla paździerzowej administracji Federacji Rosyjskiej, którego władza nie przetrwa. Ukraina weszła więc na wyższy poziom gry - nie tylko obrony swojej ziemi, ale też wpędzenia Rosji w kolejną historyczną smutę.
ZOBACZ KOMENTARZ Z KIJOWA:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/615131-slabe-strony-przemowienia-putina-i-wyjasnien-szojgu