„Samo powiedzenie, że istnieje taka możliwość, jest już wysłanym sygnałem, i taki właśnie sygnał do Polaków został wysłany. Aby go złagodzić, potrzebny był Donald Tusk” - powiedział Piotr Semka, historyk i publicysta w „Salonie dziennikarskim”, wspólnej audycji publicystycznej portalu wPolityce.pl, tygodnika „Idziemy” i Radia Warszawa, transmitowanej na antenie TVP Info.
CZYTAJ TAKŻE:
Semka: Scholz i SPD wprowadzają bardzo agresywny język
Michał Karnowski pytał swoich gości o słowa kanclerza Niemiec Olafa Scholza dotyczące granicy polsko-niemieckiej. Zdania na temat tej wypowiedzi były bardzo podzielone, a część komentatorów dopatruje się w nich groźby pod adresem Polski. Czy mamy do czynienia rzeczywiście z groźbą lub przynajmniej świadomą aluzją?
I tak, i nie. Przeczytałem całe przemówienie Scholza. Ono brzmiało tak: w dzisiejszej Europie na przykładzie Ukrainy, widzimy, jak ze starych książek historycznych rosyjscy ideolodzy wygłaszają, że nie ma Ukrainy, że trzeba przesuwać granice itd. To bardzo źle, ale w związku z tym poruszmy inny temat, że jeśli są zgłaszane starania Polski o reparację, to bardzo bym nie chciał, aby ktoś – w domyśle po stronie niemieckiej – zaczął grzebać w książkach historycznych i też negować ustalone granice
— powiedział Piotr Semka, publicysta tygodnika „Do Rzeczy”.
W dyplomacji jest tak, że jeżeli mówię, że bardzo czegoś bym nie chciał, to de facto zakłada się, że może to być zawoalowana groźba. To tak jakby ktoś przyszedł z grupą przyjaciół do restauracji, jedna z osób powiedziałaby, że nie chce brać drogich dań, a szef grupy powiedziałby: no słuchaj, jednak nie mów czegoś, bo bardzo bym nie chciał, by nas z tego lokalu wyrzucili
— ocenił.
Samo powiedzenie, że jest istnieje możliwość, jest już wysłanym sygnałem. I taki sygnał do Polaków został właśnie wysłany. Aby go złagodzić, potrzebny był Donald Tusk. Sądzę, że właśnie dlatego zaproszono go do roli laudatora, żeby gwarantował takie alibi. Olaf Scholz mówi o tym, że jeżeli będziecie żądać odszkodowań, to możecie w Niemczech wywołać głosy opowiadające się do powrotem kwestii granic, ale zapraszam Donalda Tuska, żeby było oczywiste, że chcemy przyjaźni i tak dalej
— dodał historyk.
Olaf Scholz i jego członkowie rządu z SPD, wprowadzają nowy, bardzo agresywny język. Niedawno szefowa resortu obrony mówiła bardzo twardym, nietypowym dla powojennych Niemiec, słowa o tym, że Niemcy muszą posiadać dobrze uzbrojoną siłę, z którą wszyscy będą zmuszeni się liczyć. I takie słowa padły z ust minister z SPD, czyli partii, która wydawała się do upadłego akcentująca, że Niemcy mają być miłe, sympatyczne i takie bezbronne
— podkreślił Piotr Semka.
Rybińska: Nie odczytałam w słowach Scholza żadnej groźby
Ja zupełnie nie odebrałam słów Olafa Scholza jako groźby. Była mowa o otwieraniu książek historycznych, szperaniu w nich i tak dalej. Było to ewidentne odniesienie do tych środowisk w Niemczech, którzy to robią. W odpowiedzi na polskie żądania reparacyjne politycy niemieckiej AfD sięgali po naprawdę daleko idące tezy, o których mówiła pani poseł Gill-Piątek
— wskazała Aleksandra Rybińska, publicystka „Sieci” i znawczyni spraw międzynarodowych.
Mówię tu o tezach takich środowisk jak Związek Wypędzonych, tych środowisk zawsze związanych z chadecją, a teraz także z AfD, w ogóle będących po drugiej stronie sporu politycznego z punktu widzenia SPD. Na dodatek teraz będzie rocznica Traktatu Warszawskiego. Scholz odwołał się do Willy’ego Brandta, więc próbował zapewne przedstawić socjaldemokrację jako opcję polityczną, która dokonała pojednania z Polską
— powiedziała.
Odczytałam to raczej w ten sposób, nie odczytałam tu żadnej groźby. Nie wiem zresztą, z jakiej racji kanclerz miałby grozić rewizją granic, której nie dokona i dokonać nie może, bo Niemcy musiałyby w tym celu, nie wiem, napaść na nas
— oceniła publicystka.
