Nieliczne ale śmiałe w wymowie apele radnych kilkunastu dzielnic Moskwy, Petersburga i podpetersburskiego Kołpino, którzy wezwali Władimira Putina do ustąpienia ze stanowiska, nie zakończyły się negatywnymi konsekwencjami dla sygnatariuszy wezwania. Dziwne, prawda? Wiemy doskonale, że zwykli obywatele, którzy nawet bez szczególnej determinacji przewinęli się przez antywojenne protesty z końca lutego, byli skazani na 2 tygodnie więzienia a nimi samymi interesowały się dalej służby.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Wyznanie Rosjanina. Wszyscy jesteśmy winni
Tymczasem protest zdecydowanie mocniejszy - póki co - nie skończył się konsekwencjami dla jego autorów. Czyli osoby, które nazwiskami podpisały dokument publiczny atakujący bezpośrednio rosyjskiego dyktatora - dalej tweetują, dyskutują, są komentowani na niektórych portalach internetowych, a moskiewska babuszka idąca ulicą z warzywami czy student, który dowiedział się o proteście z mediów społecznościowych świecili oczami zza krat lokalnych aresztów - tak to na tę chwilę wygląda.
ZOBACZ WIĘCEJ:
Radni z Moskwy i Petersburga żądają dymisji Putina
Trudno o bardziej oczywiste stwierdzenie, że owi radni dzielnic dwóch rosyjskich stolic nie działali sami, że ktoś im na tę internetową petycję pozwolił, a może nawet do niej zachęcił. W dodatku akcja pojawiła się i stanęła w miejscu - nikt się nie do listy przeciwników prezydenta nie dopisuje - nagle więc oto jednego dnia znalazło się kilkanaście osób z twardym „Putin ustąp” a reszta ze 140 milionowej populacji Imperium, ani jedna głowa, nie pomyślała samodzielnie, by może inicjatywę wesprzeć. Wszystko to razi sztucznością, bo każda akcja społeczna jest w jakiś sposób dynamiczna - obumiera, rośnie lub gaśnie, a tutaj odsłonięto treść i sobie zawisł on tak w absolutnej próżni.
Tego typu ustawki to kremlowska bułka z masłem. Być może ktoś z kręgu Putina wysyła mu sygnał, że istnieją narzędzia jego osłabienia czy nawet usunięcia. Byłoby to liche, nieskuteczne, zbyt sztywne - niczym artykuł Niny Andriejewej, która 13 marca 1988 roku opublikowała na łamach „Sowieckiej Rosji” list nawołujący do porzucenia pieriestrojki i powrotu do partyjnych, wręcz stalinowskich, zasad. W tym czasie wybór był już nie między ortodoksyjną komuną a reformami a między rodzajami rozmontowania Sowietów, więc Andriejewa i stojący za nią beton partyjny był już melodią przeszłości.
Jeśli więc to któraś frakcja kremlowska robiła, to raczej „liberałowie”, bo presję położono nie na fiasko wojenne i nie postulowano mocniejszych rozwiązań, a martwiono się gospodarką i społeczeństwem, czyli zasobami biznesu oligarchów. „Liberałowie” mogli czuć się ośmieleni porażką Rosjan w obwodzie charkowskim,
Ale jest też inny scenariusz. Maleńki i nieruchawy proteścik mógł być balonem próbnym ludzi samego Putina - by sprawdzić reakcje, odzew, sprowokować nieostrożnych do zabrania głosu. Ranga odezwy jest na tyle duża by zostać odnotowaną (w końcu to samorządowcy stolic), ale na tyle mała, by nie wpłynąć na nastroje w kraju. Putin już kiedyś prowokował - zniknął na 10 dni w marcu 2015 roku pozostawiając opinii publicznej pole do spekulacji. To zresztą stara sztuczka dyktatorów, o czym wiedział Gabriel Garcia Marquez, opisujący ten schemat „udawanej słabości” w powieści „Jesień patriarchy”, bo okazanie słabości prowokuje potencjalnych Brutusów do ujawnienia się.
SPRAWDŹ TAKŻE:
Wymowna wpadka Putina. „Niczego w tej wojnie nie stracimy”
Czy za akcją stoi sam aparat prezydencki czy jakiś wariant systemowej opozycji czy może - dajmy temu 5% szans - jakiś szczera, demokratyczna spontaniczność obywatelska - jedno jest pewne: pozycja Putina naprawdę słabnie. Co więcej - jeśli przez drobne pęknięcie widać już rozkołysanie prezydenckiej łódki, to znaczy że szerszy obraz jest jeszcze gorszy. W dodatku Rosja - jak pisaliśmy o tym wcześniej - nie ma wiarygodnych barometrów nastrojów społecznych czy układów w wewnętrznym kręgu władzy. My widzimy że jest źle, Putin wie, że jest jeszcze gorzej, a czego nie wie sam Putin?
A przecież Rosja zna te mechanizmy - rzucając się na, zdawałoby się, słabego sąsiada, odbijała się od jego determinacji, by wreszcie być zmuszoną do wewnętrznej przemiany (zazwyczaj wcale nie na lepsze). Wojna krymska osłabiła carat, wojna z Japonią - całą Rosję, a wojna w Afganistanie pochłonęła moce Związku Sowieckiego. Które zasoby zje teraz inwazja na Ukrainę?
OBEJRZYJ PROGRAM UKRAINA W OGNIU:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/614356-zatrzeszczalo-na-kremlu-ale-za-tymi-murami-peka-cos-jeszcze
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.