Piotr Pytel jako nie odróżniający zawartości własnej głowy od świata zewnętrznego jest wymarzonym obiektem dezinformacji dla Rosjan.
Pierwsze wrażenie jest takie, że to jakieś kosmiczne jaja. Równie dojmujące jest poczucie, że mamy do czynienia z jakimś wariatkowem (nie psychiatrykiem, bo lepiej tych spraw nie mieszać), lepszym nawet od Parlamentu Europejskiego. Wiele wyjaśnia to, że autor bredni dekady, generał w stanie spoczynku Piotr Pytel, jest z wykształcenia psychologiem, czyli osobą, która zwykle sama najbardziej potrzebuje pomocy. Sam zresztą ujawnia powód:
„Ojciec mnie gnoił i walczyłem o to, żeby mieć do siebie szacunek. Jak ojciec umarł na COVID, po trzech tygodniach pod respiratorem, osamotniony, to się nie rozpłakałem. (…) Ojciec systematycznie mnie poniżał. Ja go odrzuciłem, bo czułem, że inaczej to mnie rozwali. (…) Zazdrościłem kolegom, których tatusiowie wracali pijani, byli fajni dla swoich synów, chciałem, żeby mój pił, żeby był taki wyluzowany, a nie na wiecznym wkurwie”.
Mamy w wypadku Pytla jakiś rodzaj autoterapii, zawieszonej między traumą toksycznego ojca a niebywałym, jak na osobę 55-letnią, infantylizmem:
„Robię niezłe łuki. Z jesionu, klonu, wzmacniane włóknem szklanym. Dla siebie i kolegów. (…) Lubiłem ‘Tytusa, Romka i Atomka’, Tytus dostaje właśnie taki pistolet maszynowy [PM-63]. Zaprojektował go Piotr Wilniewczyc, ten, który projektował Visa. A łuk – co to za broń? Trzeba trochę zapomnieć o celu, kontrolować ciało, palce, ramiona. (…) Strzelanie z łuku to sztuka. Ale jak się trafi, to masakra”.
Osobowość zaprezentowana przez Pytla w „Gazecie Wyborczej” (prowadząca rozmowę Donata Subbotko aktywnie uczestniczy w terapii) może nadaje się do innych zawodów, ale nie do służb specjalnych. Choćby tylko z jednego prostego powodu: nieodróżniania urojeń od rzeczywistości. A tych powodów są jeszcze dziesiątki. A jednak psycholog Pytel został najpierw oficerem Urzędu Ochrony Państwa, potem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, by na końcu zawodowej drogi zostać szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Szefem SKW mianował go Donald Tusk, a na stopień generalski awansował Bronisław Komorowski, co wiele wyjaśnia, gdyż mógł sądzić, że jego funkcja polega na racjonalizowaniu urojeń. Z tym racjonalizowaniem nie do końca wyszło, gdyż najnowszy bohater opozycji i gazety Michnika ma wielki kłopot ze zrozumieniem, czym jest racjonalność.
Piotr Pytel zapewne nie mógłby być tym, kim jest bez totalnej ignorancji w dziedzinie logiki. I bez elementarnych kłopotów z semantyką. To plus kłopoty z racjonalnością powodują, że subiektywne wyobrażenia traktuje on jak empiryczną zewnętrzność. Przez to swoje urojenia weryfikuje w ten sposób, że odwołuje się do „moich analiz”. W ten sposób niczego nie można oczywiście zweryfikować czy zobiektywizować, gdyż nic nie wychodzi poza własną głowę. On oczywiście coś przeczuwa, że własna głowa to może być za mało, więc odwołuje się też do „kolegów” z zaprzyjaźnionych służb.
