Coraz jaśniej robi się przed przyszłoroczną kampanią wyborczą. Do wyborów pójdą najprawdopodobniej trzy duże bloki. Największa niewiadoma brzmi: czy Włodzimierz Czarzasty da się ograć Donaldowi Tuskowi?
Mity o konserwatywnej kotwicy w Platformie można dziś znaleźć już tylko w książkach o historii najnowszej oraz w starych artykułach prasowych. Taka frakcja w tej partii nie istnieje. Ci, którzy kiedyś ją stanowili, utonęli najczęściej w PSL – od europejskich demokratów z Jackiem Protasiewiczem, Stefanem Niesiołowskim czy Michałem Kamińskim, przez Marka Biernackiego, Ireneusza Rasia, Kazimierza Ujazdowskiego, po środowisko Bronisława Komorowskiego. Paweł Zalewski jest u Szymona Hołowni. Najświeższym ubytkiem jest Bogusław Sonik, który od dawna wystawał poza liberalno-lewicowe ramy, w jakie się przeorganizowała partia Tuska (czasy Macieja Płażyńskiego, Jana Rokity, czy Zyty Gilowskiej to już zupełna prehistoria). Ale już taki Grzegorz Schetyna pokornie kładzie po sobie uszy i wspiera znienawidzonego wodza w barbarzyńskim postulacie aborcji na życzenie do 12. tygodnia życia dziecka. Tą ścieżką od dawna drepczą Paweł Kowal z Pawłem Poncyljuszem, którzy są skłonni milcząco akceptować kolejne lewackie wolty i z konserwatyzmem chyba już nie potrzebują mieć za wiele wspólnego.
Tusk buduje partię „trzydziestu procent” – stabilne poparcie na takim poziomie da mu szansę na wynik wyborczy, który za rok może przywrócić go na fotela premiera. W tym planie nie potrzeba „prawej nogi”. Ważniejsze jest wzmocnienie lewej – to tu jest potencjał społeczno-polityczny. Rafał Trzaskowski odkrył to już dawno, dlatego jego wystąpienia nie są już postrzegane jako tak radykalne jak Tuska, choć w gruncie rzeczy w kwestiach światopoglądowych mówią to samo.
Tusk wie, że jeśli nawet uda mu się spacyfikować plany Trzaskowskiego o przejęciu partii (w perspektywie do najbliższych wyborów nie powinien mieć z tym problemu), będzie musiał ją dość trwale ukształtować na nowo, właśnie pod środowisko prezydenta Warszawy i jego zwolenników – czyli ludzi o zdecydowanie lewicowym światopoglądzie.
Platforma ma na pokładzie (lub co najmniej na sojuszniczym statku) byłych polityków PZPR-SLD, którzy dziś nie chcą mieć z dawnymi towarzyszami nic wspólnego: Danutę Hubner, Dariusza Rosatiego, Marka Belkę, Leszka Millera, czy Włodzimierza Cimoszewicza. Ma też pozostałości po Nowoczesnej – światopoglądowo też lewicujące, antyklerykalne, goniące w tym autodestrukcyjnym cywilizacyjnie tęczowym korowodzie. Z własnej substancji partyjnej pozostali albo ludzie bez poglądów albo cynicy ślepo kroczący za liderem w tęsknocie za władzą.
Materia jest więc ulepiona. Pozostaje pokonać największego wroga, którym w tej sytuacji staje się Nowa Lewica. PiS jest przeciwnikiem na później, gdy w szranki staną przygotowane oddziały, przegrupowane po swojej stronie.
Dziś Włodzimierz Czarzasty snuje wizje wspólnych rządów z Platformą i wyprowadzanie religii ze szkół, dopuszczanie możliwości zabijania dzieci nienarodzonych, małżeństwa homoseksualne itd. Pytanie, jaką drogą ostatni przewodniczący SLD chce do tych wspólnych rządów dojść. Nawet jeśli przekona wewnętrzne frakcje brzydzące się „libkami”, może się obawiać wspólnej listy z PO. Wszak jeżeli nie wszystko pójdzie zgodnie z jego planem maksimum, z solidnego klubu Lewicy w kolejnej kadencji pozostanie koło. A w dalszej perspektywie – formacja kanapowa.
Pytanie brzmi więc, czy w celu odsunięcia za wszelką cenę PiS od władzy Czarzasty zaryzykuje istnienie własnej partii i zagra na wymarzoną przez Tuska i Kaczyńskiego nutę ograniczenia sceny politycznej do dwóch wielkich obozów?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/613401-platforma-lewicy-demokratycznej-czy-tusk-ogra-czarzastego
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.