Dziwnie czyta się dzisiaj zapiski niemieckiego dyplomaty z pierwszej w historii wyprawy wysłannika Rzeszy do Moskwy. Miało to miejsce lat temu 500, a podejście do włodarzy Kremla i efekty tych rozmów można by śmiało na współczesny język przełożyć działaniami Angeli Merkel albo słowami Olafa Scholza.
Sigismund baron von Herberstein (1486-1566) po raz pierwszy wyjechał do Moskwy w 1517 roku. Inni kandydaci na poselstwo zrezygnowali z powodu niesprzyjającego klimatu północy. Dyplomata udał się kurtuazyjnie na dwór Zygmunta I Jagiellona, jednak za Wilnem kazał swoich ludziom unikać już kurierów z Polski, którzy starali się śledzić ruchy wysłannika cesarza.
Tak jak dziś, tak i wtedy więź między Niemcami a Rosją była wymierzona w państwa miedzymorza, wówczas w Królestwo Polskie, Wielkie Księstwo Litewskie, a także Czechy i Węgry. Tak jak dziś, tak i wtedy te relacje pomiędzy Rzeszą a Moskowią odbywały się nie tylko wbrew zaleceniom Polaków ale i w tajemnicy przed nimi. Car Wasyl III potraktował Niemca z zainteresowaniem, de facto jednak nie przychylając się do żadnej z jego próśb czy propozycji, np. w sprawie porozumienia przeciwko Jagiellonom. Kreml nie był także zainteresowany wymianą ambasadorów, ani uwolnieniem kniazia litewskiego Michała Glińskiego. Herberstein spędził na dworze cara osiem miesięcy, odbył szereg spotkań z władcą, z jego doradcami, wymienił stosy podarków i do cesarza wrócił z absolutnie niczym - a jednak kilka dekad później napisał pełną zachwytu relację na temat swojego pobytu w Moskwie.
Co więcej, zadowolony z wyniku (zerowego - przypomnijmy) wyprawy był cesarz Maksymilian Habsburg, który przyjął dyplomatę na audiencji wczesną wiosną 1518 roku. Władcy po prostu podobała się perspektywa osaczania państwa Jagiellonów, wkrótce von Herbersteina wysłano do kraju carów raz jeszcze. Po drodze baron musiał zawitać na dworze króla Polski, by wysłuchiwać argumentów, że gospodarz Kremla z natury jest kłamcą i swoich obietnic nie spełnia, daleki jest także od wartości, które oficjalnie wyznaje.
Polscy politycy mieli wszelkie dane, by o tym wiedzieć - kilka dekad wcześniej Wielkie Księstwo Moskiewskie podbiło względnie demokratyczny, czy też republikański Nowogród i w ramach usuwania odśrodkowych przejawów wolności część ludności została przesiedlona na wschód. Niemcom było to wszystko jedno, zresztą istniał jeszcze wówczas, słaby bo słaby ale podobnie działający Zakon Krzyżacki, więc czemuż jakieś eksterminacje miejscowej ludności miałyby naszych zachodnich sąsiadów gorszyć?
Dziś mamy za sobą współpracę niemiecko-rosyjską, dwie nitki Gazociągu Północnego, Scholza sabotowanie pomocy dla Ukrainy i rozmowy telefoniczne z Putinem, które co prawda nic nie przyniosły, ale dały kanclerzowi frajdę - jak Herbersteinowi u cara Wasyla.
Tak czy siak apele Polaków trwają lat pięćset a kołatanie Niemców do wrót Kremla jest z tym zbieżne. To już nie jest kwestia historyczna lecz kwestia jakiegoś głęboko zakodowanej fascynacji, jakiegoś emocjonalnego uzależnienia od mitycznych mocarzy z Moskwy. Jeśli więc w stu różnych konfiguracjach i ustrojach Niemcy ciążą do Rosji to nie ma powodów przypuszczać, że w najbliższym czasie się to zmieni.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/615091-polska-miala-racje-w-sprawie-rosji-tak-juz-od-500-lat