Oczami wyobraźni już widzimy tych wysokich oficerów zaprzyjaźnionych służb, traktujących serio Piotra Pytla. Tam też są różne dziwne postacie, ale nie takie, które chciałyby tracić czas na wspomaganie urojeń „kolegi” ze wschodu. Gdyby chcieć tych „kolegów” zweryfikować, trafimy oczywiście na barierę tajności i lojalności. W każdym razie te wtręty wnoszą nieco humoru do opowieści dziwnej treści, np. taka:
„Koledzy z amerykańskich służb w październiku 2021 r. przysłali mi szczegóły potwierdzające moje oceny. (…) Info od kolegów ze Stanów dodało mi ducha”.
Piotr Pytel jako nie odróżniający zawartości własnej głowy od świata zewnętrznego jest wymarzonym obiektem dezinformacji dla Rosjan, co dla oficera (generała) służb jest katastrofą. Właściwie można mu wdrukować każdą niedorzeczność, wystarczy prosty bodziec pobudzający skojarzenia. To oczywiście rodzi pytanie, czy ktoś taki jest nieświadomy tego, co robi, czy jednak świadomy, bo w ten sposób można nie tylko awansować na kierownicze stanowiska w służbach, ale też zdobywać uznanie ludzi (przede wszystkim obecnej opozycji), którzy kogoś takiego potrzebują, żeby samemu nie narażać się na kompromitację. Zawsze mogą się przecież powołać na „fachowca”, wierząc, że wyborcy nie dopuszczają nawet myśli, iż „fachowiec” może sfiksować.
Ktoś taki jak Pytel musi mieć punkt zaczepienia: wszystko jedno, czy doraźnie wdrukowany czy wynikający z wcześniejszego, systematycznego prania mózgu. Dla Pytla takim punktem zaczepienia są „maile Dworczyka”. To zresztą nie tylko punkt zaczepienia, ale i fundament wszystkich bazujących na tym urojeń, zwanych „moimi analizami”. Z owych „analiz” wynika, że poprzez „maile Dworczyka” wdarto się do mózgu polskiego państwa i w tym mózgu się grzebie. A skoro tak, to drapiąc odpowiednie fragmenty, można wywołać pożądane efekty. Widać u Pytla pewną fascynację fizjologią, a efekty są takie, „o jakich się fizjologom nie śniło” (jak wersję Szekspira zmodyfikował prof. Ferdek Kiepski).
„My widzimy tylko mały fragment tej operacji – to, co jest w publikowanych mailach. Ale tam jest wiele celów i niewidocznych warstw oddziaływania”
— fantazjuje Pytel. To „ma na celu m.in. stworzenie odpowiednich warunków do działania agentury wpływu w PiS na skutek wywieranego nacisku. (…) Nie chodzi tu tylko o Morawieckiego – on sam może być nawet rosyjskim agentem. Nie wiemy, jaki jest dla Rosjan status poszczególnych osób, czyli tzw. obiektów, w planie działania tej operacji”. Czyli Rosjanie mają agenturę uplasowaną na szczytach władzy, po czym wszystko wysypują, zamiast przez lata oddziaływać na nią zakulisowo. Faktycznie wywiadowczy majstersztyk.
Pytel ma pewien problem, bo nie bardzo łapie sens maili ze „skrzynki Dworczyka”, ale tłumaczy to tym, że „maile nie są podawane tak, żeby się je łatwo czytało, to często piętrowe konstrukcje”. Jasne, te piętra to specjalnie dla Pytla, żeby miał czas na „moją analizę”. A wtedy już dochodzi do oczywistych wniosków, że dopiero po wysypaniu agentury korzyści są największe, gdyż wtedy „trzymamy za jaja rząd polski”. Jak nikt o tym nie wiedział, to nie trzymaliśmy, a jak wszyscy wiedzą, to trzymamy. Faktycznie – logiczne. Być może tak się myśli w służbach, ale tych medycznych.
