Czy Donald Tusk popiera polskie zabiegi o reparacje od Niemiec, czy też je zwalcza? W pierwszej reakcji po opublikowaniu Raportu o polskich stratach stwierdził:
Tu nie chodzi o żadne reperacje od Niemiec, tu chodzi o kampanię polityczną, tu od wewnątrz. Wiadomo, Jarosław Kaczyński tego nie ukrywa, że na tej antyniemieckiej kampanii, chcą jakby odbudować poparcie dla partii rządzącej.
Później powtarzał tę tezę, żaląc się jednocześnie, że „jest ofiarą fałszywej propagandy PiS-u w sprawach niemieckich”, gdy tymczasem „nikt mnie nie musi uczyć historii”, a „Kaczyński nie będzie go uczył polskości”.
Z kolei w sobotę twitterowa wypowiedź Tuska brzmiała następująco:
Nikt nas nie będzie dzielił w sprawie reparacji. Zamiast cynicznej kampanii politycznej, oczekujemy precyzyjnego harmonogramu prac dyplomatycznych.
W sumie Tusk - inaczej niż Schetyna, który wprost powiela niemiecką narrację o „zamkniętej sprawie” - unika jednoznacznej deklaracji, i postępuje w sposób typowy dla siebie: podbija te wątki, które polskie roszczenia mają w istocie sparaliżować, sprowadzić do krajowej wojenki. Taki jest bowiem sens twierdzeń o „dzieleniu Polaków”, wybijania na plan pierwszy motywów politycznych Prawa i Sprawiedliwości oraz oczekiwania „precyzyjnego harmonogramu”. Gra o odszkodowania toczy się bowiem nie na krajowym podwórku, ale w relacjach z Niemcami, i każdy, kto chciałby pomóc w tej sprawie, powinien przede wszystkim wywierać presję na Niemcy. Tusk - rzekomo tak wpływowy - mógłby tu wiele pomóc, gdyby rzeczywiście był politykiem podmiotowym w relacjach z Berlinem.
Tusk oskarża PiS o cyniczną kampanię polityczne, i uważa, że stawianie mu zarzutu uległości wobec naszego zachodniego sąsiada nie ma podstaw w rzeczywistości. W rzeczywistości jednak jest to zarzut, który został przez Polaków zaakceptowany. Nie byłoby tak, gdyby nie solidne podstawy tego twierdzenia. Tusk solidnie zapracował na sytuację, w której się znalazł.
Ale sprawa jest poważniejsza. Kwestia reparacji rzeczywiście w sposób czytelny wyostrza pytanie o relacje z Niemcami. I dobrze, bo jest to pytanie dziś w istocie zasadnicze. Rosyjska agresja przeciwko Ukrainie odsłoniła pełen obraz, i dziś wiemy, że byliśmy bardzo blisko domknięcia nowego, niemiecko-rosyjskiego podziału Europy środkowo-wschodniej, w którym nie byłoby miejsca na niepodległą Polskę. Z kolei wymierzone w Warszawę działania instytucji unijnych, mające charakter sankcji, nie byłyby możliwe bez przyzwolenia, a pewnie i inspiracji Berlina. Złamanie polskiej niepodległości - nie tej formalnej, ale tej politycznej, wynikające z woli i umiejętności prowadzenia polityki naprawdę niezależnej - bardzo wyraźnie jest bardzo ważnym celem naszego zachodniego sąsiada. Powrót Tuska jest elementem jednego z wariantów, które mają do tego doprowadzić. Kwestia niemiecka jest więc jedną z zasadniczych spraw dla polskiej niepodległości; twierdzenie, że zagrożenie rosyjskie - rzeczywiste, bezpośrednie, brutalne - unieważnia zagrożenia zachodnie - jest absurdalne i nieprawdziwe. Odwrotnie, właśnie rosyjska agresja przeciwko Ukrainie i niemiecka reakcja na wybuch wojny pokazały, że są to wątki ze sobą ściśle sprzężone. Podmiotowa Polska przeszkadza obu mocarstwom.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/613017-tusk-podbija-watki-ktore-maja-sparalizowac-polskie-zabiegi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.