Nie, to nie będzie tekst o zmaganiach PiS z opozycją i nie będzie też porównaniem energicznego Campusu Trzaskowskiego z tradycyjnym i swojskim wiecem mieszkańców Podlasia z okazji wizyty premiera Morawieckiego. Nie ma co zestawiać w jednym szeregu wydarzenia z założenia młodzieżowego i inteligenckiego z lokalnym, ludowym spotkaniem politycznym. Ale jednak pomiędzy gośćmi Campusu a mieszkańcami Brańska trzeba będzie postawić jedno ważne pytanie.
Bo na Podlasiu czas płynie inaczej i świat potoczył się w inną stronę. Wzruszeni mieszkańcy witali szefa rządu z nadzieją na wzmacnianie Polski w obliczu szalonej wojny na wschodzie i absurdalnej presji niemieckiej z Zachodu. W oficjalnych pytaniach i w rozmowach między uczestnikami wydarzenia rozmawiano o kraju, Bogu, ojczyźnie, konserwatyzmie. „Liberalna Warszawa nas nie zrozumie” - opowiadał mi jeden z widzów telewizji wPolsce.pl. Ja także - nieliberalny niewarszawiak - nie wszystko rozumiałem. Rolnicy często rozmawiali z premierem o cenach nawozów i dopłatach na hektar ziemi - wręcz targowano się o kwoty, jak dawniej o podatki na sejmie szlacheckim, bo mieszkańcy Brańska i okolic mieli twardo policzone koszta i możliwe zyski ze swej pracy na roli. Obywatele z prowincji z liczbami do premiera Polski - oto Rzeczpospolita, „rzecz publiczna”. Między sobą mówiono, że do konkretnych działań trzeba się dużo modlić. „Czasy nadeszły bardzo złe: wojna, kryzys, sprawy międzynarodowe” - tłumaczyła mi kobieta, czytelniczka Tygodnika „Sieci”. Energia biła z tłumu ogromna: „Zwy-cię-żymy” - brzmiało znane hasło Zjednoczonej Prawicy. „Musimy obronić Polskę” - ściskał mi rękę młody przedsiębiorca z miasteczka. „Niech pan nas nie pomyli z Briańskiem, to jest miasto w Rosji” - śmieje się inny mieszkaniec. Podkreślmy więc: Brańsk na Podlasiu, nie Briańsk w Rosji. Wyjeżdżając z wielkomiejskiej bańki wszystko tam wydaje się inne - ludzka życzliwość, twarde uściski dłoni, słowa o „Bogu” i „Polsce”. Konserwatysta czuje tam powiew świeżego powietrza od ludzi, którzy modlitwą, pracą i aktywnością lokalną robią zawstydzająco dużo dla swojej wspólnoty.
O Campusie Polska Przyszłości pisali przenikliwie Marek Pyza, Marcin Wikło i Stanisław Janecki - młodzi, wykształceni, w debatach nad demokracją, ociepleniem klimatu, LGBT i walce z PiS.
Złośliwiec poradzi sobie ze zdyskredytowaniem każdego z tych spotkań. O antypisowskich drwinach z prowinicji wiemy już dużo, ale młodzi zadowalający się obietnicami uśmiechniętych polityków i hasłami o „miłości” w polityce czy szczęśliwej równości, też byliby wdzięcznym tematem do szyderstw. Oprzyjmy się tej pokusie na chwilę.
Trudniejszym zadaniem jest bowiem odpowiedzieć na pytanie co łączy ludzi z Campusu Trzaskowskiego i z wiecu w Brańsku. Trudno znaleźć choć jeden temat, który mieliby wspólny. Dla jednych Unia Europejska to gra interesów, ostatnio gra coraz brudniejsza - dla drugich miejsce docelowe polskiej demokracji. Dla jednych LGBT to moda tych czasów, dla drugich fundament dyskusji o miłości. Dla jednych Polska musi być silna i samodzielna, dla drugich musi być częścią głównego nurtu Zachodu. Jedni rozmawiali o nawozach na wiosnę, drudzy o temperaturze na Grenlandii za 50 lat.
Przecież jeśli chcemy być wspólnotą narodową, która ma przetrwać wichury tych dziejów, to musimy reagować podobnie na te same sygnały alarmowe czy jednoczyć się na sygnał tej samej trąbki. Wszyscy co prawda stanowczo potępiają rosyjską inwazję, ale jedni o tym mówią i wiele z obecnych kryzysów tym tłumaczą, drudzy milczą, by nie ulec konieczności pochwalenia władz RP (np. za dozbrajanie Ukrainy). Co nas łączy, nie z sympatii do polityków czy antypatii partyjnych, ale z języka i tematów, którymi operujemy na co dzień. Gdzie jest coś wspólnego, wokół czego moglibyśmy się wspólnie ze swoją pracą i energią pochylić?
Co mogą budować wszystkie partie, bez względu na polityczny sztandar? Wojna wywołała falę poparcia dla rozbudowy sił zbrojnych, ale jeszcze w zeszłym roku Lewica proponowała cięcie wydatków na armię. Czy takie nastroje mogą niedługo wrócić na polityczną scenę?
Pytanie o punkt wspólny jest coraz trudniejsze, Campus Trzaskowskiego i Brańsk na Podlasiu są z każdym rokiem coraz dalej od siebie. W analogicznych pęknięciach zszywała naród Margaret Mitchell ze swoim „Przeminęło z Wiatrem”, czy Konrad Adenauer w pełnej niuansów polityce po 1945 roku. Abstrahując już od przyczyn naszego pęknięcia - czy jest ktoś w czterdziestomilionowym narodzie, kto będzie umiał nas spotkać pod szyldem jakiejś wspólnej sprawy?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/613331-spotkanie-campusu-trzaskowskiego-z-podlaskim-wiecem-branska