„Trzymany za jaja” rząd ruszyłby razem z Putinem na Ukrainę, ale „tylko dzięki jego [Joe Bidena]wysiłkom i nawiązaniu rozmów z naszym prezydentem rząd zostaje zmuszony do pomocy Ukrainie”. Ale jak to? Dlaczego w takim razie rząd i ulokowana w nim agentura nie obawiają się „możliwości uruchomienia kompromitujących czy intymnych informacji z ich komputerów” pomagając Ukrainie tak bardzo i tak skutecznie, że Putin i jego przydupasy chcą z Polski zrobić „park jurajski”, czyli najpewniej zniszczyć atakiem jądrowym. Na pewno chodzi o zasłonę dymną. Ona zresztą przewija się przez całą rozmowę, będącą skutkiem tego, że Pytlowi cały czas czacha dymi: „Rosjanie mogą grać na PiS-ie jak na harmonii, przyciskając dowolny klawisz”. Aha, harmoszka i czapka marynarska z „Aurory”, w której się Pytel sfotografował, świadczą o wybitnym kamuflażu, który pozwala rozgryźć Rosjan. Chyba że świadczą o fascynacji i oddaniu.
W kontekście tego, co Pytel zrobił i robi dla kraju, oburzające jest postawienie mu zarzutów o niedozwoloną i niebezpieczną dla Polski współpracę ze służbami Rosji. Ale w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” na szczęście wszystko wyjaśnił. On po prostu rozpracowywał Rosjan od środka. Podjął się straceńczej misji jako agent 001, a teraz pisowcy chcą go „spalić”. Takiego świetnego Bonda chcą wsypać, choć „kluczowe osoby odpowiedzialne za bezpieczeństwo miały doskonałą orientację co do mojej służby”. I wiedziały, że nasz Bond robił rzeczy „karane prawem rosyjskim”. Pytel by „chętnie o tym opowiedział”, ale „potrzebuje na to zgody szefa ABW”. Ale jest „przekonany, że szef ABW się nie zgodzi”. Nie zgodzi się, bo cały naród padłby na twarz przed Pytlem dziękując mu za „załatwienie” Rosji. Tak skuteczne „załatwienie”, że nie byli w stanie najechać Ukrainy, a może i sam Putin został przez naszego Bonda podmieniony na sobowtóra osobiście wyszkolonego przez Pytla. Coś się nie zgadza? W razie czego Pytel się nie boi, gdyż „długo trenował karate” i tylko dlatego panuje nad sobą, choć „czasem chce sam siebie zagryźć jak wściekły pies, bo nie może zagryźć tych, których chciałby”. Cały on, cały Bond. I jak komuś takiemu nie wierzyć, gdy odkrył rosyjską agenturę w polskim rządzie?
Wprawdzie Rosjanie już własną agenturę wsypali, ale „mogą przejść do fazy ostrej, czyli (…) odpalić maile opozycji, choćby sfałszowane”. Zapewne ze „skrzynki Dworczyka”, bo opozycja mogła przecież do niego pisać, choćby o pogodzie. „Jaki to byłby zwrot! To by rozgrzeszyło PiS” – zachwyca się Pytel tym, co wymyślił. To ten sam Pytel, który odkrył „studia nagraniowo-podsłuchowe” w wielu warszawskich restauracjach. Oczywiście rosyjskie. Pytel odkrył, ale one „ciągle funkcjonują w Warszawie”. No to odkrył czy nie odkrył? A może odkrył nie tam, gdzie funkcjonują? W podziwie dla wielkich rzeczy, jakich dokonał Bond Pytel, dziwne wydaje się pytanie, kto Jarosławowi Kaczyńskiemu „podsunął Morawieckiego”. Czyżby to nie wynikało z „moich analiz”?
