Co chwila Donald Tusk zaskakuje czymś polityków PO, którzy na poczekaniu muszą wymyślać tłumaczenie i chwalić coś, czego winnych okolicznościach nawet nie wzięliby pod uwagę.
Tak było na przykład z ogłoszonym pomysłem na pilotaż czterodniowego tygodnia pracy, tak było z przejętymi od Lewicy hasłami 20 procentowych podwyżek dla budżetówki czy tym, że mieszkanie jest prawem nie towarem. Tak było też z wypowiedzianą podczas Campusu Polska obietnicą, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi PO po zwycięskich wyborach będzie liberalizacja ustawy aborcyjnej i wprowadzenie aborcji na życzenie, a na listach PO nie znajdą się ci, którzy aborcji nie popierają.
O ile przy okazji niespodzianek gospodarczych zbiesili się tylko najtwardsi liberałowie, typu Leszek Balcerowicz, a reszta jakoś radziła sobie z zachwaleniem przesunięcia Tuska w kierunku wrażliwości socjalnej, o tyle z aborcją nie poszło już tak łatwo. Z otwartą krytyką tego pomysłu wystąpił były prezydent Bronisław Komorowski, a Bogusław Sonik w ogóle zrezygnował z kandydowania do polskiego parlamentu. Posłowie kojarzeni, jako konserwatywni, pokroju Pawła Kowala stają na uszach, by jakoś z tego narzuconego przez Tuska dylematu wybrnąć z twarzą.
Sam zaś Tusk pokazuje, że on się z nikim właściwie liczyć nie musi i może zgłosić dowolną propozycję programową, jaką mu się ją tylko ogłosić spodoba, bowiem on sam jednoosobowo podejmuje w PO wszystkie decyzje. Programem PO jest więc to, co akurat w danym momencie podoba się Tuskowi. Programem PO jest także to, co według Donalda Tuska jest dla PO opłacalne. Jeżeli więc Donald Tusk stwierdza, że potrzebuje elektoratu Lewicy, by poszerzyć poparcie dla Platformy, będzie głosił hasła lewicowe. Jeżeli zaś uzna, że bardziej potrzebny jest mu elektorat prawicy, to gotów zmienić hasła na prawicowe. Choć akurat dla prawicowego elektoratu nigdy nie będzie politykiem wiarygodnym. Wreszcie trzeba pamiętać, że nie ma takiej kwestii, w której Donald Tusk zdania by już kiedyś nie zmienił. Tak było choćby z podnoszeniem wieku emerytalnego czy 500 plus. Na program wsparcia rodzin najpierw miało nie być pieniędzy, a później się okazało, że Ewa Kopacz miała taki projekt w szufladzie, ale nie zdążyła go wyjąć.
Więc za tydzień, miesiąc lub pół roku, może się okazać, że jednak na listach znajdą się miejsca dla przeciwników aborcji. A kiedy ktoś powie Donaldowi Tuskowi, że należałoby zamknąć listy przed tymi, których demotywuje świadomość, że będą kandydować oraz przed tymi, dla których upiorna jest myśl, że będą musieli siedzieć na Wiejskiej? To byłoby na prawdę coś!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/613094-a-kiedy-zakaz-kandydowania-z-list-po-dla-tych-bez-motywacji