Temat reparacji jest dla Niemiec wizerunkowo niewygodny, natomiast widzę, że Berlin przyjął jednak inną strategię. Z jednej strony mówi, że temat reparacji jest zamknięty, co jest dla Niemiec bardzo wygodne, ponieważ wiedzą, że Polska nie ma obecnie instrumentów, narzędzi prawnych, aby wypłatę reparacji wymusić. Sam Jarosław Kaczyński powiedział, że to proces, który może trwać przez lata a nawet dekady. Niemcy mówią więc: tematu nie ma
— dodała.
Z drugiej jednak strony teraz była wizyta prezydenta Izraela w Niemczech i wypracowano porozumienie, na mocy którego Berlin przeznaczy 1,2 mld euro na dodatkowe odszkodowania dla ofiar Holokaustu w Izraelu
— zwróciła uwagę.
Jest więc tworzenie sojuszu i znajdowanie sobie środowisk, które potwierdzą, że tam, gdzie jest to uzasadnione, Niemcy płacą, a tam, gdzie nie jest to uzasadnione – nie. Niemcy będą znajdować sobie partnerów i prezentować się jako kraj, który robi wszystko, co trzeba, żeby zadośćuczynić, i w ten sposób, taką dwutorową strategią, będą starały się oddalić te żądania reparacyjne
— podsumowała Aleksandra Rybińska.
Grabowski: Słowa Scholza była jak tabliczka: „Uwaga, zły pies”
Myślę, że Niemcy wiedzą, że w Polsce nie powinni zachowywać się jak słoń w składzie porcelany. I myślę, że to, co robi Berlin w polityce zagranicznej nie jest przypadkowe. Może być to jednak taka forma nacisku na nasze społeczeństwo, gdzie właściwie w każdej rodzinie ktoś stracił kogoś bliskiego
— zauważył socjolog i prezes Fundacji Mamy i Taty, Marek Grabowski.
Historia niemieckiego bestialstwa i okrucieństwa przechodzi z pokolenia na pokolenie. Każdy z nas może różne rodzinne historie opowiedzieć
— dodał.
Zgodziłbym się jednak z drugą częścią wypowiedzi redaktora Semki, że to jest jednak jakaś forma nacisku, forma pewnego ataku. Coś na zasadzie tabliczki przed domem, „Uwaga, zły pies” – kiedy się zbliżysz, my spuścimy tego psa z łańcucha. Czyli te wszystkie ziomkostwa, Erikę Steinbach oraz jej następców, i tak dalej
— podkreślił Grabowski.
Formela: To sygnał, którego nie powinniśmy przeoczyć
Było to wystąpienie starannie przygotowane i sądzę, że w przemówieniu kanclerza takie słowa nie znajdują się przypadkowo i związane są z dalekosiężnymi celami polityki niemieckiej. To sygnał, którego nie powinniśmy przeoczyć, zwłaszcza że jest on jednak skorelowany z polskim raportem o reparacjach
— zwrócił uwagę Marek Formela, redaktor naczelny „Gazety Gdańskiej”.
Polska została napadnięta, nie wypowiedziano Polsce wojny. Mamy wiele okoliczności faktycznych, historycznie udokumentowanych bardzo starannie, które czynią nasz raport o reparacjach elementem poważnej debaty z Niemcami o ich odpowiedzialności za szkody wyrządzone Polakom
— dodał.
Jednym z tych elementów jest Stutthof, miejsce, wobec którego Gdańsk zachowuje pewien zimny dystans, czego nie mogę zrozumieć. Miejsce potwornej zbrodni, która była realizowana od 2 września do końca II wojny światowej. Najdłużej funkcjonujący obóz koncentracyjny w Polsce i Europie
— podkreślił Formela.
Pokazywanie tego dnia niemieckiej historii jest niezwykle istotne. Ono musi Niemców zmuszać do konkretnej reakcji, a my musimy uzbroić się w olbrzymią cierpliwość. Proces państwa niemieckiego, które dopuściło do mordu sądowego na polskich pocztowcach z Gdańska trwał ok. 60 lat. Odszkodowania wypłacono rodzinom ofiar mordu sądowego dopiero po tym okresie, w wysokości 5-6 tys. marek, i to też nie wszystkim, a tylko tym, których bliscy zostali skazani
— przypomniał naczelny „Gazety Gdańskiej”.
Za 5 tys. marek żaden niemiecki lichwiarz nie wykupi swojej historii w Polsce
— podsumował Marek Formela.
aja/TVP Info
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/614659-scholz-grozil-polsce-semka-to-byl-sygnal-do-polakow