Z „moich analiz” (nie moich, tylko Pytla) wynika za to, że polskie władze „czyhają na swoje dawne terytoria w Ukrainie”. A udaje im się omamić społeczeństwo tym, że „wprowadzają zakłócenia w postrzeganiu rzeczywistości”. Na pewno, a Pytel jest koronnym dowodem: ma całkiem zakłócone postrzeganie rzeczywistości. Wprawdzie sam twierdzi, że „u dużej części społeczeństwa występuje utrata kontaktu z rzeczywistością”, ale dowody dotyczą tylko samego Pytla. Są wydrukowane czarno na białym w „Gazecie Wyborczej”. Pytel wszystko zbadał w sprawie, którą nazwał „Operacją Brejza”. Czyżby to jego małżeństwo Brejzów miało na myśli, gdy bali się, że ktoś im zagląda pod kołdrę? Pytlowi trzeba wierzyć, gdyż „wszystko, co mówię, jest oparte na faktach i moich ocenach”. A faktami o największym znaczeniu są te „moje oceny”.
W ramach „moich ocen”, czyli metodologii porównywalnej z dowodzeniem w matematyce i fizyce, Bond Pytel wykrył, że „Rosjanie posługują się retoryką osłonową. Że prawica to największe zło, że nie ma z nimi relacji – doskonałe przykrycie”. Równie doskonałe jak to Pytla, bo świadczące, że on to wszystko wykrył, a nie, że przygotował „przykrycie” dla samego siebie. Bo tylko pod przykryciem można mówić, że „Kaczyński od 2015 r. nie wykazał żadnej aktywności, żeby Polskę zabezpieczyć przed wpływami i potencjalnym zagrożeniem militarnym ze strony Rosji”. Żadnego: nie ma ustawy o obronie ojczyzny, nie ma 58 tys. więcej żołnierzy niż za rządu, w którym Pytla mianowano szefem kontrwywiadu, nie ma gigantycznych w stosunku do czasów czynnej służby Pytla zakupów broni, nie ma wojsk USA w Polsce, nie ma odcięcia się od rosyjskiego gazu, ropy i węgla, nie ma gazoportu, Baltic Pipe, przekopu Mierzei, niczego nie ma. A jak się komuś wydaje, że są, to muszą być ruskie hologramy. Czy istnieje lepszy dowód na „utratę kontaktu z rzeczywistością”?
Z „moich [Pytla] analiz” wynika, że „PiS odwrócił się plecami do Stanów Zjednoczonych”, a ruskim kamuflażem jest upieranie się Waszyngtonu, że lepszych relacji z Warszawą nie miał od 1989 r. Na szczęście mamy Pytla Bonda, który to wszystko zdemaskował. A nawet taki szczegół, że „PiS się kocha ze Stanami Bidena przez prezerwatywę”. Był pod łóżkiem, to wie. Tak jak wie, że „Trójmorze to zasłona dymna, projekt prorosyjski wspierany przez niektóre kręgi w Stanach”. Jasny gwint – chciałoby się powiedzieć, bo ci niektórzy to dwaj prezydenci USA i z tuzin ministrów w ich rządach. Nie licząc rządów państw uczestniczących w tej inicjatywie, w tym tak prorosyjskich jak litewski, łotewski, estoński czy rumuński. Z „moich [Pytla] opinii” wynika też, że Rosjanie przy pomocy imigrantów zaatakowali granicę z Białorusią, żeby pomóc PiS. Czy jest na sali kaftan?
Powiada Bond Pytel:
„Przez siedem lat nie byli w stanie [rząd PiS] wziąć za pysk żadnych ważnych rosyjskich agentów, nie ma żadnych zarzutów karnych”.
Chyba jednak nie, bo Pytlowi zarzuty postawiono i czeka na proces. Sam twierdzi: „Dostajemy coraz to nowe zarzuty, od siedmiu lat jeździmy na sprawy po całej Polsce”. Jak tak można, skoro „poszliśmy do służb, żeby służyć krajowi, ale nie było czegoś takiego, żeby się bać, co tu się stanie”. Może kraj się jednak odwdzięczy Pytlowi i jego kamratom. Kraj Rad.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/613892-krotki-kurs-obslugi-gen-piotra-pytla